„Kobiety tresują mężczyzn, jak Pawłow ćwiczył swoje psy. Kobiety (…) wyzyskują mężczyzn. Kobieta ma wybór i to przesądza o jej nieskończonej wyższości nad mężczyzną. Mężczyzna wyboru nie ma” – pisała o relacjach damsko-męskich Esther Vilar w „Tresowanym mężczyźnie”. A jak się ma do tego historia Heli i Bastusia? Odpowiedź na to pytanie daje rzeszowski Teatr „Bo Tak”.
Zanim oskarżą mnie o bycie feministką, babochłopem, zanim oskarżą, że jestem „przeciw” obecnej władzy i rzekną, że jestem „lewakiem” czy jakimkolwiek innym dziwnym tworem, zacznę od jednego romansu z XIX wieku, który w literacki sposób utrwaliła Ewa Stachniak w swojej książce „Dysonans”.
Historia dotyczy jednego z wielkich romantyków – Zygmunta Krasińskiego, któremu nakazano ożenić się z Elżbietą Branicką. W tym małżeństwie zawsze była ta trzecia – Delfina Potocka. Czas był taki i okoliczności również, że prawowita żona nawet poproszona została, by z przyjaciółką męża sama się zaprzyjaźniła.
Ten wstęp jest nieprzypadkowy, bo dotyczy czasów zanim sufrażystki wyszły na ulice, zanim opublikowano „Wołanie o prawa kobiety” Mary Wollstonecraft, zanim ukazała się książka Betty Friedan pt. „Mistyka kobiecości”.
W latach 70. XX wieku, gdy pojawiła się książka Esther Vilar „Tresowany mężczyzna”, świat już na sprawę relacji damko-męskich patrzył nieco inaczej. To właśnie ten bestseller zainspirował Johna von Düffela do stworzenia spektaklu o tym samym tytule.
Do Rzeszowa sztuka ta przywędrowała za sprawą Teatru „Bo Tak” i reżysera Marcina Sławińskiego 21 października ub. r. Dlaczego o niej wspominamy? Bo nie lubimy monotonii! Zawsze piszemy o premierach, a tym razem postanowiliśmy zrecenzować dla was spektakl, który wzmoże wasz apetyt, a głód zaspokoicie dopiero w październiku roku bieżącego.
„Tresowany mężczyzna” to spektakl, w którym rzecz dotyczy pewnej pary – Heleny i Sebastiana (w tych rolach Magdalena Kozikowska-Pieńko i Kornel Pieńko). Ona – córka kobiety kobiecej (czytaj: żony, która nie pracuje, wydaje pieniądze swojego męża, jest tylko ładna i to jest jej sukces), która właśnie awansowała na stanowisko głównego inspektora audytu i co dziwne, wierzy w związki oparte na partnerstwie.
Co więcej, jej matka Kocia (w tej roli Beata Zarembianka), uważa, że Hela w dzieciństwie przypominała dziewczynkę, ale była pozbawiona zupełnie kobiecych cech, bo np. wolała od zawsze wydawać pieniądze niż je zarabiać! Co więcej, Kocia uważa, że kobieta, która nie stoi co najmniej dwie godziny przed lustrem jest wybrakowana, a jeśli nie chodzi do tego na zakupy – jest facetem.
Gdy dodamy do tego fakt, że awans Heli wiąże się z tym, że jej przyszły mąż po pierwsze, nie otrzyma tego stanowiska (a przecież z racji tego, że jest mężczyzną powinien!), a po drugie, będzie zarabiać od niego 10 razy więcej, to wówczas mamy prawdziwą apokalipsę społeczną!
A kim jest Sebastian, tudzież Bastuś? To mężczyzna, któremu „siusiak schował się w fałdzie brzusznej”, a do tego jest synem profesorki, która na uczelni wyższej wykłada gender. On sam preferuje gotowanie, sprzątanie kolory pastelowe, a szczególnie różowy.
Do tego w sypialni działa na zasadzie „nic się nie stało, bo nic nie stanęło”, ale to nic! Seks jest w dzisiejszych czasach przereklamowany, w małżeństwie liczy się to, by się razem zestarzeć.
Bastusiowi opcja „sperminator” włącza się dopiero wtedy, gdy dowiaduje się, że przyszła żona ma zapisane w kontrakcie, że przez 5 lat nie może zajść w ciąże –„Nie dość, że zarabiam 1/10 pensji mojej żony, to nie mogę jej jeszcze zapłodnić!” – mówi rozzłoszczony i dodaje, że kontrakt Heli to pakt antyrodzinny!
Ból Bastusia rozumie doskonale jego przyszła teściowa: „10 razy więcej?! To straszne! (…) Proporcje muszą być zachowane! 10 razy… To tak jakby jamnik startował do wilczycy!” – mówi zrozpaczona Kocia, która ma nadzieję, że córka nie przyznała się do tego swojemu partnerowi.
Kocia doskonale wie, że mężczyźni potrzebują, aby ich podziwiano, potrzebują kobiet bezradnych, aby się mogli się o nie troszczyć, aby mogli na nie harować…
– Sebę wychowała kobieta wyemancypowana – przypomina Hela, na co Kocia stwierdza, że w takim razie Seba musi być gejem, skoro akceptuje kobietę samodzielną i pracującą.
Bo drogie Panie, dobry mąż to taki, z którym po pierwszej randce czujemy się w starym małżeństwie, które przypomina niewolnictwo bezłańcuchowe, ponieważ z monogamią jest tak, że nie chodzi o to co facet robi ze swoją spermą, tylko czy regularnie płaci.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czy małżeństwo Heli i Seby doszło do skutku i kto sprząta, gotuje i wychowuje dzieci, a kto zarabia koniecznie musicie zobaczyć „Tresowanego mężczyznę” w teatrze „Bo tak”, ale dopiero w październiku, bo para ze spektaklu – Magdalena i Kornel, którzy prywatnie są małżeństwem, spodziewa się bliźniaków.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl