Reklama

W dzisiejszym, w pełni globalnym świecie, któremu niejednokrotnie towarzyszą nieoczekiwane zmiany geopolityczne, mogące przynieść nagłą zmianę w relacjach występujących pomiędzy poszczególnymi państwami, niezwykle istotną rolę pełni zawieranie przemyślanych i wyważonych porozumień handlowych. Ich głównym zadaniem jest umacnianie wzrostu inwestycji oraz wsparcie wymiany handlowej, co skutkuje ogólnym wzrostem gospodarczym stron, które je zawierają.

Nie wszyscy rozumieją zawiłość umów i porozumień handlowych, niemniej ich celem jest otwarcie rynków, zmniejszenie ceł i barier, co skutkuje niższymi cenami dla nas konsumentów i zwiększeniem rynków eksportu dla rodzimych podmiotów gospodarczych. Temu między innymi służy umowa pomiędzy Unia Europejską a Kanadą, która po wielu latach trudnych negocjacji została poparta przez rządy wszystkich krajów UE i 15 lutego 2017 roku zdecydowaną większością została poparta przez Parlament Europejski. Oczywiście każdej tego typu umowie towarzyszą emocje i argumenty, które często z rzeczywistością zawartą w dokumentach nie mają nic wspólnego.

Przeciwnicy tej umowy straszyli opinię publiczną kwestiami, które nie są uregulowane zapisami tej umowy, bądź podlegają pewnym ograniczeniom, co dało się niejednokrotnie usłyszeć w debacie przed i po głosowaniu. I tak też pojawiały się mało merytoryczne argumenty, że CETA negatywnie wpłynie na polską gospodarkę, zmniejszy konkurencyjność naszych przedsiębiorstw oraz stanowić będzie zagrożenie dla naszego rolnictwa a także, że jedynymi beneficjentami umowy będą międzynarodowe korporacje.

I w tym miejscu chciałabym postawić jedno zasadnicze pytanie: czy te same argumenty i obawy nie pojawiały się w momencie, kiedy negocjowane były warunki naszego przystąpienia do UE. Czy nie słyszeliśmy wtedy, że nasi przedsiębiorcy nie poradzą sobie na nowym rynku? Że osłabi to konkurencyjność naszej gospodarki, a jako państwo stracimy naszą suwerenność?

Obecność Polski w UE od 2004 r. zweryfikowała te obawy, a życie pokazało, że nasi przedsiębiorcy doskonale sobie radzą z konkurencją, zdobywają nowe rynki zbytu i rozwijają eksport. I jestem przekonana, że również w tym przypadku otworzenie się UE na transatlantycką współpracę gospodarczą z Kanadą przyniesie podobne rezultaty. Poprzez zniesienie 99% ceł i likwidację barier dla przedsiębiorców CETA przyczyni się m.in. do pobudzenia handlu, wzmocnienia stosunków gospodarczych i ułatwi tworzenie miejsc pracy, co bez wątpienia poprawi sytuację gospodarczą państw UE.

Jednocześnie warto podkreślić, że umowa nie zmienia unijnych regulacji dotyczących bezpieczeństwa żywności, w tym żywności genetycznie modyfikowanej czy zakazu wykorzystywania hormonów w produkcji żywności. I nie da się w tym miejscu nie zgodzić z Przewodniczącym Rady Europejskiej, który stwierdził, że „alternatywą dla CETA jest izolacjonizm i protekcjonizm i powrót do egoizmu narodowego”. A izolacjonizmu i egoizmu w wykonaniu obozu rządzącego na własnym podwórku przecież i tak mamy sporo.

 

Reklama