W niedzielę na Rynku w Rzeszowie stanęły namioty. Niecodzienne, bo można było w nich poznać historię Żołnierzy Wyklętych.
Rzeszów po raz pierwszy wziął udział w ogólnopolskiej akcji „Namioty Wyklętych”, zorganizowanej przez stowarzyszenie Studenci dla Rzeczypospolitej. Akcja upamiętniała żołnierzy antykomunistycznego podziemia po II wojnie światowej. „Namioty Wyklętych” są częścią obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, który przypada na 1 marca.
Na rzeszowskim Rynku były rozstawione namioty wojskowe, w których można było poznać historię żołnierzy, którzy przez długi czas byli nazywani wyklętymi, a po zmianie ustroju i dotarciu do prawdy historycznej, zostali nazwani żołnierzami niezłomnymi.
– Celem „Namiotów Wyklętych” jest przywrócenie pamięci żołnierzom wyklętym, która w zasadzie od 5 lat jest na nowo kreowana. Niestety, przez wiele lat poprzedniego ustroju ta historia była zakłamywana, a nawet próbowano ją wymazać. Ludzie, którzy dla nas są bohaterami, byli przez poprzednie władze, czy ustrój, postrzegani, jako bandyci, czyli dewaluowano całkowicie ich rolę – mówi Mateusz Dec, prezes Studenci dla Rzeczypospolitej polskiej.
– „Żołnierz Wyklęty” nie kojarzył mi się dobrze i chyba też takie było początkowe założenie. Dopiero po odtajnieniu historii, kiedy wiadomo, kim był żołnierz wyklęty, to na takie święto idzie się z dumą. Troszeczkę martwi mnie to, że jest mało ludzi, że szkoły nie zorganizowały jakiś grup. Ale mam nadzieję, że w szkołach stopniowo będzie pojawiać się zarówno wiedza, jak i wspomnienie takich ludzi – mówiła 23-letnia Gabriela, studentka logistyki.
Symulator jazdy konnej
W namiotach można było zobaczyć biogramy rozstawione na sztalugach, które zawierają informacje o bohaterach lokalnych, podkarpackich, ale także tych z Polski. Zdjęcia i krótkie informacje pokazywały, że Żołnierze Wyklęci byli zwykłymi ludźmi, tak jak my, z tym, że – niestety – żyli w czasach, w których musieli w militarny sposób okazywać miłości do ojczyzny.
Największe atrakcje „Namiotów Wyklętych” to przecież nie tablice informacyjne, tylko wyposażenie i umundurowania ułańskie wzorowane na ułanach z 20. Pułku Ułanów, który stacjonował w Rzeszowie. Można było zobaczyć umundurowanie polowe, garnizonowe ułanów 20-lecia międzywojennego.
Można było także zobaczyć kulbakę wzór 25, czyli siodło, w którym ułani wyruszali na wojnę w 20-leciu międzywojennym oraz zdobyczną kulbakę radziecką. Największe zainteresowanie wzbudzał jednak symulator jazdy konnej, czyli replika konia drewnianego wzorowanego na tradycji. Rekrutom nie dawano koni prawdziwych. Najpierw musieli przejść trening na koniu drewnianym.
– Większość Żołnierzy Wyklętych miała jakiś swój epizod w kawalerii konnej. Tego nie da się ukryć. Wszyscy mieli powiązania z pułkami i wyszkolenie kawaleryjskie – mówi Magdalena Wrońska z Konnej Straży Ochrony Przyrody i Tradycji im. 20 Pułku Ułanów.
Tajemnica Rusina
W jednym z namiotów na każdego czekały skarby i fascynujące opowieści o Aleksandrze Rusinie – partyzancie, który swoją walkę zaczął już we wrześniu 1939 roku.
– Najbardziej jest rozpoznawalny z rozpracowania terenu poligonu w Bliźnie, rozpracowania rakiety V2, współpracował też z wywiadem angielskim, brał czynny udział w zajęciu poligonu i przez ogromny okres w historii Polski powojennej, za czasów komunistycznych, strzegł tajemnicy, czyli części rakiety V2 – mówił Dariusz Sowa z Podkarpackiego Stowarzyszenie Poszukiwaczy Ocalić Od Zapomnienia.
– Rok temu zostały znalezione wytyczne, dane miejsca upadku, gdzie zalegał jeszcze czub rakiety V2 i ten czub o tyle jest istotny, że była w nim zawarta cała ówczesna elektronika, czyli coś, co moglibyśmy nazwać komputerem. Ale z komputerem to niewiele miało wspólnego. Bardziej to było oparte na żyroskopach – opowiadał Sowa.
