Czarna polewka dla Kaczyńskiego. Restauratorzy wyszli na ulice Rzeszowa [FOTO]

– W branżę gastronomiczną uderzyło tsunami. Bez pomocy rządu nie przetrwamy – załamywali się restauratorzy podczas wtorkowego „gastroprotestu”. 

 

We wtorek w całym kraju w 17 miastach odbyły się protesty restauratorów i hotelarzy, tzw. gastroprotesty. Przedstawiciele branży gastronomicznej zebrali się także w Rzeszowie. Przed Irish Pubem przy ul. 3 Maja podali Jarosławowi Kaczyńskiemu „ostatnią zupę polskiej gastronomii” – czarną polewkę. 

„Sprzeciwiamy się zamykaniu lokali. Żądamy merytorycznych rozmów z rządem. 1 milion ludzi bez pracy. Odpowiedzialność premiera RP” – głosiły ulotki, które menadżerowie Irish Pubu rozdawali zgromadzonym.

Happening rozpoczął się w południe. Na deptak przy ul. 3 Maja protestujący wynieśli stół zastawiony czarnymi polewkami: dla prezesa Jarosława Kaczyńskiego, premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Jarosława Gowina oraz Olgi Semeniuk, którą nazwali „wicemnister zwijania gospodarki”. 

Demonstranci mieli też transparenty. „Proszę kaczora na wynos”, „Rząd zabija świadomie restauracje, fitness, rozrywkę i hotele” – brzmiały niektóre z nich. 

„Sytuacja jest dramatyczna”

W proteście wzięło udział blisko 40 rzeszowskich restauratorów. W ich imieniu głos zabrał Maciej Grubman, właściciel Irish Pubu i przedstawiciel Polskiego Sztabu Kryzysowego Gastronomii Polskiej. 

– Po raz drugi zostaliśmy odcięci od jakiegokolwiek przychodu. I to nie na dwa tygodnie, jak początkowo zakładano, a do odwołania. Rząd o niczym nas nie informuje. A bez rządowej pomocy nie przetrwamy. Czy otrzymamy postojowe? Czy zwolni się nas z opłacania ZUS-u? Nie wiemy – martwi się Maciej Grubman i dodaje, że mimo głębokiego kryzysu rząd podnosi VAT na owoce morza – z 8 na 23 proc. 

Zdaniem właściciela Irish Pubu do końca roku wiele lokali splajtuje. – Sytuacja jest dramatyczna. Gastronomia jest w zapaści. Mnóstwo ludzi straci pracę. Już teraz codziennie ktoś ogłasza, że wyprzedaje wyposażenie lokalu. Niektórzy się poddają – twierdzi Grubman. 

Restauracje, puby i kawiarnie w całym kraju są zamknięte od 24 października z powodu ogromnego wzrostu zakażeń koronawirusem. Sprzedaż może być prowadzona tylko na wynos lub na dowóz. Na początku rząd mówił o 14-dniowym lockdownie, ale premier specjalnie zarządził, że gastrobiznes w tradycyjnej formie ma być zamknięty do odwołania. 

Według statystyk, które przywołał Maciej Grubman, miesięczne obroty branży gastronomicznej spadły o ponad 80 proc. – Stracą na tym rolnicy, dostawcy, producenci i importerzy. To się odbije na całej gospodarce. Wszyscy na tym ucierpią – przekonywał. 

Na wynos to za mało 

Irish Pub nie obsługuje zamówień na wynos. – Aktualnie wejście na ten rynek nie prowadzi do niczego, a nawet pogłębia straty – uważa Maciej Grubman. – Poza tym mamy specyficzne menu, mięsa sezonowe nie nadają się do dowożenia – dodaje.

Nadrabiać straty sprzedażą z dostarczaniem do domu próbuje za to Texas Bar&Restaurant. – Mamy spadek rzędu 90 proc. Działamy na wynos, ale dostawcy pobierają wysokie prowizje, które sięgają nawet 30 proc. Zarabiamy grosze albo nie zyskujemy nic – tłumaczy Mateusz Hanf, menadżer lokalu. 

To jeden z wielu przykładów na to, że lokale gastronomiczne nie utrzymają się bez wsparcia rządu. – Nikogo jeszcze nie zwolniliśmy. Przyszłość jest niepewna, nie chcemy krzywdzić drugiego człowieka. Może się to jednak okazać nieuniknione – obawia się Hanf. 

Spacer do okien wojewody 

Z ul. 3 Maja restauratorzy ruszyli do urzędu wojewódzkiego, by przekazać wojewodzie Ewie Leniart kilkadziesiąt petycji, w których żądają m.in. merytorycznego planu wychodzenia z kryzysu, zwolnienia z ZUS-u na pół roku i stałej i jednolitej stawki 8 proc. VAT na wszystkie produkty i usługi. 

Przed oknami wojewody stali blisko kwadrans, w zupełnej ciszy. Nikt do nich nie wyszedł. 

(cm)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama