Wyszli z bezpiecznej przestrzeni. Przekroczyli swoje granice. Malowali inaczej. Można o tym przekonać się podczas oglądania prac artystów zebranych w pubie „Kultura” na „Wystawie obrazów powstałych podczas improwizacji malarskich w ramach Rzeszów Jazz Festiwal”.

„Wystawa obrazów powstałych podczas improwizacji malarskich w ramach Rzeszów Jazz Festiwal” to zbiór malarskich dzieł artystów z rzeszowskiego okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków, Wydziału Sztuki Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie oraz absolwentów Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego: Kamila Bednarska, Michał Czerko, Iwona Dąbrowska, Paulina Dębosz, Ania Kiełb, Marta Ożóg, Marcin Pecka, Marcelina Siwiec i Piotr Woroniec Jr – nasz redakcyjny kolega, fotoreporter Rzeszów News.

Obok malarstwa będącego główną profesją wszystkich autorów, podejmują się oni wyzwania z dziedziny grafiki, rysunku, scenografii, form wizualnych, intermedialnych.

Od wtorku można oglądać w pubie „Kultura”, jak artyści podczas improwizacji malarskich do jazzowych brzmień na koncertach Rzeszów Jazz Festiwalu przekraczali swoje granice artystyczne. Improwizacje malarskie wydają się dziwne?

Improwizacje kojarzą się bardziej z muzyką. Jak więc improwizować malarsko? Jak dobierać w swobodny sposób rozwiązania, które przywykło się stosować na płótnie? Przecież nikt inny jak artyści plastycy wydają się być ludźmi, których ruchy pędzlem są nieskrępowane nakazami i zakazami. Tymczasem okazuje się, że oni również podlegają presji otoczenia, wymogom społecznym, artystycznym, kulturalnym i innym.

Zbudować bezpieczną przestrzeń

Sposób tworzenia determinuje też indywidualny zakres czynności, podczas których czujemy się bezpieczni. Wystarczy zastanowić się, ilu z nas na trzeźwo jest wstanie przejść przez supermarket z podniesioną ręką? Owszem, artyści obnażają się publicznie, ale zanim to zrobią muszą się do tego przygotować. Akt tworzenia jest bardzo osobistym przeżyciem, indywidualnym, a nawet intymnym.

– Każdy z nas buduje sobie bezpieczną przestrzeń. Taki obszar bezpieczeństwa, gdzie ktoś nie może wejść albo z której nie wychodzimy. Jednak po jakimś czasie stajemy się mechaniczni, automatyczni i przestajemy kierować się i przekazywać na płótnie swobodę – mówi Kamila Bednarska, artysta plastyk, pracownik dydaktyczny na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego.

Rzeczywiście prace artystów, którzy malowali podczas jazzowych koncertów, są zwyczajnie inne. Często trudno rozpoznać, że to dzieło danego artysty. Na przykład prace Kamili Bednarskiej są oparte na geście, z często powtarzanym motywem ryby, o mocnych odważnych kolorach, ale jednak abstrakcje. Tymczasem na wystawie jeden z obrazów Bednarskiej totalnie nie przypomina sposobu malowania Kamili Bednarskiej. Jak wspomina artystka powstał on na przełomie.

– Bardzo się stresowałam, jak zobaczyłam jak Michał Czerko maluje. Stwierdziłam, że chyba nie dam rady – wspomina Kamila.

Maluje niebezpiecznie

Kamila na co dzień tworzy do muzyki, ale nie podczas koncertu, na który przyszły tłumy. Poprosiła o możliwość założenia słuchawek do odtwarzacza muzyki i tak tworzyć. Niestety, założeniem organizatorów było właśnie malowanie do słyszanego na żywo jazzu. Udało się dojść do kompromisu i artystka zdecydowała się tworzyć na żywo ze słuchawkami, ale bez włączonego odtwarzacza muzyki.

– Ta muzyka wydobyła ze mnie takie emocje, których nie umiałabym znaleźć w sobie. Teraz więcej maluję niebezpiecznie – wspomina to doświadczenie Bednarska. – Jak zderzysz się z czymś czego nie znasz i wtedy tworzysz to, musisz na nowo się odnaleźć, zdefiniować – dodaje.

Kamila Bednarska malowała do muzyki Ścierański & Bałata w klubie Chilita oraz do Pilichowski Trio w pubie Underground.

Malowanie podczas koncertów granych w ramach Rzeszów Jazz Festiwal było bardzo indywidualnym przeżyciem. Dla Kamili Bednarskiej był to bodziec do przekroczenia swoich granic, jednak inni artyści wrażenia mogli mieć całkowicie odmienne. Na przykład Marcin Pecka, który już dwa razy uczestniczył w improwizacjach malarskich podczas poprzednich edycji Rzeszów Jazz Festiwal oraz podczas Wschodu Kultury, musiał bardziej walczyć z warunkami technicznymi niż ze sobą samym.

– Miałem bardzo mało światła, bo miałem tylko małą lampkę zainstalowaną przy płótnie. Publiczność mnie nie rozpraszała. Tylko scena była oświetlona, mogłem więc skupić się na artystach, którzy grają i na tym co robią – wspominał swoje doświadczenie Marcin Pecka, absolwent Wydziału Sztuki UR, który na wernisaż przyszedł w masce przeciwgazowej typu słoń z dołączonym do niej pochłaniaczem.

(sl)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama