Protest ws. Marszu Równości. „Zakaz przejawem tchórzostwa prezydenta” [FOTO]

Reklama

Około 50 osób wzięło udział w środę na rzeszowskim Rynku w proteście przeciwko decyzji Tadeusza Ferenca, prezydenta Rzeszowa, który wydał zakaz dla II Marszu Równości w Rzeszowie. SLD głowi się, co z Ferencem zrobić.  

 

MARCIN KOBIAŁKA, JOANNA GOŚCIŃSKA

Na Rynku wieczorem pojawili się m.in. działacze partii Razem, Wiosny, Rebeliantów Podkarpackich, organizatorzy II Marszu Równości (jest on zaplanowany na 22 czerwca). Przyszedł również Wiesław Buż, szef podkarpackiego SLD, który już we wtorek, gdy Tadeusz Ferenc ogłosił, że zakazuje Marszu Równości, zaapelował do prezydenta, by wycofał się ze swojej „niedemokratycznej” decyzji.

Wiesław Buż był w niewdzięcznej roli. To on musiał wziąć na barki, jak wytłumaczyć przeciwnikom zakazu, że człowiek SLD (Tadeusz Ferenc należy do tej partii) mógł wydać zakaz dla Marszu Równości. – Prezydent Ferenc postawił nas w niezręcznej sytuacji. Nie wiem, kto jest beneficjentem tej decyzji. Może Kościół? – zastanawiał się Wiesław Buż. Na Rynku odczytał główne zapisy programu SLD, który mówi o tolerancji i szacunku. 

Tadeusz Ferenc wyleci z SLD

Centrala SLD zastanawia się, czy Tadeusza Ferenca nie wyrzucić z szeregów partii.  – Obowiązku należenia do partii nie ma. A dla spójności przekazu liczy się wiarygodność jej członkiń i członków. Każdy i każda z nich ma obowiązek przestrzegania jej założeń ideowych i dążenia do realizacji jej programu – twierdzi Anna Maria-Żukowska, rzecznik SLD.

W podkarpackim SLD nie ma jednak entuzjazmu do pomysłu wyrzucenia Ferenca z partii. – Jeden incydent nie może przekreślać całego dorobku prezydenta – uważa Wiesław Buż. Ale nie wyklucza, że drogi Tadeusza Ferenca z SLD mogą się w końcu rozejść. Ferenc co jakiś czas stawia partię w niezręcznej sytuacji i wywołuje ogólnopolski skandal. Dotychczas było tak, że to Ferenc był bardziej potrzebny SLD, niż SLD Ferencowi. Ten czas chyba mija. 

Podczas środowego protestu, choć nielicznego, Tadeusz Ferenc praktycznie od każdego, kto przemawiał zbierał baty. Pomiędzy wystąpieniami puszczana była wolnościowa muzyka, m.in. „Odpowiedzialność II” ikony anarcho-punkowej sceny zespołu Guernica y luno, uczestnicy protestu przynieśli także flagę państwową w kolorach tęczy (symbol ruchów LGBT). Mimo ryzyka, na Rynku nie pojawili się narodowcy. Porządku pilnowała policja. 

Dajcie chociaż ten jeden dzień

Na protest przyszedł m.in. 22-letni Mateusz Cichy, student prawa na Uniwersytecie Rzeszowskim. – Marsz Równości i tak się odbędzie. Demokracja potrafi się obronić, gdyż jest elementem trwałym, posiada instytucje, które potrafią bronić obywateli i tych, którzy chcą wyrażać swoje zdanie – mówił. 31-letni Konrad Hawryś z Jarosławia, który przyjechał do Rzeszowa na protest, decyzją prezydenta Tadeusza Ferenca jest przerażony. 

– Boję się, że możemy skończyć w kraju, w którym będziemy musieli przepraszać za to, że żyjemy, za rzeczy, na które nikt z nas nie ma wpływu, nikt nie wybiera swojej orientacji, nikt nie wybiera swojej płci, nikt nie wybiera tego, kim jest. Mamy prawo być, kim chcemy. Ani prezydent Rzeszowa, ani nikt inny nie może nam tego zabronić – mówił Konrad. 

– Mamy prawo się pokazać, mamy prawo być sobą i to nie tylko w jeden dzień Marszu Równości, ale każdego dnia – w domu, w pracy, w szkole, wszędzie. Mamy prawo być szanowani. Jeżeli nie potraficie nas szanować na co dzień, to dajcie nam chociaż jeden dzień. Jeżeli nawet tego nie potraficie nam dać, to mam was gdzieś – stwierdził dobitnie na koniec 31-latek. 

„Panie prezydencie kochany…”

Lidia Górska z Rebeliantów Podkarpackich nazwała Ferenca „pseudobohaterem”. Przemawiała tak, jakby miała go przed oczami. – Panie prezydencie kochany… – zaczęła. – Może nie muzyka, ale radość, śmiech na pewno dają zdrowie. Dlaczego zabrania pan przemarszu wesołego, wesołych ludzi, kolorowych, pięknych, młodych? Czy pana nie przeraża to, że narodowcy chodzą po naszych ulicach i wykrzykują przedziwne rzeczy?

– Słyszał Pan o tych liściach na drzewach i kto tam będzie wisiał? Pan się tego nie boi? Nie boi się pan tego, jak krzyczą: „Raz sierpem, raz młotem [w czerwoną hołotę]”? Pan się boi kolorowych ludzi, którzy z uśmiechem idą przez miasto? – pytała Lidia Górska.

