Atrakcji moc, ale z pustym brzuchem daleko się nie zajedzie. Dowód? Mnóstwo chętnych na paniagowo-żołnierską grochówkę i przy jedzeniowych stoiskach jarmarku. Nie zabrakło także i tych, którzy ducha karmili w kinie, na wystawach, czy muzeum. W czwartek, podczas Święta Paniagi, ulica 3 Maja tętniła życiem.
Piękna słoneczna pogoda, dzień wolny od pracy i nasza rzeszowska Paniaga – czego można chcieć więcej 3 maja? Chyba nic, szczególnie, gdy spoglądaliśmy na tłumy, które przewijały się przez cały dzień przez deptak z okazji 15. Święta Paniagi.
Z tej okazji Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, tym razem wraz z burmistrzem węgierskiej Nyíregyházy – Ferencem Kovácsem w samo południe rozpoczęli Święto Paniagi dedykowane tym razem 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Zgodnie z tradycją ulicą 3 Maja przeszedł piękny taneczny korowód, składający się z 27 grup tanecznych i ponad 370 tancerzy.
Po części oficjalnej przyszedł czas na delektowanie się Paniagą wedle własnego uznania. Na scenie przy wieży farnej zaprezentowali się wokaliści z Centrum Sztuki Wokalnej Anny Czenczek z patriotycznym repertuarem „Zakazane piosenki”.
Następnie wspaniali modele i modelki pokazali, jak ubierano się w okresie międzywojnia na co dzień i od święta. Był też i Pan Kleks ze swoją Akademią, który śpiewem umilał uczestnikom Święta Paniagi. W podobne tony uderzyli także uczniowie Akademii Aktorskiej „Artysta”, prezentując koncert przebojów musicalowych. Muzyczne doznania na tej scenie zakończył zespół „Karczmarze”.
Co słychać „W międzywojennym Rzeszowie”?
Jeśli komuś repertuar ze sceny przy wieży farnej nie odpowiadał, mógł przejść się wzdłuż jubilatki, czyli ul. 3 Maja. Na ciekawskich, którzy stawiają na poszukiwania, w Galerii Fotografii Miasta Rzeszowa czekała wystawa „W międzywojennym Rzeszowie”, autorstwa rodziny Edwarda Janusza. Na zdjęciach można było zobaczyć dzieci i kobiety z tamtych czasów, sypialnie i salon, domowe podwórka, a także uświadomić sobie, jak Rzeszów przez te kilkadziesiąt lat się rozwinął.
Z kolei w Muzeum Okręgowym można było wybrać dwie opcje. Pierwsza – zwiedzanie ekspozycji: „Historie klockami budowane II”, „Jacek Malczewski malarz poezji – poeta malarstwa”, „Żołnierz polski 1914 – 1945. Kolekcja Jana Partyki”, „Galeria Malarstwa Polskiego”, „Odkopana przeszłość – pradzieje Polski południowo- wschodniej” oraz „Elegancka Niepodległa” – akcesoria damskiej mody z dwudziestolecia międzywojennego. Druga – relaks na dziedzińcu muzealnym można było spotkać się m.in. z rzeszowskimi pisarzami.
Kinomaniacy Święto Paniagi pewnie spędzili w Zorzy, bo tam na widzów czekały animacje „Luis i obcy”, blok polskich filmów animowanych; projekcja filmu „Rzeszowskie Janusze” oraz filmu „Wyklęty”. Przy banku Józiu i Wikunia, czyli Małgorzata Pruchnik-Chołka i Michał Chołka ubrani w stroje z epoki mieszkańcom czytali wiadomości z dawnego Rzeszowa.
Na scenie Radia Rzeszów można było zobaczyć m.in. koncert zespołu Czarno-Czarni.
Bicie monet, zabytkowe rowery…
Na ul. 3 Maja czekał także pewien pan, który wybijał na świeżo pamiątkowe monety ze Święta Paniagi oraz rodzina specjalistów, która uczyła, jak wyrobić z gliny piękne naczynia. Była też atrakcja dla cyklistów, na których czekały zabytkowe rowery, a także możliwość zrobienia sobie cyjanoportretu w strojach z lat 20. XX wieku.
