– Popełnia bardzo duży błąd – krytykują Tadeusza Ferenca rzeszowscy radni PiS za to, że prezydent Rzeszowa broni pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w środku miasta. – Hipokryzja do kwadratu – odpowiada ratusz na zarzuty PiS.
Radni Marcin Fijołek, Robert Kultys i Jerzy Jęczmienionka w czwartek pojawili się na placu Ofiar Getta, gdzie od 1951 roku stoi pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej. Jego usunięcia żąda Instytut Pamięci Narodowej, bo propaguje ustrój totalitarny i łamie zapisy obowiązującej od dwóch lat tzw. ustawy dekomunizacyjnej. W ubiegłym tygodniu nakaz usunięcia pomnika wydał Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Rzeszowie.
Ratusz na czele z prezydentem Tadeuszem Ferencem bronią pomnika, jak lwy. Decyzji nadzoru budowlanego miasto ani myśli wykonywać, będzie się odwoływało do sądu, szukało ratunku w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Ratusz uważa, że teren pomnika jest miejscem świętym, bo do 1942 roku był on cmentarzem żydowskim, a poza tym od 1969 roku teren ten jest objęty strefą zabytkową. Dla PiS to za mało.
– My nie powołujemy się, by pomnik przenieść w trybie ustawy dekomunizacyjnej, tylko w trybie zdrowego rozsądku – przekonuje radny Robert Kultys.
Politycy PiS uważają, że cała dyskusja w ostatnich tygodniach wokół pomnika Armii Czerwonej, a szczególnie jego obrona, uderza w wizerunek Rzeszowa. – Rzadko się o tym mówi – zwraca uwagę radny Marcin Fijołek, szef klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszowa. – Występowanie przez prezydenta w obronie tego pomnika niszczy dobry wizerunek, dobre imię i markę naszego miasta – uważa Fijołek.
PiS: Obrona uderza w mieszkańców
Argumentację łatwo przewidzieć, więc narrację PiS streścimy. To nie do pomyślenia, by w XXI wieku, w środku Europy, po wielu tragicznych doświadczeniach związanych z systemem komunistycznym, którego „twarzą” była Armia Czerwona, ktoś jeszcze upamiętnia jej symbole i ich tak zażarcie broni. – Nie jesteśmy tego w stanie w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć, zwłaszcza dzisiaj, w przeddzień Święta Niepodległości – podkreśla Marcin Fijołek.
I radni PiS pytają prezydenta Tadeusza Ferenca, co odpowiedziałby tym wszystkim, którzy walczyli o wolność, demokratyczne, niezależne, niepodległe państwo, tym wszystkim, którzy byli prześladowani i byli represjonowani przez system komunistyczny, a którego głównym narzędziem i elementem była właśnie Armia Czerwona. – Obrona pomnika przez władze miasta uderza w każdego z nas, mieszkańców, w opinię publiczną. Powinniśmy to przerwać. Prezydent popełnia bardzo duży błąd – ocenia radny Fijołek.
Robert Kultys twierdzi, że wokół pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej nie powinno być żadnych dylematów i należy go przenieść na cmentarz wojenny. W lutym br. radni podjęli uchwałę intencyjną, by obiekt przenieść na cmentarz radziecki przy ul. Lwowskiej, ale miasto uchwało do tej pory nie wykonało i nawet nie myśli, by to zrobić. Pomnik ma zostać i koniec. Miasto oszacowało, że operacja przeniesienia pomnika kosztowałaby ok. 3 mln zł i przyniosłaby więcej szkody niż pożytku – tylko 30 proc. oryginału udałoby się zachować.
To nie miejsce na czczenie Armii Czerwonej
PiS idzie w narrację, że prezydent Tadeusz Ferenc stawia miasto w fatalnym świetle, broniąc tak zaciekle „totalitarnego” pomnika.
Przeciwnicy Ferenca sprawę tego monumentu porównują do zamieszania wokół pomnika Czynu Rewolucyjnego. On też, zgodnie z ustawą dekomunizacyjną, ma być usunięty z przestrzeni publicznej. PiS jeszcze przed wyborami zmienił taktykę, przestraszył się reakcji mieszkańców, przestał mówić, że „ikonę miasta” trzeba wyburzyć, bryła może pozostać, ale należy jej nadać nową wymowę. Takiego „kompromisu” dla pomnika na placu Ofiar Getta PiS jednak nie widzi.
– Ten pomnik wyraża wdzięczność Armii Czerwonej, która była odpowiedzialna za śmierć setek tysięcy Polaków, grabieże, niszczenie kultury. Jeżeli dzisiaj mamy być wdzięczni takiej Armii Czerwonej, to czy żyjemy w XXI wieku? Wielu zwykłych żołnierzy Armii Czerwonej zginęło w Polsce – przyznaje Robert Kultys. – Ale to nie jest miejsce, aby czcić całą Armię – dodaje od razu.
– Niech ta tragiczna przeszłość znajdzie wyraz na cmentarzu wojennym, a nie w centrum miasta, gdzie powinniśmy czcić naszych bohaterów i upiększać nasze miasto, a nie, dziwnym trafem, pozostawiać pamiątki tragicznego ustroju. Ona nie ma waloru artystycznego, czy historycznego – twierdzi radny Kultys. – To nie przystoi, aby w Rzeszowie, który aspiruje do bycia nowoczesnym miastem europejskim, takie obiekty znajdowały się w środku miasta – uważa Marcin Fijołek.
Miasto: Swoją historię należy szanować
Ratusz swojej narracji wobec pomnika jednak nie zmieni. – Kompletnie nic nie tracimy na wizerunku – zapewnia Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. – Swoją historię należy szanować – uważa.
To właśnie Armia Czerwona wyzwoliła Rzeszów, ale miasto uważa, że sama wymowa historyczna pomnika zmieniła się już w 1969 roku, gdy u podstawy obiektu umieszczono tablicę „miejsc i straceń Rzeszowszczyzny”, która jest „symbolem 1000-letniej walki o wolność, niezawisłość narodową i lepszy byt naszego społeczeństwa”.
Miejscy urzędnicy twierdzą, że politycy PiS o pomniku dzisiaj mówią co innego niż jeszcze dwa lata temu. Rzeczywiście. Robert Kultys w 2016 r. na łamach portalu Twinn.pl przyznał, że dzięki tej wspomnianej tablicy z pomnika usunięto… Armię Czerwoną. Kultys napisał wtedy, że pomnik „w dużym stopniu zmienił przedmiot swego upamiętnienia”, bo „pamięć żołnierzy sowieckich została zastąpiona inskrypcją nawiązującą do żołnierzy antykomunistycznego podziemia zbrojnego”.
„Jedynym śladem obecności Armii Czerwonej na pomniku są ledwo widoczne zarysy gwiazd na hełmach paru żołnierzy z płaskorzeźb. Pozostali żołnierze noszą natomiast polskie orzełki” – napisał wówczas radny Kultys. I to właśnie do nich nawiązywał w niedawnym wywiadzie dla Rzeszów News Tadeusz Ferenc, gdy mówił: „Nie podniosę ręki na orzełki”.
Ratusz nie ma wątpliwości, że politycy PiS teraz sami zapędzili się w kozi róg.
marcin.kobialka@rzeszow-news.pl