Oprócz fascynujących opowieści można było zobaczyć stare zdjęcia z prywatnej kolekcji, które przedstawiały Aleksandra Rusina z oddziałem partyzanckim. Można było zobaczyć zdjęcia z ćwiczeń wojskowych, fotografię Rusina z akordeonem. Ponadto były też fotografie z okresu, kiedy oddział pod dowództwem Rusina ujawnił się, czyli zdjęcia sprzed sądu, gdzie oddział zdaje uzbrojenie.
Wyjątkowym eksponatem dla zwiedzających „Namioty Wyklętych” było zakończenie drzewca, czyli grot sztandaru Polskiego Stronnictwa Ludowego wykonany w ’36 roku.
– To oryginalny grot, który był ukrywany przez Rusina. Zakończenie sztandaru zostało ujawnione w czasach, gdy nastąpiła pewna odwilż polityczna i można było pokazać się z takimi rzeczami. Przez burzliwy okres Polski był schowany. PSL było taką organizacją, na którą tu nie patrzono przychylnym okiem, także zdobycie takiego sztandaru byłoby sukcesem dla strony przeciwnej, a także pewnie zostałby zniszczony – tłumaczył tajemnicę Dariusz Sowa.
Można było też zobaczyć orzełki z umundurowania polskiego, rakietnicę przerobioną na pistolet, oznakę angielską dla żołnierzy Armii Krajowej, która została zrzucona z pokładu samolotu dla Rusina z dołączonym listem od Churchilla i bronią, amunicją , lekarstwami dla oddziału.
Koszulka dla niemowlaka
Dodatkowo dla dzieci prowadzono warsztaty plastyczne dla dzieci i konkurs, w którym najładniejsza i najbardziej starannie wykonana malowanka mogła wygrać przybory plastyczne. Aktywnym rozdawano naklejki, flagi i inne drobiazgi utrzymane w konwencji patriotycznej. Malowano tu też polskie flagi na policzkach.
Dorośli mogli zakupić gadżety upamiętniające „Namioty Wyklętych”. Sklep „Powstaniec” znajdujący się obok BWA przygotował koszulki od niemowlaków po mega wielkie dla mężczyzn z bohaterami takimi jak Pilecki, Ciepliński. Koszulki można było zakupić od 49 do 105 zł.
– Nie zbijamy na tym interesu, ale chcemy żeby każdego było na to stać. Jeśli młoda osoba kupi taką koszulkę, to liczymy na to, że zapozna się z historią. Choćby to miała być 1 na 10 osób. Taki był główny cel otworzenia naszego sklepu – mówi Mateusz Futyma ze sklepu „Powstaniec”.
Dodatkowo też w asortymencie sklepu „Powstaniec” znalazły się przypinki w postaci flagi Polski, flagi pilotów, czy Polski Walczącej. – Przypinki dyskretne, bo nie każdy życzy sobie ubrać koszulkę z wywalonym nadrukiem tylko nieraz ludzie chcą do marynarki, bo jednak chodzi o pamięć a nie o to, by się afiszować – mówił Futyma.
Swoje artykuły wystawili także narodowcy. Wśród nich można było znaleźć też koszulki z wizerunkiem Inki – najbardziej znanej wśród wyklętych kobiet, motyw Narodowych Sił Zbrojnych, brygady świętokrzyskiej, hymn Polski w oryginalnej pisowni, koszulki z Romanem Dmowskim, a także z hasłami typu: „Stop islamizacji Europy”.
Dodatkowo prowadzone była zbiórka pieniędzy na ekshumację i identyfikację żołnierzy niezłomnych przez harcerzy z hufca Krosno, którzy wspierają fundację Niezłomni.
– Wciąż jest mnóstwo nieodkrytych miejsc i pracy, by przywrócić pamięć tym żołnierzom, o których już zapomnieliśmy. Młodzi ludzi, którzy naprawdę jeszcze niewiele wiedzą o tych żołnierzach, tamtych czasach, mają okazję do żywej lekcji historii, porozmawiania ze starszymi osobami, które tu przychodzą. Mają okazję do poznawania historii i tych ludzi, którzy byli bohaterami, a o których nasze starsze pokolenie zapomniało. A to dobry sposób, by tę pamięć przywrócić – mówił Piotr Lubaś, harcmistrz, drużynowy 19. Drużyny Harcerskiej Hufiec Krosno.
SABINA LEWICKA
redakcja@rzeszow-news.pl