Gdy docierało się do końca ul. 3 Maja – miejsca, w którym styka się ona z ul. Zamkową i al. Lubomirskich czekał na nas szef kuchni Krzysztof Górski z Teatru Kulinarnego, który dla rzeszowian podczas Paniagi gotuje od trzech latach. Wraz ze swoim zespołem zadebiutował w stolicy Podkarpacia gulaszem węgierskim, następnie gotował ciorbę rumuńską, by dziś przygotować dla nas żołnierską, tradycyjną ułańską grochówkę.
Grochówka „szablą” robiona
Aby spełniała ona wymagania wszelkiej maści ułanów miała być mieszana szablą. Ostatecznie jednak zdecydowano się na gigantyczną chochlę, ale „szabla” poszła w ruch przy krojeniu kiełbasy. A jaka powinna być idealna grochówka? Na pewno na podrobach. Ponadto, okazuje się, że wcale nie musi być gęsta, a wręcz odwrotnie powinna mieć konsystencję zupy.
– Nie można ani przesadzić z ilością grochu, ani rozgotować ziemniaków, bo wówczas zrobimy pulpę suchą. Nasza grochóweczka jest „mniam, mniam”. Wszyscy ją zajadają – chwalił się Krzysztof Górski, który był „grochówkowym dowódcą”, czyli szefem kuchni.
Mieszkańcy żołnierski przysmak zajadali aż im się uszy trzęsły. – Bardzo dobra. Dawno takiej nie jadłem – mówił pan Krzysztof. Pani Monice, która zupę ułańską próbowała z mężem i synem, podobało się to, że dobry posiłek można było zjeść na miejscu i nie trzeba było wracać na obiad do domu. – Bardzo dobra, ale babcia gotuje lepszą – komentował 7-letni Antoś. Kucharze z Teatru Kulinarnego przygotowali 5 tysięcy porcji grochówki.
Osypek, kiełbaska, smalczyk, proziaczek…
Na al. Lubomirskich czekał na mieszkańców jarmark. Od strony ul. 3 Maja witały nas oscypki z żurawiną, wszelkiej maści sery, szynki, kiełbasy, pasztety, kiszki. Dalej czekały syropy z jeżyny leśnej, pędów sosny, owoców derenia, pigwy oraz miody i pyłek kwiatowy.
Miłośnicy chleba mogli kupić swojski przysmak i przy okazji skosztować pajdę ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Na tych, którzy swojskich przysmaków aż tak nie lubią czekała drożdżówka z prawdziwych jajek (niepodrabianych, żeby nie było 😊). Były też ciasta: serniki, pierniki, szarlotki i nasze regionalne proziaki z masłem.
Smaku dodawało kolejne stoisko, bo było z przyprawami. Z jakimi? Klasycznymi jak pieprz, przyprawa do kawy, cynamon po mniej znane jak np. harissa, masala, czy morwa biała. Na ugaszenie pragnienia na jarmarku oferowano wino. To najciekawsze nazywały się: „Gwiazda Poranna”, „Dzikie Pola”, „Alaska”, „Zofia Anna” i „Czerwony Diament”. Była też „Chimera”.
Nie zabrakło też na jarmarków oczywiście wyrobów rękodzielniczych – glinianych naczyń, biżuterii, obrazów, przytulanek, magnesów na lodówkę….
I na koniec tenory trzy
Tegoroczne 15. Święto Paniagi o godz. 19:00 na scenie rzeszowskiego Rynku zakończy koncert „Trzech Polskich Tenorów”. Swoimi bajecznymi głosami będą nas zachwycać fenomenalny Dariusz Stachura, zwany „polskim Pavarottim”, a także Krzysztof Marciniak i Paweł Skałuba z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Sławomira Chrzanowskiego.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl