Dziennikarka Grażyna Bochenek ma wrócić do pracy w Radiu Rzeszów – zdecydował w środę Sąd Rejonowy w Rzeszowie.
– Czuję ulgę! Bardzo się cieszę – mówiła po wyjściu z sali sądowej Grażyna Bochenek.
– Przede wszystkim mam poczucie, że wyrok jest sprawiedliwy. Od samego początku było dla mnie oczywiste, że powody zwolnienia nie mają nic wspólnego z prawem, nie było merytorycznych powodów, a celem zwolnienia było zastraszenie mnie, zespołu Radia Rzeszów i pokazanie, że prezes może wszystko w tej rozgłośni – dodała.
Sędzia Jolanta Olszowy-Rozmus podczas uzasadnienia wyroku mówiła, że zwolnienie Grażyny Bochenek było bezprawne. – Nieprawidłowe i wadliwe – podkreślała sędzia Olszowy-Rozmus.
Echa „figuranta”
Grażyna Bochenek skierowała do sądu pozew przeciwko Przemysławowi Tejkowskiemu, domagała się przywrócenia do pracy po tym, gdy została dyscyplinarnie zwolniona z Radia Rzeszów w czerwcu 2019 r. To był dalszy ciąg szykan Tejkowskiego wobec doświadczonej i wielokrotnie nagradzanej dziennikarki za wydarzenia z 6 września 2018 roku.
To wtedy Grażyna Bochenek, prowadząc poranną audycję “Kalejdoskop”, dopuściła na antenę opinię słuchacza, który Andrzeja Dudę nazwał “pełniącym obowiązki prezydenta” i „figurantem”. Przemysław Tejkowski chciał, żeby dziennikarkę ścigała prokuratura za znieważenie głowy państwa.
Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Tejkowski ukarał Grażynę Bochenek naganą (w czerwcu 2019 roku uchylił ją Sąd Rejonowy w Rzeszowie), odsunął ją od prowadzenia audycji na żywo, magazynów informacyjnych, serwisów dla kierowców.
W obronie Grażyny Bochenek stanęły ogólnopolskie organizacje zrzeszające dziennikarzy.
Po wybuchu afery Bochenek była na zwolnieniu lekarskim. Została dyscyplinarnie zwolniona z pracy w czerwcu 2019 r. Tejkowski zarzucił dziennikarce ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych, gdy ta w maju 2019 r., będąc na L4, trzy razy przyszła na chwilę do pracy.
Tejkowski wykorzystał to i dyscyplinarnie zwolnił dziennikarkę. Kilka dni wcześniej Bochenek złożyła do sądu pozew przeciwko Tejkowskiemu za stosowanie wobec niej mobbingu, dyskryminacji i naruszenia jej dóbr osobistych – trwa oddzielny proces.
Działała w interesie pracodawcy
Sędzia Jolanta Olszowy-Rozmus w środę mówiła, że pracownik może być dyscyplinarnie zwolniony w „szczególnych” okolicznościach. W przypadku Bochenek takich okoliczności nie było, bo dziennikarka przyszła do pracy załatwić sprawy zawodowe.
– Działała w interesie pracodawcy. To był przejaw jej obowiązkowości i sumienności – zaznaczała sędzia Olszowy-Rozmus. Sąd zdecydował również, że prezes Radia Rzeszów ma wypłacić Grażynie Bochenek wynagrodzenie za okres pozostawania jej bez pracy.
– Chcę wrócić do radia. Tego radia, które za cel stawia sobie obiektywne przedstawianie rzeczywistości, a nie cenzurowanie jej i stronnicze selekcjonowanie gości, tematów, czy wypowiedzi słuchaczy – powiedziała Grażyna Bochenek.
Próba wywołania „efektu mrożącego”
Obserwatorem procesu jest Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która Grażynie Bochenek zapewniła wsparcie prawne. Jeszcze przed wyrokiem, HFPC oceniła, że konsekwencje wobec Bochenek nie spełniały standardów ustanowionych w europejskim orzecznictwie.
„Brak proporcjonalności kary w odniesieniu do materiałów dziennikarskich, ze względu na efekt mrożący, jaki sankcja taka mogłaby wywołać, stwarza ryzyko powstrzymywania się przez media podejmowania tematów kontrowersyjnych lub nieprzychylnych i nieakceptowanych przez władzę” – oceniła HFPC.
Wyrok sądu jest nieprawomocny. Grażyna Bochenek jest aktualnie rzecznikiem prasowym Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
redakcja@rzeszow-news.pl