Historyczny dzień dla Rzeszowa. Tadeusz Ferenc zrezygnował z prezydentury. – To nie była łatwa decyzja, ale kiedyś należało ustąpić – ogłosił łamiącym się głosem długoletni gospodarz miasta.
MARCIN CZARNIK, MARCIN KOBIAŁKA
W środę, 10 lutego, o godz. 11:00 prezydent Tadeusz Ferenc przekazał, że po ponad 18 latach zrezygnował z urzędu prezydenta Rzeszowa. Jeszcze tego samego dnia złożył pisemny wniosek do komisarza wyborczego.
– Był to dla mnie wspaniały czas. Był to dla mnie wielki zaszczyt i honor kierować ukochanym miastem – mówił prezydent Ferenc, z trudem powstrzymując wzruszenie. – To, jak przez te lata zmienił się Rzeszów, to Państwa zasługa – dodawał skromnie prezydent. – Bez Państwa zaangażowania niewiele udałoby się osiągnąć. Rzeszów jest bogaty mądrością mieszkańców – powtarzał prezydent drżącym głosem.
Kończący w środę 81 lat Tadeusz Ferenc nie podał powodów swojej rezygnacji, choć od wielu dni spekuluje się o jego złym stanie zdrowia spowodowanym COVID-19, który niedawno przeszedł. Na pytania dziennikarzy Ferenc odpowiadał dyplomatycznie.
– W tym roku mija 65. rocznica rozpoczęcia przeze mnie pracy zawodowej. W samym urzędzie spędziłem 18 lat. To nie była łatwa decyzja, ale kiedyś należało ją podjąć – tłumaczył spokojnie prezydent.
Namaszczenie na następcę
Tadeuszowi Ferencowi towarzyszył wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł (Solidarna Polska), który przez ostatnie dwa lata był częstym gościem w stolicy Podkarpacia. Bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry zaangażował się m.in. w pozyskanie dla miasta Zamku Lubomirskich.
Prezydent Ferenc już na wstępie przyznał, że odchodzi na emeryturę także ze względu na „dobrą wolę” wiceministra sprawiedliwości. – Marcin Warchoł pragnie kandydować, a jest jedynym gwarantem rozwoju Rzeszowa. W dodatku doskonale porusza się po pokojach rządowych, wiele może dla miasta załatwić – podkreśla Ferenc.
– Gra się tak, aby osiągnąć najlepszy wynik. Niedobrze byłoby, gdyby minister się rozmyślił – mówił z pewną obawą prezydent Rzeszowa, spoglądając na Warchoła, jakby w oczekiwaniu, że ten przyzna wszem i wobec, iż ani myśli się rozmyślić.
Wiceminister sprawiedliwości przytaknął z szacunkiem, a wtedy Tadeusz Ferenc zwrócił się bezpośrednio do niego. – Panie ministrze, bardzo mi zależy, aby to pan został kolejnym prezydentem Rzeszowa. Popieram pana bezwzględnie – zapewnił Warchoła Ferenc.
– A co z pana zapleczem politycznym? Czy uzgodnił pan z nim tę kandydaturę? – dopytywali dziennikarze. Od kilku lat jako polityczny spadkobierca Ferenca wskazywany był Konrad Fijołek, przewodniczący Rozwoju Rzeszowa.
– Marcina Warchoła popieram od dawna, zyskał moje poparcie w wyborach do parlamentu. Doskonale się porusza po pokojach rządowych, będzie załatwiał pieniądze. Jego kandydatura była rozpatrywana od wielu miesięcy. Tyle w temacie – uciął Tadeusz Ferenc.
Pomnik Tadeusza Ferenca
– To koniec epoki, która zapisze się w dziejach naszego miasta złotymi zgłoskami – powiedział Marcin Warchoł. – Czuję ogromny smutek z powodu pańskiej rezygnacji, ale też cieszę się, że zostawia pan Rzeszów jako pierwszy w wielu rankingach: smart city, miast przyjaznych dla biznesu, inwestycji samorządowych, i na drugim miejscu wśród miast przyjaznych dla młodych i miast proobywatelskich – wyliczał Warchoł z uznaniem.
Zasług Ferenca dla Rzeszowa wiceminister sprawiedliwości sporządził długą listę, były na niej m.in. poszerzenie miasta i zwiększenie jego populacji, rozdmuchanie budżetu do 2 mld zł oraz wyciągnięcie szpitala miejskiego z potężnych długów.
– Pan prezydent dbał o kulturę, pięknie odnowił Rynek w Rzeszowie, pozyskał dla miasta zamek. Inwestował w drogi, we wspaniałe parki. Wybudował okrągłą kładkę, fontannę mulitmedialną, nowoczesny dworzec, ogrzewane przystanki. Za jego rządów powstało mnóstwo szkół i żłobków – mnożył przykłady wiceminister Warchoł.
Przypomniał też, że most Mazowieckiego powstał w rekordowo szybkim czasie. – Podczas gdy Warszawa stawiała most Południowy przez 7 lat, prezydent Ferenc most Mazowieckiego w zaledwie 13 miesięcy – zachwycał się Marcin Warchoł, by na koniec stwierdzić, że ustępującemu prezydentowi, ktokolwiek zostanie jego następcą, należą się wszelkie honory.
Rzeszów kosztem Warszawy, samorząd kosztem partii
Marcin Warchoł, pod warunkiem że zostanie wybrany na kolejnego prezydenta Rzeszowa, obiecał kontynuować politykę Ferenca.
– Mój najwyższy cel to dobrobyt mieszkańców. Są ważne inwestycje, które prezydentowi leżą na sercu, a których nie zdążył dopiąć. Zamierzam wybudować Podkarpackie Centrum Lekkoatletyczne, Wisłokostradę i szpital uniwersytecki. Zrobię wszystko, aby nie zawieść prezydenta, który obdarzył mnie wielkim zaufaniem – obiecał wiceminister sprawiedliwości.
Co ważne: jeszcze wiceminister sprawiedliwości. Marcin Warchoł zadeklarował bowiem, że złoży legitymację partyjną i porzuci warszawską politykę. – W wyborach na prezydenta Rzeszowa wystartuję jako kandydat obywatelski. Moją partią jest od dzisiaj Rzeszów – mówił Warchoł, powtarzając to, co przez lata mówił Ferenc.
Mimo że sam pochodzi z Niska, a ostatnie lata spędził w stolicy, Rzeszów uznaje za swój dom. Niedawno kupił mieszkanie w stolicy Podkarpacia, co zwiastowało, że polityczna miłość Warchoła i Ferenca nie kończy się tylko na wspólnych konferencjach.
– Z tym miastem wiąże się moje dzieciństwo, tutaj przyjeżdżałem z rodzicami na różne wydarzenia, na lody do Myszki. W Rzeszowie poznałem żonę, chodziliśmy na randki do Czarnego Kota – wspominał Warchoł. – To jest moje miasto marzeń, panie prezydencie. To, które pan tak ukochał, i któremu poświęcił pan całe życie – dodawał.
Przy okazji Marcin Warchoł uspokoił współpracowników Tadeusza Ferenca. – Zwycięskiej drużyny się nie zmienia, a taka bez wątpienia jest ta, którą stworzył prezydent Ferenc. Dlatego jeżeli to mnie wybiorą mieszkańcy Rzeszowa, skorzystam z wiedzy i doświadczenia obecnych pracowników urzędu miasta – zobowiązał się minister, pokazując do kamer oświadczenie, zgodnie z którym urzędnicy Ferenca zachowają miejsca pracy.
Komisarz nieznany
Marcin Warchoł nie zdradza, czy rozmawiał z premierem Mateuszem Morawieckim o nominacji na komisarza w Rzeszowie, który chwilowo, do momentu wyboru nowego prezydenta, obejmie władze w mieście.
– Takie decyzje należą tylko do premiera. Niczego z nim nie uzgadniałem. To, czy chcę być komisarzem czy nie, nie ma tutaj nic do rzeczy. W tej chwili zajmuję się jedynie startem w wyborach prezydenckich, pora wziąć się do pracy – odpowiadał Warchoł.
Czy człowiek Zbigniewa Ziobry przekona do siebie mieszkańców Rzeszowa? Stolica Podkarpacia nie jest dla Zjednoczonej Prawicy przyjaznym terenem. PiS przegrywa tutaj od lat. – Mam 90 dni, by przekonać do siebie mieszkańców. Do Sejmu startowałem z ostatniego miejsca na liście i zająłem trzecie miejsce. Nie boję się – zakończył wojowniczo Warchoł.
Start Warchoła w przedterminowych wyborach sprawia ogromny problem regionalnym strukturom PiS, które od dawna z grymasem patrzyły na to, jak Warchoł układa się z ratuszem. Jeszcze do niedawna żelaznym kandydatem Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Rzeszowa była Ewa Leniart, wojewoda podkarpacki.
Teraz w obozie PiS słychać, że Leniart spadają aspiracje. W środę na PiS-owskich korytarzach gruchnęła wiadomość, że komisarzem może być Krystyna Wróblewska, była posłanka PiS. To ona weszłaby do Sejmu, gdyby Marcin Warchoł wygrał wybory na prezydenta Rzeszowa. Wróblewska zaprzecza, by szykowała się na komisarza w Rzeszowie.
Łukacijewska: to jest szok!
Problem ma także Koalicja Obywatelska, która sympatyzowała z Tadeuszem Ferencem. W 2019 r. chciała, by Ferenc startował z jej list do sejmu. Ferenc się wycofał. Koalicja Obywatelska nie ma swojego kandydata na prezydenta Rzeszowa, na giełdzie nazwisk pojawia się Bogusław Ulijasz, były wiceminister sportu w latach 2013-2015.
Politycy Platformy Obywatelskiej na razie chętnie komentują namaszczenie Marcina Warchoła na prezydenta Rzeszowa przez Tadeusza Ferenca. Podkarpacka europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska napisała na Facebooku, że Ferenc „żadnej partii nie był wierny, wiele zwodził, bo Jego partią było Miasto Rzeszów i Jego Mieszkańcy”.
„I wszystko podporządkowywał ich interesowi. Może nie wszystko było idealne, podobnie jak nie ma idealnego człowieka, ale Wszyscy byliśmy dumni z sukcesów Rzeszowa” – napisała w środę Łukacijewska.
Europosłanka PO jest zdzwiona, że Ferenc poparł człowieka Ziobry. „Z partii, która za nic ma prawo, demokrację i sprawiedliwość. Tak było za komuny. Czyżby historia w Rzeszowie zatoczyła koło? Żegnając się z urzędem Prezydent Ferenc poświecił sobie i mieszkańcom 1 minutę, a przez 21 zachwalał Ministra Warchoła na swojego następcę. Szok!” – zwraca uwagę Łukacijewska.
„Na szczęście Prezydenta wybierają Mieszkańcy Rzeszowa, a ja WIERZĘ W ICH MĄDROŚĆ” – dodała.
Marcin Warchoł wzrusza ramionami, gdy słyszy krytykę opozycji pod swoim adresem. – Nie przenośmy z polityki z Warszawy do Rzeszowa. Polityka idzie na bok. W Rzeszowie potrzebny jest menadżer. Piłkarze Legii i Wisły też ze sobą rywalizują, a parę dni później spotykają się na zgrupowaniu reprezentacji Polski – mówi nam Warchoł.
Ryzykuje bardzo dużo. Jeżeli premier Mateusz Morawiecki wyznaczy go na komisarza, będzie musiał zrezygnować z mandatu posła i posady w Ministerstwie Sprawiedliwości. A jeżeli nie wygra później wyborów na prezydenta, zostanie z niczym. – Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – słyszymy w jego otoczeniu.
PiS: wystawimy swojego kandydata
Z kolei PiS nie może się jeszcze otrząsnąć z samego faktu rezygnacji Tadeusza Ferenca ze stanowiska prezydenta Rzeszowa. – Do wtorku nie wierzyłem, że to nastąpi – mówi nam Władysław Ortyl, marszałek podkarpacki, szef PiS w regionie rzeszowskim. Ortyl zapowiada, że PiS wystawi swojego kandydata w przedterminowych wyborach.
– Mamy swoje ambicje – podkreśla. Ortyl jest zniesmaczony, że Marcin Warchoł, który jest częścią obozu Zjednoczonej Prawicy, rządzącego także w samorządzie wojewódzkim, swojego startu w wyborach nie skonsultował z PiS. – W cywilizowanym świecie wśród koalicjantów są uzgodnienia – zwraca uwagę Władysław Ortyl.
– Marcin Warchoł startuje na prezydenta Rzeszowa, my wystawimy swojego kandydata? Przecież to kuriozum! – nie ma wątpliwości Ortyl.
redakcja@rzeszow-news.pl