Nikt nie miał złudzeń, że wojewódzki nadzór budowlany ochroni pomnik przed wyburzeniem. Miasto odwoła się jednak do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Walka na pisma z Instytutem Pamięci Narodowej nic nie dała. W miniony piątek Podkarpacki Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego nakazał usunąć pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej z placu Ofiar Getta. Decyzję podpisał szef nadzoru Ryszard Witek. Na mocy porozumienia z wojewodą podkarpackim wydał on tzw. zarządzenie zastępcze po tym, jak ratusz uznał, że monumentu nie wyburzy.
Czy to oznacza, że pomnik za niedługo przejdzie do historii? Póki co nie, ponieważ miasto nie składa broni. – Od decyzji nadzoru złożymy odwołanie do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – zapowiada Agnieszka Siwak-Krzywonos z biura prasowego Urzędu Miasta Rzeszowa.
Nadzór budowlany swoją decyzję wydał w oparciu opinii IPN, którą przygotowano jeszcze w sierpniu. Miasto odwołało się, ale początkiem października ratusz dostał pismo, że IPN zdania nie zmieni. Jednocześnie wskazano, że to decyzja ostateczna i przysługuje od niej już tylko odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Co ciekawe, ratusz taką procedurę chce rozpocząć, a to oznacza, że nadzór budowlany wydał decyzję o usunięciu pomnika w oparciu o kluczowy dokument (opinia IPN), który na mocy wyroku sądu może zyskać nową wymowę.
Dlaczego więc decyzję o usunięciu pomnika wydano już teraz, nie czekając na rozstrzygnięcie WSA? Tego nikt sensownie nie jest w stanie nam wytłumaczyć. Może dojść do kuriozalnej sytuacji – sąd unieważni decyzję o rozbiórce pomnika, którego może już nie być.
Obecnie pomnika nie dało się obronić, bo nadzór budowlany swoją decyzję wydał na podstawie ostatecznej opinii IPN. Pomnik powstał w 1950 roku. Choć nie ma na jego bryle żadnych napisów, że upamiętnia Armię Czerwoną, to mają o tym świadczyć publikacje historyków. Jest też uchwała intencyjna Rady Miasta Rzeszowa o przeniesieniu pomnika na teren cmentarza Armii Radzieckiej przy ul. Lwowskiej, ale ratusz jej nie wykonał, bo nie musiał. O konieczności usunięcia monumentu ma też świadczyć jego nazwa.
Dowodem na totalitarną wymowę pomnika ma być także jego ikonografia, na której widzimy żołnierza na tle sztandaru, czyli „na tle sowieckiego komunizmu”. Na płaskorzeźbach z kolei widać sceny nawiązujące do „braterstwa broni” i „sojuszu robotniczo-chłopskiego”, które są typowe dla sztuki socrealistycznej.
Zdaniem IPN wymowy pomnika nie zmienia nawet zamontowana w 1966 roku tablica, która mówi o tym, że u podstaw pomnika złożono w urnach ziemię z pobojowisk, miejsc straceń i męczeństwa Polaków. Nadzór budowlany w pełni podzielił stanowisko IPN i zasadność wyburzenia pomnika, twierdząc też, że nie mieści się on w ramach ustawowych wyjątków.
Zgodnie z zapisami tzw. ustawy dekomunizacyjnej burzeniu nie podlegają pomniki, które nie są na widoku publicznym i znajdują się na cmentarzu, albo w innych miejscach spoczynku oraz wystawione na widok publiczny w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, czy naukowej.
Wspomniana ustawa nie obowiązuje także obiektów wpisanych do rejestru zabytków samodzielnie, albo jako część większej całości. PWINB uznał, że rzeszowski pomnik nie spełnia żadnych z tych „wyjątków”. Dla nadzoru monument stoi nie na cmentarzu, a na terenie rekreacyjno-wypoczynkowym.
Ratusz twierdzi, że PWINB, a wcześniej IPN, do całej sprawy podszedł wybiórczo i pominął inne historyczne publikacje. Np. takie, że teren pomnika do 1942 roku był cmentarzem żydowskim, który zniszczyli hitlerowcy. Wspominał o tym znany historyk prof. Wacław Wierzbieniec z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który dla ratusza niedawno przygotował opinię w tej sprawie.
Miasto nie zgadza się, że pomnik nie jest pod ochroną zabytków. Teren do rejestru zabytków wpisano w 1969 roku i jest on częścią zabytkowego układu urbanistycznego.
Co więcej, ratusz zauważa, że jeszcze w 2009 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków obiekt traktował jako zabytek. Konserwator wydał wtedy wytyczne do planowanego wówczas odnowienia monumentu. Znalazł się w nich m.in. obowiązek sporządzenia pozwolenia konserwatorskiego, wydanego przez konserwatora dzieł sztuki. Zdaniem miasta, to oznacza że konserwator osiem lat temu pomnik traktował, jako zabytek.
„Nie można zgodzić się ze stwierdzeniem, iż pomnik nie jest zabytkiem. Przeczy temu metryka, wartość artystyczna, historyczna i naukowa dzieła. (…) Pomnik, jako wysokiej klasy dzieło rzeźbiarskiej epoki socrealizmu, jest zapisem w przestrzeni naszego miasta (…) osiągnięć sztuki polskiej doby dwudziestolecia międzywojennego” – czytamy w wysłanym do PWINB piśmie z ratusza.
Rzeszowski magistrat przypomina także, że monument wyrzeźbił ceniony polski artysta Bazyli Wojtowicz, który był uczniem wybitnych polskich artystów takich, jak Jan Szczepkowski, Henryk Kuna, czy Tadeusz Beryer.
Na to, iż burzenie pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej to zły pomysł wskazuje także „Rzeszowska diagnoza społeczna” z 2015 roku sporządzona przez naukowców z Uniwersytetu Rzeszowskiego: Huberta Kotarskiego, Krzysztofa Malickiego, Mariusza Palaka i Krzysztofa Piróga.
W 2009 roku 34,6 proc., a w 2015 r. 40,9 proc. mieszkańców uznało, że pomnik powinien zostać tam i ma wartość historyczną. W tych samych latach 31,6 proc. i 21 proc. ankietowanych uznało, że pomnik powinien być wzbogacony o odpowiednie wyjaśnienie historyczne. Zwolenników burzenia pomnika było odpowiednio 15,5 proc. i 16,3 proc.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl