Rozpacz pomieszana z poczuciem niepewności. Do Rzeszowa docierają kolejni uchodźcy [FOTO]

Reklama

Rzeszowianie chętnie pomagają Ukraińcom, którzy musieli opuścić swój kraj. Pomagają odnaleźć się w Polsce, robią dla nich zakupy, dzielą się tym co mają.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Sobota jest trzecim dniem, gdy tysiące Ukraińców uciekają przed wojną. Na wejście lub wjazd do Polski czekają po kilkanaście i więcej godzin. Takie kolejki są po ukraińskiej stronie granicy. Gdy wreszcie przekroczą szlaban, ich podróż wciąż się nie kończy.

Na tych, którzy dotrą już do Polski, nie zawsze ktoś czeka. Muszą jechać dalej. Na dworcu kolejowym w Przemyślu mogą wsiąść do pociągu i przemieszczać się w głąb naszego kraju. 

Na dworcu w Rzeszowie, w sobotę po godz. 10:00 z pociągu wysiadła kobieta z dzieckiem. – 3-letni chłopiec w ręce trzymał pluszowego misia – opowiada wyraźnie wzruszony Robert Homicki z ratusza i wolontariusz punktu informacyjnego dla uchodźców z Ukrainy. Jechali do Lublina, stamtąd mieli polecieć do Anglii. – Kobieta niewiele chciała mówić, miała tylko jedną niewielką walizkę. 

Rozpacz i niepewność 

Punkt informacyjny dla uchodźców z Ukrainy powstał w piątek, w holu głównym dworca PKP. Jest wyraźnie oznakowany, tablice ze strzałkami ustawiono także przy schodach prowadzących z podziemnego przejścia do miasta. W sobotę przed południem był tam również namiot, w którym wolontariusze przygotowywali paczki z żywnością.

Wychodzą na peron kolejowy, gdy zbliża się pociąg jadący z Przemyśla. Gdy się zatrzyma, wchodzą do środka i podróżującym Ukraińcom proponują suchy prowiant.

– Widać na ich twarzach rozpacz pomieszaną z poczuciem niepewności. To bardzo trudny widok – opowiada Homicki. Wiele osób niczego nie chce. Ale są też tacy, którzy powiedzą tylko jedno słowo po ukraińsku – dziękuję – ale mówią to w taki sposób, że widać w ich oczach wdzięczność, że ktoś im pomaga w tej beznadziei. 

Uciekają przed wojną

W punkcie informacyjnym na rzeszowskim dworcu Ukraińcy mogą się dowiedzieć, gdzie i na jaką pomoc mogą liczyć. W sobotę, od 6:00 rano dyżurowała tam Orysi Iatsunda, wolontariuszka. Mieszka i pracuje w Rzeszowie, pochodzi z Ukrainy, ponieważ zna język pomaga w tłumaczeniu. 

– Pytają o zakwaterowanie, jedna kobieta szukała kontaktu do ambasady USA – opowiada Orysia. – Od rana nie było wiele osób. Czekamy. Mamy dla nich kanapki, wodę. Ci, którzy już tu byli, zatrzymali się tylko na chwilę, bo jechali dalej do Wrocławia, Warszawy albo w głąb Europy. Po prostu uciekają przed wojną.

Kateryna i Dmytro Konushyna pochodzą z Zaporoża, od półtora roku mieszkają w Rzeszowie. Nie mają warunków żeby przyjąć uchodźców pod swój dach. Dmytro mówi też po rosyjsku, więc może być tłumaczem. Przyjechali na dworzec autem, być może ktoś będzie potrzebował coś załatwić, to chętnie go podwiozą. 

Potrzeba wolontariuszy 

Na dworcu w Rzeszowie cały czas jest kilkudziesięciu wolontariuszy. Zmieniają się co osiem godzin. Mają przypięte identyfikatory, łatwo ich znaleźć, a ci którzy mówią po ukraińsku, dodatkowo niebiesko-żółte opaski.

Wszyscy, którzy chcieliby pomóc, mogą się zgłaszać do Urzędu Miasta, uruchomiono dodatkowe numery telefonów dla wolontariuszy: 17 875 47 42, 17 875 47 69, 793 433 062 oraz 883 186 963.

Na dworcu powstał też punkt pierwszej pomocy Centrum Medycznego Medyk. – Możemy  zmierzyć saturację, temperaturę, ciśnienie, podać elektrolity, glukozę, leki przeciwgorączkowe i przeciwwirusowe  – opowiada Marlena Balawejder, położna.

– Decydujemy też, czy pacjent potrzebuje hospitalizacji – dodaje Klaudia Szelęgiewicz studentka ostatniego roku medycyny. – Mamy kontakt z lekarzami, możemy poprosić o wypisanie recepty, czy dodatkową konsultację.

Pokłady ludzkich odruchów

W sobotę we wszystkich filiach Rzeszowskiego Domu Kultury rozpoczęła się zbiórka darów dla Ukraińców, którzy pozostali w swoim kraju. W Rzeszowie chętnych do dzielenia się tym co mają nie brakuje. – Niektórzy nie czekali do godz. 12:00, już w piątek przynosili różne rzeczy – opowiada Ewelina z RDK na osiedlu Zalesie. 

– Dla mnie to niezrozumiałe, co tam się dzieje – mówił 36-letni Waldemar, który przyniósł kosmetyki, zabawki dla dzieci i artykuły spożywcze. – Od czwartku budzimy się w innym świecie i musimy te pokłady ludzkich odruchów w sobie pielęgnować. 

– Bardzo współczuję tym ludziom, nie wyobrażam sobie, żeby moja rodzina znalazła się w podobnej sytuacji. Chcę żeby ta wojna jak najszybciej się skończyła – podkreślała z kolei Ewa, która przyszła z 14-letnią córką Zosią.

Bandytyzm trzeba zwalczać

– Przywieźliśmy pluszaki, ręczniki, koce, śpiwory, polary i softshelle. Zapakowaliśmy ile się zmieściło – opowiadali Alicja i Rafał, którzy weszli do RDK z olbrzymim kartonowym pudłem i bardzo poruszeni tym co się dzieje na Ukrainie.

– Bandytyzm trzeba zwalczać – nie przebierał w słowach Rafał. – Bo jeśli nie będzie reakcji, to za chwilę każdy będzie mógł robić co mu się chce. Trzeba Ukraińcom dostarczyć broń, i trzeba to teraz zrobić, a nie za dzień, dwa, albo tydzień. Natychmiast i koniec, i nie ma innej drogi. 

– Bo wolę walki to oni [Ukraińcy] mają, i są mocno wspierani przez swój rząd – dodała Alicja. – A my musimy im pomagać tak jak możemy, tak jak każdy potrafi. 

– W ten sposób mogę wyrazić solidarność z ukraińskim narodem, naszymi sąsiadami – mówił z kolei Wojciech. – Mam potrzebę działania, ale też czuję ogromną złość na człowieka, który do tej sytuacji doprowadził – nie krył irytacji 47 latek.

Nazwisko rosyjskiego bandyty zna już cały cywilizowany świat – Władimir Putin. 

(la)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama