Zdjęcie: Materiały mieszkańców

Każdy podobno chciał się dogadać z mieszkańcami. Ci zaś nie chcieli albo rozmawiać, albo płacić. Teraz nie ma swobodnego dojazdu do bloku. Winnych, jak zwykle, nie ma. 

O tym, że mieszkańcy bloku nr 14 przy ul. Zabłocie na rzeszowskim Staromieściu mają zablokowany dojazd do osiedla pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Betonowe płyty położył Wojciech Czarny, nowy właściciel 5-arowej działki. Czarny zażądał od mieszkańców 5500 zł miesięcznego czynszu za przejazd działką. Na jednego mieszkańca wychodziło ok. 40 zł. 

Gdy mieszkańcy bloku powiedzieli „nie”, 5 stycznia br. uniemożliwiono im przejazd działką. Wcześniej korzystali z niej na mocy umowy dzierżawy, którą wspólnota mieszkaniowa miała podpisaną z firmą deweloperską Wikana (inwestor bloku). Umowa była bardzo korzystna. Wspólnota miała płacić raz na kwartał 200 zł. W teorii. 

– Wspólnota nigdy za to nie płaciła, gdyż w zamian miała zająć się utrzymaniem i naprawą drogi, jak również stojącej na tej działce wiaty – twierdzi dzisiaj Krzysztof Tokarz, członek dwuosobowego zarządu wspólnoty. Jest w nim jeszcze z Magdaleną Łazarów od 2010 roku.

Łazarów to ważna osoba w tym konflikcie, jest bardzo dobrą przyjaciółką Marty Niewczas, byłej radnej Rzeszowa, która z kolei jest żoną Wojciecha Czarnego. Czarny, jak powszechnie wiadomo, to dziekan wydziału wychowania fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. Nie trudno się domyśleć, że będą wzajemne oskarżenia dbania o swój interes kosztem zwykłych ludzi.  

Mieszkańcy bloku twierdzą, że zarząd wspólnoty zataił przed nimi propozycję Wikany, by to właśnie wspólnota w pierwszej kolejności kupiła sporną działkę. W efekcie nabył ją Wojciech Czarny, który mieszkańcom postawił zaporowe warunki finansowe, by na samym końcu odciąć im swobodny dojazd do osiedla.    

Wikana: Nie było chętnych do negocjacji 

Mieszkańcy przekonują, że zrzuciliby się na kupno działki, gdyby w ogóle wiedzieli, że jest taka oferta. I tutaj zaczynają się rozbieżności. Wojciech Czarny twierdzi, że mieszkańcy co najmniej od roku wiedzieli, że Wikana chce sprzedać działkę. To samo twierdzi Wikana. Marcin Przybylski, przedstawiciel dewelopera, informuje, że z ofertą sprzedaży działki wyszli 27 lipca 2018 roku. Wtedy Wikana zaprosiła mieszkańców do negocjacji. 

Zaproszenie wysłano listem poleconym do zarządu wspólnoty. Przybylski tłumaczy nam, że Wikana chciała dać wspólnocie „uprzywilejowane warunki nabycia nieruchomości”. Logiczne. Skoro mieszkańcy bloku mają korzystać z drogi, to niech oni mają pierwszeństwo w zakupie działki. Zarząd wspólnoty zaproszenie odebrał 10 sierpnia, czyli dwa tygodnie po jego wysłaniu. 

– Wspólnota nie zadeklarowała chęci wzięcia udziału w negocjacjach i nie przesłała jakiejkolwiek odpowiedzi na wysłaną korespondencję – twierdzi Marcin Przybylski. Zapewnia, że Wikana nie chciała podejmować zbyt pochopnych decyzji i ze sprzedażą działki wstrzymała się jeszcze na cztery miesiące, licząc, że wspólnota działką się wreszcie zainteresuje. – To była nasza dobra wola – taki jest dzisiejszy przekaz dewelopera. 

Za bardzo się nie interesowali 

Trwa szukanie winnych. Mieszkańcy bloku uważają, że to zarząd wspólnoty wystawił ich do wiatru. Marcin Przybylski potwierdza, że konflikt istnieje. – Obecnie we władzach wspólnoty trwa wzajemne obarczanie winą za to zaniechanie – mówi.

Ale Wikana w konflikt nie chce się mieszać. Zarząd wspólnoty bić się w piersi też nie zamierza. Potwierdza, że od dewelopera dostał ofertę sprzedaży działki i decyzję należało podjąć do 8 sierpnia. Magdalena Łazarów przekonuje, że mieszkańcy od 9 lat wiedzieli, że stan prawny działki jest niezałatwiony i było to omawiane na spotkaniach wspólnoty. Według Łazarów, mieszkańcy zdawali sobie sprawę, że w przyszłości mogą mieć problem.

– Ale nikt wówczas się tym za bardzo nie interesował – twierdzi Magdalena Łazarów. Wyjaśnia, że wspólnota musiała mówić jednym głosem, by działkę kupić. – Wystarczy, że jedna osoba się sprzeciwi i my nic już nie możemy zrobić – dodaje. 

Władze wspólnoty twierdzą, że umowa dzierżawy, którą wcześniej zawarto z Wikaną, dotyczyła tylko niewielkiej części działki – terenu pod wiatą wraz z prawem dojścia do niej. – Nowy właściciel dał wyższą cenę, gdyż dzierżawa miała dotyczyć całej działki, łącznie z przejazdem, przejściem oraz parkowaniem samochodów – mówi Krzysztof Tokarz. 

Magdalena Łazarów twierdzi, że zarząd wspólnoty próbował podjąć rozmowy z Wojciechem Czarnym, gdy dowiedzieli się, że to on kupił działkę od Wikany. Mieszkańcy rzekomo uznali, że negocjować nie chcą i żadnej umowy dzierżawy z Czarnym nie podpiszą – taka jest wersja Łazarów.

Robi interesy z Niewczas i jej mężem?

W tamtym tygodniu Krzysztof Tokarz spotkał się z Wojciechem Czarnym, by problem rozwiązać. Czarny miał zapewnić, że sprawę jeszcze raz przemyśli i zaproponuje nowe rozwiązanie. Magdalena Łazarów nie spodziewa się jednak szczęśliwego finału. – Jak się nawet z Wojciechem Czarnym, jako zarząd, dogadamy w kwestii obniżenia kwoty, to dalej będziemy niedobrzy – przewiduje Łazarów.

Nie ukrywa, że przyjaźni się z Martą Niewczas. – Ale nie robię z nią, ani z jej mężem żadnych interesów – zarzeka się. Łazarów staje w obronie Niewczas, której nazwisko przy okazji konfliktu wyszło na światło dzienne. – Lokatorom nie przeszkadzało, jak Marta Niewczas „wychodziła” im 200 metrów asfaltu – mówi Magdalena Łazarów. 

Chodzi o odcinek drogi, którym obecnie mieszkańcy dojeżdżają do bloku od ul. Trembeckiego. Pięć lat temu ten fragment był wyłożony betonowymi płytami. Niewczas, gdy była radną Rzeszowa, w ratuszu załatwiła wyasfaltowanie drogi. Mieszkańcy bloku cały czas liczą, że w rozwiązanie ich problemu zaangażuje się prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama