Proces sprawców usiłowania zabójstwa 24-letniej Zuzanny G. Jak się tłumaczą?

„Volenti non fit iniuria”, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda – to linia obrony jednego z oskarżonych o usiłowanie zabójstwa 24-letniej Zuzanny G. z Rzeszowa. Linia kuriozalna, pokazująca, że za nic miał życie młodej kobiety.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Jest piątek, 26 maja, godz. 9:00. Za chwilę w sali nr 218, największej w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie, ruszy proces dwóch 25-latków: Sebastiana S. z podrzeszowskiej Rudnej Wielkiej, i Mateusza M., urodzonego w Nowej Dębie.

Jest kilka minut do rozprawy. Na korytarzu dziennikarze otaczają mecenasa Bartosza Opalińskiego, radcę prawnego, pełnomocnika pokrzywdzonych. – Ufamy, że niezawisły sąd wyda sprawiedliwy wyrok. Zachowujemy spokój – mówi krótko mec. Opaliński. 

Przed salą czeka też Małgorzata M., matka Zuzanny G. Z mediami nie chce rozmawiać. Jest zestresowana, przed oczami wciąż ma wydarzenia z 15 lipca 2022 roku na ulicy Siemiradzkiego w Rzeszowie, gdzie doszło do krwawych scen

Bezskuteczna próba utajnienia procesu 

Fot. Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News. Na zdjęciu prokurator Arkadiusz Jarosz

Tylnym wejściem na salę policjanci wprowadzają Sebastiana S. i Mateusza M. Obaj od lipca siedzą w areszcie tymczasowym. Mec. Andrzej Mucha, adwokat S., chce utajnienia procesu. – Będą wyciągane pewne kwestie z życia prywatnego – uzasadnia Mucha.

W tym wniosku popiera go też obrońca Mateusza M. – Bartosz Rogala. Prokurator Arkadiusz Jarosz jest przeciwko. Tłumaczy, że każdy w zasadzie proces narusza interes prywatny. A sprawa dotycząca próby pozbawienia życia Zuzanny G. była głośna w całej Polsce. 

– Ten proces nie będzie naruszał jakichkolwiek dóbr obyczajowych. Wątek obyczajowy w żadnym elemencie nie jest przedmiotem tego postepowania – uzasadniania prokurator Jarosz. Mec. Mucha polemizuje: – To będzie eskalacja tylko niepotrzebnej sensacji. 

Adwokat Sebastiana S. próbuje sąd przekonywać, że obecność na sali mediów nie przyczyni się do właściwego rozpoznania sprawy. Obecności na sali dziennikarzy nie sprzeciwia się także pełnomocnik pokrzywdzonych. Wniosek obrony z góry jest skazany na porażkę. 

Tak też się dzieje. 5-osobowemu składowi sędziowskiemu przewodniczy sędzia Małgorzata Ossolińska-Plęs. Prokurator Arkadiusz Jarosz w cztery minuty odczytuje akt oskarżenia wobec 25-latków, którzy – taka jest wersja śledczych – zaplanowali krwawe wydarzenia.

Zgłosił policji próbę… włamania 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Jak wiadomo, Zuzanna G. została postrzelona z pistoletu samopowtarzalnego HEGE. Kula na wylot przeszła przez jej przedramię, utkwiła między dyskami kręgosłupa kobiety. Cudem przeżyła, przeszła trzy operacje, już po pierwszej rodzina miała prosić o wizytę księdza. 

Do zdarzenia doszło 15 lipca, tuż po 17:00, gdy matka Zuzanny wraz z jej ojcem przyszli pod mieszkanie na czwartym piętrze bloku nr 5 przy ul. Siemiradzkiego. Mieli odebrać mieszkanie, które Sebastian S. i Mateusz M. wynajmowali od czerwca 2020 roku.

Był z nimi także ślusarz, bo wcześniej właścicielka mieszkania odkryła, że najemcy bezprawnie wymienili zamki w drzwiach, a nawet dzwonek. Formalnie mieszkanie wynajmował Sebastian S. O tym, że mieszka w nim Mateusz M., rodzina nic nie wiedziała. 

Sebastian S. ignorował wiadomości, że ma się wyprowadzić do końca czerwca 2022 r. Nie odpowiadał na wiadomości SMS, e-maile, nie odbierał telefonów. Dostał ostateczną datę oddania mieszkania – 15 lipca, godz. 17:00. 

Gdy na pukanie i dzwonienie nikt nie reagował, rodzina poprosiła ślusarza, by rozwiercił zamek. Wtedy Mateusz M. spryskał rodzinę gazem pieprzowym, a Sebastian S. oddał strzał z pistoletu w kierunku Zuzanny G., która wszystko nagrywała telefonem.

25-latkowie zamknęli drzwi, a przerażona rodzina zaczęła zbiegać po schodach, prosząc sąsiadów o pomoc. Na dole ktoś otworzył drzwi, sąsiadka dała ręcznik, by zatamować krew Zuzanny. Huk od wystrzału słyszeli znajomi 24-latki, którzy czekali na nią przed blokiem. 

Spanikowana matka Zuzanny wydzwaniała na pogotowie i policję. Na policję zadzwonił także Sebastian S. Zgłosił… próbę włamania do mieszkania. Razem z Mateuszem M. nie uciekali, czekali na policjantów. Zostali zatrzymani. 

W Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie Sebastianowi S. i Mateuszowi M. przedstawiono zarzuty usiłowania zabójstwa Zuzanny G. W prokuraturze nie przyznali się do winy, nie przyznali się także w piątek w sądzie podczas pierwszego dnia procesu. 

Praca, strzelanie i podróże 

W wynajmowanym przez nich mieszkaniu policjanci znaleźli pięć jednostek broni. S. i M. mieli pozwolenie na broń kolekcjonerską i sportową. Miłość do broń ich połączyła. Poznali się, gdy S. starał się o licencję na broń. Razem tworzyli związek partnerski. 

Latem 2020 r. razem zamieszkali. Znaleźli ogłoszenie, że jest wolne mieszkanie na Siemiradzkiego. Sebastian S. był technikiem-elektronikiem w BSH w Głogowie Młp., Mateusz M., z zawodu technik-logistyk, pracował w dziale klienta Orange w Rzeszowie. 

Sebastian S. okłamał właścicielkę mieszkania, że jest elektrykiem w Urzędzie Miasta Rzeszowa. Mimo jej sprzeciwu, zameldował się w mieszkaniu.  

W wolnym czasie sporo podróżowali przy niewielkich zarobkach. M. dostawał 2600 zł, S. – w granicach 3500-4000 zł. W ciągu dwóch lat byli na Litwie, Białorusi, Ukrainie, Słowacji, w Czechach, Austrii, Turcji, Rumunii, Bułgarii, Słowenii, we Włoszech, a nawet w Iraku. 

Jeździli też na strzelnicę. Na balkonie wywiesili flagę… Rosji. „W wojnie jesteśmy po stronie Ukrainy. Nie utrzymujemy żadnych znajomości z Rosjanami” – wyjaśni w śledztwie Mateusz M. O S. powie, że ma „dziwne hobby” – lubi uzupełniać akty urodzenia swojej prababki.

Na procesie siedzą z dala od siebie – przedzieleni obrońcami i policjantami. Sebastian S. sprawia wrażenie, jakby nie wiedział dlaczego jest na sali, Mateusz M. ma rozbiegany wzrok. Obaj oświadczają, że na razie nie będą odpowiadać na żadne pytania sądu. 

– Wyjaśnienia będę składał w późniejszym etapie sprawy – stwierdził M. Podobnie mówi S.

Nie podchodźcie pod drzwi

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Sędzia Marzena Ossolińska-Plęs odczytuje więc wyjaśnienia, jakie obaj składali w trakcie śledztwa. Z nich dowiedzieliśmy, że za mieszkanie płacili 1300 zł plus opłaty za rachunki. Na początku 2022 roku czynsz wzrósł o 100 zł, bo podniosła go spółdzielnia. 

W okolicach maja właścicielka daje S. sygnał, że będzie musiał zwolnić mieszkanie. Po kilkunastu dniach to potwierdza. Daje czas do końca czerwca. S. i M. postanawiają, że z mieszkania się nie ruszają. 

Gdy S. nie odbiera kolejnych telefonów, dzwoni do niego Zuzanna G. W telefonie słyszy: „Stara matka zrobi sobie kłopot na stare lata”. Potem S. sam dzwoni do 24-latki. Grozi jej: „Nie podchodźcie pod drzwi, bo użyję siły”. Rodzina powiadamia policję. 

Rodzice Zuzanny G. pod koniec czerwca próbowali dostać się do mieszkania. Drzwi nikt nie otworzył, wtedy odkryli, że zamki zostały wymienione. – Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, czy pan S. żyje – zeznawała w piątek pani Małgorzata, matka Zuzanny. 

Potem wysłała Sebastianowi S. wiadomość, że chce do mieszkania wejść 15 lipca, o godz. 17:00. – Proponowałam mu nawet drugie mieszkanie. Nie chciałam chłopaka w wieku mojej córki, wyrzucać na bruk – wspominała pani Małgorzata. – Odzewu nie było. 

Listem poleconym wysłała S. wypowiedzenie umowy najmu. Kopię pisma wysłała mu też w wiadomości SMS i na maila. – Gdyby do mnie zadzwonił, że chce mieszkać jeszcze miesiąc, zgodziłabym się. Nie dostałby żadnego wypowiedzenia – zeznawała matka Zuzanny.

Po broń pobiegł do salonu

Ale Sebastian S. postanowił, że finał mieszkania na Siemiradzkiego będzie krwawy. Nie do końca świadomemu rozwoju dalszych wypadków Mateuszowi M., dzień przed planowaną i ostateczną wizytą rodziny, kazał kupić gaz pieprzowy. 

Feralnego dnia, 15 lipca, pukanie do drzwi jako pierwszy usłyszał Mateusz M. Podszedł do wizjera, zobaczył, że przed drzwiami stoi kilka osób. Nie otwierał. Gdy ślusarz zaczął wiercić w zamku, z łóżka wyskoczył Sebastian S. Wtedy spał, był po nocnej zmianie w BSH.

„S. pobiegł do salonu po broń” – wyjaśnił w śledztwie Mateusz M. „Nie wiedziałem, że w mieszkaniu trzyma pistolet. Sebastian mówił o włamaniu. Bałem się cokolwiek zrobić, stałem przy drzwiach” – stwierdził w prokuraturze M. 

Po chwili rozegrały się dramatyczne sceny. Gdy ślusarz zaczął rozwiercać zamek, mężczyźni otworzyli drzwi. Mateusz M. spryskał gazem rodziców Zuzanny i ślusarza, a Sebastian postrzelił 24-latkę, która po całym zdarzeniu przez ponad tydzień była w śpiączce.

– To trwało sekundy. Początkowo myślałam, że Zuzanna krwawi na skutek podrażnienia gazem – wracała do wydarzeń z lipca 2022 roku pani Małgorzata. 

Nic nie mówił, że kogoś zabije 

Fot. Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News. Na zdjęciu Mateusz M. (w środku)

Mateusz M. w prokuraturze mówił, że po całym zdarzeniu do Sebastiana S. krzyczał: „Co ty, kurwa, zrobiłeś!”. Ale swojego partnera bronił na przesłuchaniu: „Ustaliliśmy, że jak właścicielka nas eksmituje, to będziemy dzwonić na policję”. 

„Nie było między nami rozmów, że jak właścicielka użyje siły, to my też. Ja gazem chciałem ich wystraszyć. Nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Sebastian nic nie mówił przed otwarciem drzwi, że kogoś zabije” – wyjaśniał dalej M.

Mówił, że z mieszkania na Siemiradzkiego z S. chcieli się wyprowadzić do końca lipca 2022 roku, a potem przeprowadzić się na ulicę Miłocińską. Sebastian S. już nawet podpisał umowę z nowym właścicielem mieszkania, wpłacił też kaucję. 

S. przekonywał, że wypowiedzenie najmu mieszkania na Siemiradzkiego było nieskuteczne, a wejście właścicielki do mieszkania nazwał włamaniem. Powoływał się na „Volenti non fit iniuria”. To jedna z zasad prawa rzymskiego, że „chcącemu nie dzieje krzywda”.

„Osoby, które próbowały włamać się do mieszkania, mogły się spodziewać, że ich bezprawny czyn może się spotkać z próbą odparcia. Kto odpiera zamach, nie podlega karze, nawet jeśli przekroczy granice obrony koniecznej” – mówi śledczym Sebastian S.

Powie jeszcze o „bezprawnym zamachu” na jego „konstytucyjne prawo do nienaruszalności mieszkania”. Na wynurzenia S., prokurator Arkadiusz Jarosz nie daje się nabrać. Sebastiana S. i Mateusza M. sadza na ławie oskarżonych. W lutym do sądu wysłał akt oskarżenia.

Fot. Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News. Na zdjęciu Sebastian S. (w środku)

Zuzannę czeka wielka terapia

Pani Małgorzata na koniec swoich zeznań podczas pierwszego dnia procesu, mówi że jej córka do tej pory nie można się otrząsnąć z wydarzeń sprzed prawie roku. Nie potrafi wskazać, czy i kiedykolwiek Zuzanna zaufa jeszcze ludziom. Przeżywa traumę

– Czeka ją wielka terapia. Jest po trzech operacjach ratujących życie. Po wyciągnięciu kuli, ma stany zapalne, przechodzi prywatną rehabilitację – mówi w sądzie matka 24-latki. Zuzanny w piątek w sądzie nie było. 

Na korytarzu czekał jej ojciec, 74-letni Julian M. – Córka przyjdzie do sądu, jak na sali nie będzie sprawców. Nie chce ich widzieć – powie przed wejściem na salę rozpraw pan Julian. Sebastianowi S. i Mateuszowi M. grozi nawet dożywotnie więzienie.

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama