Zdjęcie: Mateusz / Czytelnik Rzeszów News

– Straż Miejska od lat nie radzi sobie z problemem palenia liści i traw w Rzeszowie – skarżą się mieszkańcy. – Robimy, co możemy. Karzemy mandatami – odpowiadają strażnicy. 

Mamy wyjątkowo piękną złotą jesień. Jedni stawiają na spacery, inni wolny czas spędzają na działkach. Ci drudzy, nierzadko, ten czas wykorzystują na jesienne porządki. Na terenie działek spalają zebrane liście, gałęzie i suchą trawę. Dzieje się tak również na prywatnych posesjach.  

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

„Przy al. Niepodległości są ogródki działkowe. Działkowicze spalają na nich trawy i liście. Jest to uciążliwe, ponieważ od dymu unoszącego się wokół aż w gardłach szczypie przy oddychaniu. Dopóki nie kupiłem oczyszczacza powietrza, trzy lata dzieci leczyłem u pulmonologa” – napisał do nas Radosław, Czytelnik Rzeszów News.  

„Straż Miejska od lat nie radzi sobie z tym problemem. Co prawda, ciągle przyjeżdżają, ale ludzie ciągle palą ogniska i nic sobie z tego nie robią” – twierdzi Radosław. 
 
Zdjęcie: Radosław / Czytelnik Rzeszów News
Na podobny problem zwracają uwagę inni mieszkańcy z innych rejonów miasta. Mateusz mieszka w pobliżu ogródków działkowych przy ul. Wieniawskiego. Od kilku tygodni działkowicze palą tam trawy, liście i gałęzie. 
 
„Od kilku dni regularnie dzwonię do Straży Miejskiej i na policję. Niestety, mimo licznych zgłoszeń, jest coraz gorzej. Sąsiadujący z działkami mieszkańcy nie mogą otwierać okien w swoich domach przez unoszący się dym, a przecież odpady zielone można wywozić za darmo do punktów przy ulicach Ciepłowniczej i Sikorskiego” – pisze Mateusz. 
 
Przepisów mało kto przestrzega
 
Problem spalania odpadów zielonych rzeszowskiej Straży Miejskiej jest znany bardzo dobrze. Tylko we wrześniu i październiku strażnicy interweniowali w takich przypadkach już 122 razy, z czego 15 interwencji zakończyło się mandatem do 500 zł.
 
– Problem spalania traw, gałęzi i liści na terenach ogródków działkowych, ale nie tylko, nasila się szczególnie jesienią przy ładnej pogodzie. Odpady zielone na swoich posesjach spalają także mieszkańcy domków jednorodzinnych, szczególnie tych z terenów przyłączonych – mówi Marek Kruk, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Rzeszowie.
 
Mieszkańcy Rzeszowa zielone odpady spalają na swoich działkach, bo najczęściej nie mają pojęcia, że od kilku lat jest to zakazane w stolicy Podkarpacia. Mówi o tym uchwała „O regulowaniu porządku i czystości w mieście Rzeszów”.
 
To właśnie na jej mocy odpady zielone, jak np. skoszona trawa, gałęzie, liście należy wywozić do punktów odbioru przy ul. Ciepłowniczej i al. Sikorskiego. Punkty są czynne we wtorki, czwartki i soboty w godz. 10:00-18:00. Do 180 worków rocznie zielone odpady można oddawać bezpłatnie.
 
„Przecież to się za chwilę spali”
 
Zdjęcie: Mateusz / Czytelnik Rzeszów News
Mieszkańcy Rzeszowa, szczególnie starsi, wolą zielone odpady utylizować na swoich działkach i posesjach. Gdy zostają złapani na gorącym uczynku, nierzadko tłumaczą się nieznajomością przepisów i bagatelizowaniem problemu. „Przecież to się za chwilę spali” – tłumaczą się często strażnikom.
 
– Za każdym razem ludziom tłumaczymy, że w Rzeszowie obowiązuje selektywna zbiórka odpadów, że odpady zielone za darmo wywozi się do punktów zbiórki. Staramy się także patrolować szczególnie okolice ogródków działkowych, aby takim sytuacjom zapobiegać – przekonuje Marek Kruk. 
 
Straż Miejska szczególny problem z nielegalnymi ogniskami dostrzega w rejonie ulic: Bł. Karoliny, Wieniawskiego, Niepodległości, Sikorskiego i Ciepłowniczej oraz na osiedlach Budziwój i Przybyszówka. 
 
Drogie worki i tylko z MPGK
 
Już po publikacji tekstu napisał do nas Maciej, który twierdzi, że darmowe oddawanie zielonych odpadów pozornie jest tylko darmowe. Za jeden worek z Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Rzeszowie trzeba zapłacić aż 3 zł. 
 
„Z jednego orzecha miałem 18 worków plus 4 z pozostałych owocowych, a jeszcze nie wszystko spadło. Szacuję, że będzie ok. 25 worków. 25 x 3 zł = 75 zł, więc nie jest bezpłatnie. Dość dużo, jak na jesień, a dochodzi jeszcze trawa na wiosnę i lato. W skali roku potrzebuję ok. 70 sztuk na 5 arów ogrodu, czyli 210 zł. Nie dziwne, że ludzie palą” – napisał Maciej. 
 
Twierdzi, że z kupnem worków też jest problem, bo można je kupić tylko w dwóch punktach w Rzeszowie albo u kierowcy MPGK, pod warunkiem, że wcześniej mu się to zgłosi. „Wtedy trzeba łapać kierowcę, jak będzie w okolicy. No super!” – uważa nasz Czytelnik. 
 
85 interwencji strażaków 
 
Palenie traw, gałęzi i liści stwarza zagrożenie pożarowe. Od początku 2019 roku strażacy do tego typu przypadków byli wzywani już 85 razy, z czego 74 zdarzenia to podpalenia nieużytków rolnych, a w pozostałych 11 przypadkach odpady zielone spalili właściciele posesji. Liczba interwencji strażaków nie odzwierciedla jednak w pełni skali problemu. 
 
– Z podpaleniami mamy głównie do czynienia na terenach, które są zaniedbane, porośnięte trawą, gdzie nikt się nimi nie interesuje, nie kosi ich. Najwięcej takich gruntów jest na terenach przyłączonych, gdzie są duże połacie niezagospodarowanych pól – mówi mł. bryg. Grzegorz Wójcicki, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Rzeszowie. 
 
Rzeszowscy strażacy często zgłoszenia o podpalaniu nieużytków dostają także z rejonów ulic Staroniwskiej, Dębickiej oraz okolic ulic Warszawskiej i Lubelskiej.  
 
Zdjęcie: Mateusz / Czytelnik Rzeszów News
redakcja@rzeszow-news.pl
 
 
Reklama