Wypomniała Tadeuszowi Ferencowi, że zakaz II Marszu Równości nie jest jego jedyną „wpadką” w ostatnim czasie. Prezydent zaliczył ją także w lutym, gdy próbował, na szczęście bezskutecznie, zablokować prace nad sztuką „#chybanieja” w reżyserii Pawła Passiniego. – To była cenzura, tak teraz pana zakaz jest okropnym przejawem tchórzostwa – mówiła Górska. Bogna Kuśnierz także z Rebeliantów Podkarpackich dodawała:

– Wolność to także prawo do bycia sobą i demonstrowanie własnych przekonań. Jednym z najciekawszych osiągnięć społeczeństwa obywatelskiego jest tolerancja i wynikające z niej prawo polegające na życiu obok siebie ludzi o różnych poglądach, ideałach i modelach życia. W Polsce te zasady są coraz mocniej i coraz częściej podważane – mówiła Kuśniarz, zaznaczając, że prawo do zgromadzeń jest zapisane w Konstytucji RP. 

Zakaz zaprzeczeniem wizerunku

– Obowiązkiem państwa jest nie tylko zgoda na publiczne wyrażanie poglądów, ale także zapewnienie bezpieczeństwa tym, którzy je wyrażają. Dlatego nie może być zgody na prewencyjne zabranianie demonstracji w trosce o bezpieczeństwo – mówiła Bogna Kuśnierz. Bo właśnie ten argument podał Tadeusz Ferenc, tłumacząc wydanie zakazu dla II Marszu Równości. Ferenc obawia się zamieszek. Do ratusza zgłoszono 29 kontrmanifestacji.

Organizatorzy protestu nie mogą pojąć, jak Tadeusz Ferenc mógł zakazać marszu, skoro w tamtym roku niewiele brakowało, a udzieliłby mu swojego patronatu. Na ostatniej prostej co prawda się wycofał, ale postulaty marszu popierał. – Ten zakaz jest zaprzeczeniem wizerunku miasta, który obok dynamicznego rozwoju gospodarczego blokuje inicjatywy obywatelskie – uważa Bogna Kuśnierz.  

Uczestnicy protestu podkreślali, że Tadeusz Ferenc wpisał się w „nagonkę” na środowiska LGBT i uczestniczy w wyścigu samorządowców po order od rządu PiS za walkę z LGBT.  Paweł Preneta z Razem przypomniał, że zakazy dla marszy były już 14 lat temu w Warszawie i Poznaniu, gdy tymi miastami rządzili wówczas Lech Kaczyński i Ryszard Grobelny. W Poznaniu policja brutalnie rozprawiała się z demonstrantami. 

„Pedały do gazu” to norma

Organizatorzy protestu są przekonani, że zakaz Tadeusza Ferenca unieważni sąd, tak jak to w tamtym roku zrobił sąd w Lublinie, czy w tym roku sąd w Gnieźnie, gdzie prezydenci wydawali podobne decyzje. Paweł Preneta uważa, że zakaz Ferenca nie będzie miał mocy prawnej, ale nie to jest najważniejsze. Ferenc wpisał się w narrację nagonki na ruchy LGBT. – Ten zakaz prezydenta to dodatkowy kamyczek do tego ogródka – uważa Preneta. 

Jego zdaniem, Tadeusz Ferenc doprowadził do tego, że w internecie wylał się hejt na osoby o innej orientacji seksualnej, a komentarze typu „Pedały do gazu” nie należą do rzadkości.  
– Swoją decyzją prezydent ośmielił tych, którzy podczas ubiegłorocznego marszu w uczestników parady rzucali kamieniami i ich wyzywali – mówił Paweł Preneta. W podobnym tonie wypowiadał się także Damian Winiarski z podkarpackiej Wiosny Roberta Biedronia.

Winiarski mówił, że Ferenc swoją decyzją „rozbestwia środowiska wrogie i agresywne, którym obca jest idea równości”. – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że godność ludzi LGBT jest używana do celów politycznych. Politycy kupczą ich godnością na politycznym targowisku coraz śmielej, licytując się, kto jest bardziej wrogi i agresywny – mówił Damian Winiarski. Głos zabrał także wspomniany Wiesław Buż z SLD.

– Bez ochrony praw mniejszości, demokracja przeistacza się w dyktaturę większości – mówił Buż. Zapowiedział, że jeżeli Tadeusz Ferenc zakazu nie wycofa, to złoży wniosek do władz krajowych SLD, by partia już nigdy nie udzielała Ferencowi poparcia w jakimkolwiek staraniu się o funkcje obywatelskie. Na prezydenta już nie będzie startował, ale w SLD podejrzewają, że Ferenc jesienią będzie chciał wystartować do polskiego parlamentu. 

Marsz świętem mniejszości 

Organizatorzy są przekonani, że w tym roku nie tylko marsz się ponownie odbędzie, ale też liczą, że rzeszowska policja znów stanie na wysokości zadania i nie dopuści do starcia kontrdemonstrantów z uczestnikami marszu. – Marsz jest świętem mniejszości, na cześć osób z inną orientacją seksualną, innym wyznaniem, innym kolorem skóry. Mają prawo mieć swoje święto, tak jak strażacy, czy nauczyciele – mówi Agnieszka Itner z Razem.

– Wolność zgromadzeń jest podstawą demokracji – dodał Łukasz Kozak z Razem.

redakcja@rzeszow-news.pl 

Reklama