Entuzjazm, selfie i zbijanie piątek. Tak wyglądało piątkowe tournee Marcina Warchoła po rzeszowskich osiedlach. Wiceminister jak gwiazda rocka.
Od początku kampanii wyborczej Marcin Warchoł stara się dowieść, że jest równie pracowity co były prezydent Tadeusz Ferenc. Wstaje o godz. 5:00, o 6:00 jest już na ulicach Rzeszowa, gdzie rozdaje kawę i drożdżówki. Potem spotka się z dziennikarzami, z radnymi osiedli, znowu z rzeszowianami – i tak do późnych godzin nocnych.
– Taki właśnie był Ferenc. Pierwszy zjawiał się w ratuszu i ostatni z niego wychodził. Wszystkiego chciał dopilnować, po nocy jeździł po Rzeszowie, sprawdzał, weryfikował, czy wszystko działa, czy wszystko jest na miejscu – wspominają mieszkańcy Rzeszowa.
Pytamy ich, czy Warchoł mógłby być podobnym prezydentem. – Jest pracowity, ma to we krwi – oceniają.
Maraton po osiedlach
Ostatniego dnia kampanii wyborczej Marcin Warchoł odwiedza rzeszowskie osiedla. Do godz. 23:59 chce „zaliczyć” wszystkie 33. Tempo jest zawrotne, o czym przekonaliśmy się, towarzysząc mu w trasie.
Jednemu osiedlu wiceminister może poświęcić 20-25 minut. Nie marnuje więc ani chwili. Zaczepia przechodniów, wręcza ulotki i ciastka, zachęca do głosowania. Wstępuje do sklepów i do restauracji, zatrzymuje się na przystankach, wsiada do autobusów, by zbić piątkę z ich pasażerami. Jest wszędzie.
– Kończy się czas, panie ministrze – przypominają Warchołowi jego sztabowcy i wiceminister rusza dalej. Jazda za jego samochodem jest ryzykowna. Bo gdy staje na czerwonym świetle, Warchoł korzysta z okazji i wysiada, by rozdać ciastka. – Zielone, zielone! – nawołują sztabowcy i wiceminister jednym susem znajduje się w samochodzie.
To prawdziwy maraton, bez chwili wytchnienia. – Czy minister robi sobie przerwy? – podpytujemy sztabowców Warchoła. – Minister nie wie, co to odpoczynek, jest niezmordowany – odpowiadają. – Nie zatrzymujemy się nawet na moment, nawet na obiad. Wszystko dzieje się w biegu – relacjonują. – Robota ma się robić – wtrąca Marcin Warchoł. To słowa jego mistrza Tadeusza Ferenca.
Sondaże kłamią?
Taka harówka przynosi jednak efekty. Rzeszowianom podoba się energia, z jaką Warchoł prowadzi swoją kampanię – chętnie z nim rozmawiają, deklarują poparcie i życzą powodzenia. – Jestem pewien, że pan wygra, trzymam za pana kciuki – mówi ok. 40-letni mężczyzna, którego Warchoł zaczepia w parku na os. Pułaskiego. Ferenc był równy gość, w pana też wierzę – zachęca go następny.
Niewielu robi uniki, odmawia ciastka. Dlatego Warchoł nie wierzy w sondaże, które dawały mu w ostatnich dniach zaledwie 10 proc. poparcia i ostatnie miejsce. Jest pewien, że wejdzie do drugiej tury.
– Na ulicach dzieje się zupełnie coś innego niż pokazują sondaże. Spotykam się z serdecznym przyjęciem i często słyszę od napotykanych osób, że mam ich głos. Więc albo rzeszowianie są gościnni i nie chcą mi sprawiać przykrości, albo sondaże nie oddają rzeczywistego stanu rzeczy – komentuje wiceminister.
Ostatni sondaż wyborczy opublikował portal DoRzeczy.pl, który w piątek podał, że Marcin Warchoł jest drugi w sondażu z prawie 18-procentowym wynikiem. Za Konradem Fijołkiem (40,3 proc.). Za Warchołem Ewa Leniart (16,9 proc.), ostatni Grzegorz Braun (15,3 proc.)
Warchoł niczego się nie boi
– Z ludźmi trzeba rozmawiać – przekonuje nas Marcin Warchoł. Nie martwi się tym, że mogą być nieprzyjemni. – Zawsze jest takie ryzyko. Ono jest wpisane w moją pracę i ja je podejmuję– dodaje.
Rzeczywiście rozmawia z kim popadnie. Zatrzymuje studentów, rowerzystów, matki z dziećmi. Tym ostatnim wręcza krówki i pyta o samopoczucie. Trąbią na niego kierowcy. Jest już rozpoznawalny. – To właśnie zasługa wizyt na osiedlach, codziennych spotkań i rozmów z mieszkańcami Rzeszowa – uważa.
Na os. Dąbrowskiego Warchoł podchodzi do emerytów, którzy odpoczywają w cieniu. Zobaczywszy wiceministra, jeden z nich upuszcza siatkę i tłucze kilka butelek piwa. Warchoł natychmiast daje znak swoim sztabowcom – a ci w pobliskim sklepie odkupują stracony alkohol. Starsi mężczyźni są wyraźnie zaskoczeni, ale doceniają gest. Zaczyna się rozmowa o Rzeszowie.
Jak gwiazda rocka
O tym, że Warchoł sporo bywa w terenie, świadczy mocna opalenizna. – Żaden z moich konkurentów nie spędził na ulicach Rzeszowa tyle czasu, co ja. Ewa Leniart? Konrad Fijołek? Przecież oni są urzędnikami, pracują zza biurek. Ja wśród ludzi jestem w swoim żywiole – zapewnia.
Na os. Piastów może poczuć się jak gwiazda rocka. Jest po godz. 14:00, a ze szkoły podstawowej nr 10 wychodzą uczniowie. Na widok wiceministra biegną z piskiem w jego stronę. Po chwili otaczają go i proszą o selfie. – Nieprawdopodobne – komentują zaskoczeni sztabowcy wiceministra. Rozdają krówki i ulotki.
W rejonie Instytutu Muzyki UR Warchoła zaczepia ok. 50-letnia kobieta. Stwierdza, że jest najprzystojniejszym z kandydatów. – Dobrze, że nie ma tu mojej żony – odpowiada z uśmiechem Warchoł.
Ani chwili wytchnienia
Po godz. 15:00 Warchoł jest na półmetku, przed nim jeszcze kilkanaście osiedli. Twierdzi jednak, że nie czuje zmęczenia. – Nabieram krzepy w takich gonitwach – cieszy się i wdaje w rozmowy z kolejnymi rzeszowianami.
– Niech pan nie buduje kolejnej spalarni – proszą Warchoła jedni. – Musi pan zadbać o zieleń – sugerują mu inni. Wiceminister przytakuje, ściska dłoń. Niektórzy zyskują jego sympatię, tak że wręcza im swój prywatny numer komórkowy. – Jestem do dyspozycji – mówi rzeszowianom. Nam z kolei, że chce być blisko ludzi. – Tak jak byli Tadeusz Ferenc i Barack Obama – przypomina z uśmiechem.
Bez rewolucji
Ostatniego dnia kampanii aktywni byli również pozostali kandydaci. Konrad Fijołek podpisywał „kontrakty” dla osiedli, tym razem Króla Augusta, Śródmieścia, Zwięczycy i Staroniwy. Na osiedlu Kmity wysiewał z kolei łąkę i dziękował za poparcie.
– Ta kampania była fantastycznym czasem. Te cztery miesiące pracy to najpiękniejsze miesiące w moim życiu – podsumował Fijołek, który uchodzi za faworyta pierwszej tury wyborów.
Ewa Leniart, popierana przez PiS i rzeszowską „Solidarność”, najpierw spacerowała po targowisku na ulicy Targowej, a potem urządziła potańcówkę na bulwarach. Grzegorz Braun, kandydat Konfederacji, namawiał na Rynku, aby nie oddawać głosu na „stare układy”. – Nie niesiemy sztandaru rewolucji. Jeśli coś tutaj przewracać chcemy, to odwrotnie: świat z głowy z powrotem na nogi – tłumaczył.
Przedterminowe wybory na prezydenta Rzeszowa odbędą się 13 czerwca. O północy z piątku na sobotę zacznie obowiązywać cisza wyborcza i potrwa do niedzieli do godz. 21:00. Prawo do oddania głosu ma 147 889 rzeszowian.
(cm)
redakcja@rzeszow-news.pl