– Na Podkarpaciu ludzie widzieli ogromną szansę w wejściu Polski do Unii Europejskiej – mówi Jan Kurp, były wojewoda podkarpacki.
Marcin Kobiałka: 1 maja 2019 roku obchodzimy 15-lecie wejścia Polski do Unii Europejskiej. W 2004 roku był Pan wojewodą podkarpackim. Jak Pan wspomina tamten czas?
Jan Kurp*: – W sposób bardzo zróżnicowany. Kiedy było referendum w sprawie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, głosowanie były dwudniowe: w sobotę i niedzielę [7-8 czerwca 2003 roku – przyp. red.]. Frekwencja w sobotę na Podkarpaciu była dosyć słaba, niska. Miałem kilkanaście telefonów, aby coś zrobić, podjąć jakieś działania, bo jako województwo wleczemy się w ogonie województw słabo głosujących.
Moja odpowiedź była tylko jedna: na Podkarpaciu w zasadzie głosuje się tylko i wyłącznie w niedzielę, musimy spokojnie poczekać, zobaczymy, jaka będzie frekwencja w niedzielę.
Okazało się, że po niedzielnym głosowaniu znaleźliśmy się w czołówce województw w kraju, jeśli chodzi o poparcie dla wstąpienia Polski do UE [frekwencja na Podkarpaciu wyniosła 57,2 proc., za wejściem do UE było ponad 70 proc. uczestników referendum, przeciwko – niespełna 30 proc. – przyp. red.]
Były to czasy odrobinę stresujące, ale był to też okres, który poprzedzał całą sprawę wstąpienia naszego kraju do UE. Pamiętam różne spotkania, w tym z ówczesnym prezydentem RP Aleksandrem Kwaśniewskim. Pamiętam również protesty przed rzeszowskim ratuszem przeciwko wstąpieniu Polski do UE.
Te protesty wtedy organizowała Liga Polski Rodzin i Samoobrona…
– Tak. Na szczęście mądrość społeczeństwa wzięła górę i poparcie dla wstąpienia Polski do UE było znacznie wyższe niż niektórzy się spodziewali, zarówno lokalnie, jak i w skali kraju.
Kościół też nie był przyjaźnie nastawiony do UE. W wielu podkarpackich miasteczkach nierzadko z ambony padały krytyczne słowa o naszej obecności w UE.
– Osobiście z takimi głosami się nie spotkałem. Być może były sporadyczne przykłady, które wskazywałyby na to, że niektórzy księża ulegli psychozie tych antyunijnych środowisk.
Sądzę, że w tej kwestii decydujące było jednak stanowisko papieża Jana Pawła II. Jego słowa spowodowały, że społeczeństwo uwierzyło naszemu papieżowi-Polakowi i Polacy poparli wstąpienie naszego kraju do UE. Nie zgadzam się ze stwierdzeniami, że Kościół przeszkadzał i działał na rzecz niewstąpienia Polski do UE.
Podczas spotkań, w których uczestniczyłem, nie było agresji. Ludzie byli ciekawi odpowiedzi na pytania, które ich nurtowały: co będzie, jak będzie, itd. Rolników interesowało, co będzie z dopłatami. Osoby, które reprezentowały różne profesje zawodowe, były bardziej ciekawe tego, na co mogą liczyć. Na Podkarpaciu ludzie widzieli ogromną szansę w wejściu Polski do UE.
Bał się Pan wyniku referendum na Podkarpaciu?
– Nie, chociaż byłem na pewno zaniepokojony, bo uważałem, że wejście do UE to ogromna szansa dla każdego z nas, a szczególnie dla młodego pokolenia, co faktycznie okazało się prawdą.
Czarny scenariusz przeciwników wejścia Polski do UE nie spełnił się.
