– W najczarniejszych scenariuszach nie przewidywaliśmy, że do takiej sytuacji dojdzie. Ale to, co się wydarzyło, tylko dodało nam sił – mówią przedstawiciele rzeszowskiego klubu Life House.
W środę 2 maja w Life House miał się odbyć koncert czterech zespołów black metalowych. Gwiazdą miała być szwedzka grupa Marduk. Oprotestowany od wielu tygodni koncert przez polityków PiS i środowiska katolickie (zarzuty o szerzenie satanizmu) ostatecznie nie doszedł do skutku, bo „nieznany” sprawca w noc poprzedzającą koncert odciął rurę z wodą i wodomierz, odcinając jednocześnie dostęp klubowi do bieżącej wody.
Na miejscu zdarzenia w dniu koncertu błyskawicznie (godzinę od zgłoszenia) pojawili się pracownicy sanepidu.
– Nasza decyzja nie dotyczyła zamknięcia klubu, tylko działalności gastronomicznej. Trudno sobie wyobrazić działalność baru, gdy w lokalu nie ma bieżącej wody – ciepłej i zimnej. Decyzja o zamknięciu części gastronomicznej była podyktowana brakiem zapewnienia odpowiedniej higieny i bezpieczeństwa konsumentom. Zostanie ona uchylona, gdy klub będzie miał dostęp do bieżącej wody. Wówczas nasza decyzja będzie bezprzedmiotowa – wyjaśnia Wiesław Kwater, wicedyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie.
Agencja koncertowa Massive Music, która odpowiadała za organizację koncertu, twierdziła, że oprócz kontroli sanepidu, w klubie pojawili się również strażacy i policjanci. Przedstawiciele policji twierdzą jednak, że w klubie nie podejmowali żadnej interwencji. – Policjanci byli, aby pilnować porządku, gdyby doszło do koncertu. Od organizatorów nie przyjęliśmy żadnego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa – twierdzi Dominika Kopeć z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Dorian Pik, menedżer Life House, twierdzi tymczasem, że w klubie w dniu koncertu pojawił się policjant. – Zapytał nas dosłownie: „Czy są tutaj jacyś zbóje?”. Gdy zobaczył, że żadnych „zbójów” nie ma, policjant opuścił klub – mówi Rzeszów News Dorian Pik. Dla klubu środowe wydarzenia są kompletnie niezrozumiałe. – Takiego scenariusza nie przewidywaliśmy – twierdzi Pik.
Jak to się stało, że „nieznany” sprawca odciął rurę z wodą i wodomierz w klubie? To bardzo zagadkowe, bo śladów włamania do Life House nie stwierdzono. Uszkodzona instalacja znajduje się w magazynie na zapleczu klubu. Klucze do niego mieli również przedstawiciele sąsiedniego hotelu Grein, który jest obecnym właścicielem budynku Life House i udostępnia jeszcze obiekt na imprezy koncertowe. Budynek docelowo ma być wyburzony.
Gdy okazało się, że w klubie odcięto rurę z wodą, organizatorzy koncertu próbowali jeszcze „ratować” sytuację, prosząc o pomoc strażaków, by przekazali informacje, ile wody trzeba dostarczyć, by koncert mógł się ostatecznie odbyć. Pomoc jednak nie przyszła. Organizatorzy byli przygotowani również na scenariusz, gdyby „nieznany” sprawca odciął także prąd. W pogotowiu były agregaty prądotwórcze. Koniec końców, koncert się nie odbył, a 400 osób, które kupiły bilety (w cenie po 70 zł), gwiazd black metalu nie usłyszały.
– Emocje jeszcze nie opadły. To były dla nas trudne chwile. Jesteśmy rozgoryczeni nie tylko samym odwołaniem koncertu, ale także także tym, co się w ostatnich miesiącach działo wokół naszego klubu. Po długim weekendzie opowiemy też kulisach całej walki o klub. Musimy pozbierać myśli. W związku z odwołaniem środowego koncertu ponieśliśmy duże straty. Bilety już zwracamy. Cała ta sytuacja tylko dodała nam sił. Byliśmy zdeterminowani, aby koncert się odbył, mimo nacisków politycznych. Mam nadzieję, że coś takiego więcej się nie powtórzy – mówi Dorian Pik.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl