– Prawdopodobnie to ostatnie giełda – mówi właściciel działek, na których od ponad trzech dekad odbywa się handel. Umowy sprzedaży jeszcze nie podpisał, stąd brak pewności. Ale klienci przyjechali zrobić być może ostatnie zakupy.
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
W ostatnią niedzielę października giełda na Załężu przeżywała swoją druga młodość. Na drogach szaleństwo. Pielgrzymki ludzi, przed wjazdem na parkingi sznury samochodów.
– Wszystkie drogi dojazdowe są zablokowane. Tak jest od rana. Kolejki, jak za starych dobrych czasów – mówił nam w niedzielę, 30 października, po godz. 9:00 Marek Rak, prezes ZRB Społem.
Oaza wolnego handlu
Giełda na Załężu wygląda jak bazar z przełomu lat 80. i 90. ub. wieku. Prowizoryczne stoiska rozstawione wzdłuż wyznaczonych alejek, niektórzy sprzedają towar z rozkładanych stolików, rozłożonych cerat albo bagażników samochodów.
Wizyta na giełdzie to dla wielu rodzin część stałego rozkładu tygodnia. Przyjeżdżają tu z przyzwyczajenia, dla klimatu, bo jest taniej, bo można spotkać znajomych.
Kupić można wszystko: ubrania, meble, książki, zabawki, płyty CD, rowery, królika, psa, starocie, antyki. Najmniej jest aut, choć to przecież giełda samochodowa i do dziś przetrwała ta nazwa.
Tu ludzie spełniali swoje marzenia
– Taka giełda to była atrakcja nie z tej ziemi – wspomina Janusz z Sandomierza, który chciał sprzedać 30-letniego mercedesa. – Tutaj ludzie spełniali swoje marzenia. – Przyjeżdżali całymi rodzinami. Oglądali auta, wracali do domu, żeby przedyskutować, jechali na następną giełdę i kupowali auto.
– Kiedyś to tu się działo – mówi Dariusz, który od początku handluje na giełdzie w Załężu. Ma 52 lata, mieszka pod Krosnem.- Pierwsze lata to były najlepsze. W ciągu jednej niedzieli na sprzedaż wjeżdżało około 1,5 tys. samochodów. I tak co tydzień.
– Tu sprzedano miliony aut – potwierdza Marek Rak, mówiąc, że zwłaszcza na początku lat 90. samochodowy biznes „szedł znakomicie”. – Już przy wjeździe leciał sznurek ludzi, którzy chcieli zobaczyć auto z zachodu.
Na giełdzie w Rzeszowie można było sprzedać i kupić prawie każde auto. Były wartburgi, łady, fiaty, volkswageny, mercedesy, audi, BMW, volvo. A z rodzimej produkcji polonezy, duże fiaty, najwięcej maluchów.
– To były samochody z przydziałów. Najpierw były zapisy, na auto czekało się 2-3 lata, ale później sprzedawało z dużym zyskiem, bo 2-3 razy drożej – opowiada Janusz.
Składaki i mafia
W latach 90. sprzedawano głównie składaki ściągane z Niemiec. Nie opłacało się przewozić całego auta, ponieważ trzeba było zapłacić wyższe cło.
– Kupowało się auto, wyciągało silnik, „budę”, pakowało na lawetę, przyjeżdżało do Polski i na miejscu składało. Na oplu z 1986 roku pisało, że to składak z 91 – opowiada Dariusz.
Części zamiennych było w brud. Wszystko to, co udało się wygrzebać na zagranicznych złomowiskach, a czego nie było w magazynach Polmozbytu.
Atrakcją giełdy na Załężu, choć wątpliwą, była gra hazardowa w tzw. trzy kubki. – Ci ludzie, to była mafia – nie przebiera w słowach Dariusz. – Tu się cyrki działy. Kobiety złote obrączki zastawiały, ale niektórzy auta przegrywali.
– Jeden gość przegrał pieniądze, jego syn wziął na bok tego z mafii, wyciągnął broń. Facet oddał wszystkie pieniądze. Tu były straszne rzeczy – dodaje.
Ciąg dalszy
Ale to już przeszłość. Historią staje się też sama giełda. – Nic nie trwa wiecznie, wszystko się zmienia – mówi Marek Rak, przyznając, że negocjacje w sprawie sprzedaży działek jeszcze się nie zakończyły. – Ale tu powstanie nowoczesny obiekt, na miarę miasta wojewódzkiego, i będą miejsca pracy.
Na miejscu giełdy ma powstać hala magazynowa, szczegóły wciąż nie są znane. Handel zostanie przeniesiony na giełdę Wschód w Skołoszowie, w gminie Radymno pod Jarosławiem.
(la)
redakcja@rzeszow-news.pl