– Tak. Niemcy ziemi nie wykupili, widzimy nie raz, ile hektarów leży odłogiem. Nawet my, Polacy, nie potrafimy wykorzystać tych ziem w sposób właściwy. Ale też pozostałe strachy, które również były, jak się z ludźmi spotykało i rozmawiało, to te osoby powątpiewały, że coś nam grozi, np. utrata suwerenności. Dzisiaj suwerenność opiera się na potencjale ekonomicznym danego państwa. Przedsiębiorstwa zrobiły ogromny skok po przystąpieniu Polski do UE.
Podkarpacie dobrze wykorzystało 15 lat Polski w UE?
– Uczestniczyłem zarówno w komitetach sterujących jeśli chodzi o środki europejskie z poziomu centralnego, czyli Warszawy, jak również w Urzędzie Marszałkowskim. Polityka wykorzystywania funduszy europejskich na Podkarpaciu również była bardzo dobra, zawsze plasowaliśmy się na czołowych miejscach.
Wykorzystywaliśmy fundusze na inwestycje istotne i ważne. Wystarczy wspomnieć o infrastrukturze drogowej – mamy choćby autostradę A4, czy budowaną drogę ekspresową S19. Te inwestycje łączą nas z wieloma krajami UE, ale nie tylko. To są „okna” na świat.
Trzeba też wspomnieć o inwestycjach w oświatę, mimo, że można dzisiaj różnie patrzeć na reformę, która w tamtym czasie została przeprowadzona. Po wejściu Polski do UE zrobiliśmy skok jakości w zakresie obiektów szkolnych, jak również jeśli chodzi o wyposażenie szkół. Służba zdrowia także zyskała.
Jakie powinny być kolejne 15 lat naszej obecności w UE, o ile Polska nie zostanie z niej wyprowadzona?
– Nie wyobrażam sobie, by Polska nie była w UE. To byłaby katastrofa dla naszego kraju. Kolejne 15 lat powinniśmy maksymalnie wykorzystać. Unijne fundusze, jak i również centralne, mądrze, rozsądnie i prawidłowo wykorzystać, by nasz potencjał ekonomiczny i gospodarczy był znacznie większy, lepszy, nowocześniejszy i ekspansywny.
Przed wejściem do UE Polska i Ukraina były mniej więcej na tym samym poziomie. A dzisiaj jest kolosalna różnica między tymi państwami. Jak to mówią: większy może więcej.
Bądźmy w tej grupie państw, które się liczą nie tylko w Europie, ale również na arenie światowej. Nie zadrażniajmy, nie kłóćmy się tam, gdzie nie potrzeba, przestrzegajmy tych priorytetów i zasad, które obowiązują w UE. A jeżeli chcemy coś poprawić, to miejmy dobry, rozsądny program, który pokażemy i będziemy mieli do niego zwolenników, którzy nas poprą.
Jak Pan patrzy na ten antynijny kurs obecnego rządu w naszym kraju?
– To specyficzny czas – za chwilę wybory są do Parlamentu Europejskiego, jesienią do polskiego parlamentu. To, co się mówi w kampanii wyborczej, to jedno. A to, co się będzie musiało realizować lub robić, to drugie. Nie grozi nam nic nadzwyczajnego, jeśli chodzi o nasze relacje z UE. Wszystko, jak to się mówi, uciera się. Wypowiedzi niektórych polityków są wyolbrzymiane.
Są one elementem folkloru polskiej sceny politycznej?
– Tak. Ten folklor był też przed przystąpieniem Polski do UE. Już go nie ma. Kolejne folklory też będą znikały. W Polexit nie wierzę. Kto by się na to odważył? Mamy przykład Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy teraz zdają sobie sprawę, czym może im grozić Brexit. Jeszcze nie wiadomo, czy Wielka Brytania opuści UE.
W 15. rocznicę wejścia Polski do UE w Rzeszowie nie zorganizowano żadnych oficjalnych obchodów.
– Małość, małość i tylko małość. Brak rozsądku i roztropności.
Rozmawiał: MARCIN KOBIAŁKA
* Jan Kurp, wojewoda podkarpacki w latach 2003-2005, w latach 2002-2003 podkarpacki kurator oświaty, związany z SLD