Kilkadziesiąt śmieciarek 9 grudnia bardzo wolnym tempem ma przejechać przez Rzeszów – tak samorządowcy z Podkarpacia chcą pokazać PGE Energia Ciepła, że jeśli nie przyjmie śmieci w 2020 roku, to nasz region będzie przypominał „drugi Neapol”.
Za samorządowcami z Podkarpacia druga tura negocjacji z PGE Energią Ciepła ws. odbioru śmieci w rzeszowskiej spalarni przy ul. Ciepłowniczej. Gminy, które chcą od 1 stycznia 2020 roku mieć gdzie wywozić śmieci, w miniony piątek musiały złożyć drugie, wyższe oferty. W przypadku Rzeszowa kwota ta z 335 zł została podbita do 721 zł. Podobne kwoty za odbiór swoich odpadów złożyły także inne samorządy w regionie.
Złożenie wyższych ofert nie oznacza jednak, że śmieci do spalarni zostaną na 100 proc. przyjęte. Moce przerobowe instalacji przy ul. Ciepłowniczej to 70 tys. ton.
50 tys. ton śmieci z tzw. frakcji palnej produkuje sam Rzeszów. Gdy dodamy do tego pozostałe 24 samorządy, które w 2019 roku odwoziły śmieci do spalarni, to rzeszowska instalacja ma ich wystarczająco, aby działać na pełnych obrotach. Śmieci z Warszawy, Łodzi, czy Szczecina są im zupełnie niepotrzebne, a taki scenariusz szykuje się na przyszły rok.
Nikt nic nie wie
Podkarpackim samorządowcom trudno zrozumieć, dlaczego PGE EC postawiło ich pod ścianą, ogłaszając 15 października konkurs ofert adresowany do podmiotów z całej Polski. I to jeszcze w myśl zasady: „kto da więcej, od tego przyjmiemy”.
– Najbardziej boli, że to spółka Skarbu Państwa, a mimo to mówi nam: „mamy wolny kraj, demokrację, wolny rynek i wolne ceny”. Nas to boli, bo nie ma to za wiele wspólnego z moralnością – mówi Jerzy Kocój, burmistrz Błażowej.
Samorządowcom nie podoba się także całe postępowanie konkursowe. – Jest enigmatyczne. Nikt nic nie wie. Nie ma nawet oficjalnego otwarcia ofert – mówi Jadwiga Szermach, prezes Gospodarki Komunalnej w Błażowej.
Dlatego we wtorek podkarpaccy samorządowcy postanowili ponownie się spotkać, by wspólnie zastanowić się, co jeszcze można zrobić ws. problemu śmieci. Spotkanie w Błażowej zainicjowała Jadwiga Szermach i Jerzy Kocój. Przyjechali na nie przedstawiciele zakładów komunalnych z Kańczugi, Sanoka, Strzyżowa, Boguchwały i Przemyśla.
Tydzień wcześniej podobne spotkanie zorganizował Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. To wtedy zaproponował budowę komunalnej spalarni w kooperacji z gminami, aby co roku nie dawać się szantażować PGE EC. Budowa spalarni to koszt na poziomie ok. 300 mln zł. Mogłaby powstać jednak nie wcześniej niż za trzy lata.
Własna spalarnia? Nierealne
O ile w ratuszu wówczas nikt nie protestował, tak po tygodniu pojawiła się krytyka tego pomysłu. – To nierealne. Małych samorządów nie stać, by nawet po milionie dołożyć – mówili we wtorek w Błażowej przedstawiciele spółek komunalnych, zajmujących się odbiorem śmieci od mieszkańców z terenu Podkarpacia. Co z tego ostatecznie wyjdzie? Tego nie wiadomo.
Nie zmienia to jednak faktu, że od 1 stycznia część podkarpackich samorządów obudzi się z „ręką w nocniku”, bo nie będzie miała gdzie utylizować śmieci, jeśli spalarnia ich nie przyjmie. To oznacza nie tylko wyższe ceny za odbiór odpadów, ale także nieodbieranie śmieci od mieszkańców miast i gmin w naszym regionie.
We wtorek samorządowcy uznali, że czas najwyższy pójść o krok dalej, bo rozmowy i wysyłanie pism do PGE EC i ministerstw nic nie dają. Na ulicach Rzeszowa ma się odbyć demonstracja.
– Ma ona polegać na wolnym przejechaniu śmieciarek przez centrum Rzeszowa, które będą oznakowane banerami informującymi, w jakiej sprawie jedziemy. W planach jest, by w takim przejeździe wzięło udział kilkadziesiąt śmieciarek – wyjaśnia Maciej Grządziel, wiceprezes firmy Transprzęt, która zajmuje się odbiorem śmieci z terenu Sanoka.
Pod oknem marszałka
Samorządowcy chcą, by śmieciarki spotkały się na rondzie Dmowskiego – zależy im na tym, by przejechały obok Urzędu Marszałkowskiego. Liczą na to, że Władysław Ortyl, marszałek województwa, pomoże im przekonać rząd, by ponownie wrócić do tzw. regionalizacji, która zablokuje przywożenie śmieci do Rzeszowa np. z Warszawy, czy Łodzi.
– Chcemy, aby śmieci nie można było wywozić poza region, chyba, że jakaś instalacja odebrała odpady od siebie i ma wolne mocne przerobowe, to wówczas takie śmieci można byłoby przewieźć do innego województwa – proponowali przedstawiciele gminnych spółek komunalnych.
Tu warto dodać, że największym zagrożeniem dla podkarpackich samorządów była właśnie stolica Polski oraz Łódź. To one złożyły najwyższe oferty za odbiór tony odpadów. Poprzeczka finansowa na bramie spalarni wzrosła aż do ponad 700 zł za tonę i wymusiła na podkarpackich samorządowcach podnoszenie dotychczasowej stawki o 140 procent!
– Protest planujemy na 9 grudnia. Wcześniej chcemy przygotować list otwarty, w którym przedstawimy, z jakimi problemami muszą się obecnie mierzyć przedsiębiorcy zajmujący się zagospodarowaniem odpadów na Podkarpaciu. W planach mamy także wysłanie petycji do właściwych ministerstw – zapowiada Maciej Grządziel.
Tu już jest polityka
Czy Rzeszów weźmie udział w takiej demonstracji? W końcu to Tadeusz Ferenc rozpętał „wojnę śmieciową” z PGE EC. Tego, póki co, nie wiadomo. – Tu w grę wchodzi polityka – słyszymy jedynie w ratuszu.
Chodzi o to, że w walkę z PGE zaangażowany jest także Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości, który w ostatnich wyborach parlamentarnych dostał się do Sejmu z rzeszowskiej listy PiS. W zdobyciu mandatu pomógł mu właśnie Tadeusz Ferenc.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl