Wiadomość tygodnia: MPK w Rzeszowie za darmo dla bezrobotnych. Jedni klaszczą z radości, drudzy biją na alarm, bo jeszcze nie wyliczono ile to miałoby kosztować.
Blisko 10 tysięcy bezrobotnych przestałoby nagle kasować bilety. Pojawiły się głosy, że to tylko w ramach przejazdu na rozmowy kwalifikacyjne. A jak miałby to niby kanar sprawdzić? A może tylko darmowa przejażdżka do urzędu pracy? Dobre sobie, przecież Kordian Kolbiarz, dyrektor powiatowego Urzędu Pracy w Nysie głośno mówił o sztuce udawania: „bezrobotni nie są bezrobotnymi, a urzędy pracy nie służą … pracy”.
Ale nie będzie o bezrobotnych (są przecież i tacy co naprawdę tej pracy szukają), ale o tzw. darmowości.
Jakiś czas temu przysłuchałem się rozmowie mieszkańców Podhala, którzy wynajmowali kwatery ceprom. Jedne z nich był poirytowany na wakacjusza, który chciał by dziecko na dostawce spało za darmo. Tubylec bez kozery rzekł: „za darmo to nawet kopa w tyłek nie dostanie”. Otóż to. Czy coś jest w dzisiejszym świecie za darmo? Bo nawet na kopniaka trzeba sobie zasłużyć, a bijący musi się wysilić fizycznie i niepotrzebnie spalić spożyte kalorie.
Właściciele firm, ich piarowcy i marketingowcy, politycy różnych prominencji, lubują się w zwrocie „za darmo”. My sami to uwielbiamy i kupujemy dobre słowo, niczym pierścionki ze szklanym oczkiem na jarmarku. A podstawowe pytanie brzmi, ile to darmo kosztuje? I dlaczegóż nie używamy zwrotów na koszt podatnika czy konsumenta?
Najwybitniejszy ekonomista XX wieku Milton Friedman stwierdził, że: „nie istnieje coś takiego jak darmowe obiady”. Sam zresztą chciał prowokacyjnie pobierać wstępy na wykład od oburzonych studentów. Udowadniając im że nie gada za darmo. Tak jak położne w bezpłatnych szpitalach czy przedszkolanki w bezpłatnych przedszkolach nie pracują za darmo.
Ile razy można słyszeć, że przewoźnicy kolejowi czy autobusowi proponują nam bezpłatny poczęstunek. Jasne, kawa, herbata i wafelek pojawiają się ni stąd ni zowąd jak w bajce „stoliczku nakryj się”. A biletu u Was przypadkiem nie kupiłem? Śpiąc po hostelach ktoś mi czasem oferuje bezpłatny ręcznik. Pewnie pralkę też dostali za darmo, za prąd nie płacą, a do bębna zużyty frociak wkłada się sam. Rozwalają mnie doszczętnie foldery reklamowe w którym sprzedaje się wczasy za kilka tysięcy złotych, ale napis na chmurce wkomponowanej w hotel mówi „napój w cenie”.
Nie jest łatwo sprzedać niepotrzebne i horrendalnie drogie garnki, ale jak zaprosimy na pokaz z darmowym upominkiem, jesteśmy w stanie wykupić cały towar wraz ze sprzedawcą. A przecież powinniśmy też dobrze wiedzieć, że jak dają coś za darmo, to trzeba brać nogi za pas i uciekać.
Co chwilę zewsząd słyszymy, a to że autostrada za darmo będzie, ale tylko w weekendy i tylko nad morze. Ma to wynieść niespełna 20 milionów złotówek. A to darmowy podręcznik za jedyne 75 baniek. Z czego darmowe honorarium autorskie wyniosło 134 tysiące złotych. Jakby wybory odbywały się w grudniu to politycy wcisnęliby nam darmowe włosy anielskie na choinkę i kutie z rodzynkami.
A propos jedzenia. W amerykańskich knajpach jest zwyczaj, aby na stole leżały darmowe paluszki i fistaszki. Darmowość trochę kosztuje, bo pić się po tych solonych produktach chce co niemiara. W północnych Włoszech w porze popołudniowej jest piękny zwyczaj pałaszowania darmowych poczęstunków wystawionych na barowym kontuarze. Ale trzeba zamówić drinka.
No dobra, są jakieś gratisy? Słońce i plamy na nim, dzięki którym klimat się nam zmienia. Woda jeśli ktoś ma w studni akurat. Powietrze jest free, ale nie wszędzie, bo za oddychanie w kurortach pobierają od nas opłatę klimatyczną. Nawet prezenty bywają interesowne, mamy w nich interes, chcemy kogoś kupić. Wystarczy przejść się do siedzib wojewodów, marszałków, rektorów itp. w Dniu Imienin, aby zamiast gabinetu zobaczyć kwiaciarnie. Swoją drogą czy ktoś widział aby facet cieszył się z obdarowania pelargonią czy innym wiechciem?
Ale żeby nie było tak pesymistycznie, znam wiele osób (Państwo zapewne też), takich którzy oddają się pomocy drugiemu człowiekowi, działając w stowarzyszeniach, wolontariatach. Z potrzeby serca. Tylko znów, której sentencji wierzyć? „każdy dobry uczynek ma swoją nagrodę” czy „każdy dobry uczynek będzie ukarany?”.
Aha i są jeszcze tacy co twitują, fejsują, czy blogują za darmo. Z próżności.