Niewidoczne fire show i panie w ludowych strojach, które trzęsły się z zimna zwróciły uwagę prezydenta Tadeusza Ferenca podczas niedzielnego 25. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który odbył się na rzeszowskim Rynku.
– Światełka na studni wyłączono podczas WOŚP. Panie w ludowych strojach trzęsły się z zimna. Miały gołe ręce i nogi. Pokaz ognia był niewidoczny dla wszystkich – wyliczał w poniedziałek niedopatrzenia Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, organizatorom odpowiedzialnym za przygotowanie 25. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na rzeszowskim Rynku. Relacja TUTAJ i TUTAJ.
– Organizację pokazów z ogniem trzeba przemyśleć, żeby ludzie to widzieli. Róbcie próby generalne – mówił Ferenc do swoich podwładnych.
Aneta Radaczyńska, dyrektor Wydziału Kultury Sportu i Turystyki w rzeszowskim magistracie, w rozmowie z Rzeszów News zapewniała, że osoby z jej jednostki zawsze przed każdą imprezą, za której organizację są odpowiedzialni, spotykają się i szczegółowo omawiają jej przebieg oraz wyznaczają każdemu zadania.
– Nie wszystkie rzeczy, które działy się podczas WOŚP, były w naszym zasięgu. Pojawienie się pań w ludowych strojach było inicjatywą szefa głównego sztabu – twierdzeni dyrektor Radaczyńska.
– Obecnie przygotowujemy się do środowych obchodów związanych z 663-leciem lokacji miasta i również dokładnie omawiamy cały program imprezy – dodaje.
O szczegółach imprezy pisaliśmy TUTAJ.
Trzęsące się z zimna panie w ludowych strojach, o których wspominał Tadeusz Ferenc, to tancerki z Zespołu Pieśni i Tańca „Karpaty”. WOŚP wspierają dobrowolnie od kilku lat.
– W tym roku pieniądze zbierały w Galerii Rzeszów. Na rzeszowskim Rynku pojawiły się, by oddać swoje puszki oraz wzięły udział w „Światełku do Nieba”, które było transmitowane przez telewizję. Zaraz po tym weszły do ratusza, by się ogrzać – wyjaśnia Sławomir Andres, szef głównego sztabu w Rzeszowie.
– Żadna pani się nie przeziębiła. Wspomagają WOŚP nie pierwszy raz, wiec znają swoje możliwości – dodaje Andres.
Kolejną rzeczą, na którą zwrócił uwagę prezydent Rzeszowa, był niesamowite fire show, czyli pokaz teatru ognia. Ze względów bezpieczeństwa musiał się on obyć przed, a nie na scenie.
Według Ferenca ulokowanie artystów w takim miejscu było nietrafne, bo ograniczało widoczność widzom. – Ludzie, którzy stali dalej musieli skakać, aby coś zobaczyć – zwracał uwagę Ferenc.
– Pokaz był transmitowany na przygotowanym wcześniej telebimie, na którym obraz był widoczny z daleka – tłumaczył Stanisław Sieńko, wiceprezydent Rzeszowa.
Aneta Radaczyńska z kolei zapewniła nas, że przy następnej takiej okazji miasto będzie rozważać inne ulokowanie artystów. Być może miejsce dla nich znajdzie się w środkowej części Rynku, by mieszkańcy mogli podejść i zobaczyć pokaz z każdej strony.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl