– My jesteśmy „trzecią drogą” i siłą. Nie żadną nogą i przystawką – mówią podkarpaccy konfederaci, opromienieni sukcesem, że do Parlamentu Europejskiego wysyłają Tomasza Buczka.
Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
W poniedziałek, dzień po wyborach, Tomasz Buczek po raz ostatni wyjechał „Traktorem Wolności”. Jeździł nim podczas kampanii, na przyczepce nakleił postulaty. Obiecał, że będzie walczył w PE o: „Wolność i suwerenność Polski w UE”, „Silną Polskę w Europie wolnych narodów”, „Energetyką atomową, tani prąd, tanie życie”, „Silną produkcję rolną”.
Z drugi strony przyczepki Buczek zadeklarował, że nigdy nie poprze zastąpienia złotówki walutą euro, „Zielonego Ładu w obecnym kształcie”, paktu migracyjnego, dyrektywy budynkowej i zakazu spalinowych aut.
– Przejechałam traktorem ok. 1500 km, spędziłem w nim ponad 50 godzin – dwie doby „bite” – mówił w poniedziałek Tomasz Buczek przed Urzędem Marszałkowskim w Rzeszowie, gdzie zaparkował ciągnikiem. Na co dzień używa go w pracy, bo sam jest rolnikiem. Ma 38 lat, pochodzi z Kolbuszowej, od lat obraca się w środowisku narodowców i nacjonalistów.
Stoi na czele podkarpackich struktur Ruchu Narodowego, jednej z frakcji Konfederacji, która na Podkarpaciu w niedzielnych eurowyborach zdobyła najlepszy wynik w Polsce – 15,23 proc., a sam Buczek, jako lider listy – 51 754 głosy. Jeszcze rano Konfederaci drżeli, czy to wystarczy, by pakować walizki do Brukseli. Wystarczyło.
Rzucał jajkami w ministra
Z polityką w wymiarze europejskim Buczek w zasadzie nigdy się nie zetknął. Do Brukseli chciał wyjechać pięć lat temu, mandatu nie zdobył, bezskutecznie startował też w innych wyborach, ostatnio w samorządowych – chciał być radnym sejmiku podkarpackiego. Nie został nim. Konfederaci tam ulokowali Adama Berkowicza i Mirosława Majkowskiego.
Kolejną szansą były tegoroczne eurowybory. Buczek dostał „jedynkę”, z drogi mu zszedł inny popularny polityk Konfederacji – Grzegorz Braun. Braun do Brukseli postanowił o bilet do Brukseli walczyć z Małopolski. I go wywalczył. Wydawało się, że Buczek zastąpi w Sejmie Brauna, w ubiegłorocznych wyborach miał drugi wynik na rzeszowskiej liście.
A tu zaskoczenie. Nie dość, że Braun pokonał w Krakowie Konrada Berkowicza, to sam Buczek też może planować zagraniczne wyjazdy służbowe. Wyborcy mu zaufali. Ujął ich tym, że w czasie pandemii przyłączał się do antyszczepionkowych pikiet, antycovidowych manifestacji, podburzania rolników do protestów, rzucania jajkami w ministra rolnictwa.
Bez klęczników i nakolanników
Teraz tę energię może będzie chciał przenieść na brukselskie salony. W poniedziałek sprawiał wrażenie, że nie do końca zdaje sobie sprawę z sukcesu. – Kapitalny wynik, a będzie jeszcze lepiej – mówił bez przekonania. Buczek twierdzi, że po sukcesie Konfederacji widzi, jak ludzie masowo chcą wstępować w szeregi partii. Populizm wciąż jest w cenie.
– W kolejnych latach będziemy polepszać te wyniki, zwiększając liczbę naszych wyborców – zapowiedział w poniedziałek europoseł-elekt.
– Polacy zrozumieli, że to my jesteśmy „trzecią drogą” i siłą. Nie żadną nogą i przystawką. Konfederacja rośnie w siłę – przekonywała w poniedziałek Karolina Pikuła, asystentka Grzegorza Brauna, która też się chciała zadokować w europarlamencie. Jej się nie udało, też próbuje wejść do polityki na sztandarach populistycznych haseł i ksenofobii.
W poniedziałek, jak w transie, wypluwała z siebie zdania, którymi skrajna prawica buduje swój świat. – Teraz będziemy mieć narzędzie, żeby działać, walczyć o Polskę silną, niepodległą, suwerenną, bez możliwości sprzedaży i negocjacji, bez klęczników i nakolanników – mówiła Pikuła, jeszcze niedawno kandydatka na prezydenta Rzeszowa.
A gdyby Tomasz Buczek zaszył się w brukselskich gabinetach i o postulatach zapomniał, to ma mu je przypominać „Traktor Wolności” w formie miniaturki. Traktor-zabawkę wręczyła mu w poniedziałek Izabela Pomykała, działaczka Młodzieży Wszechpolskiej. – Żeby pamiętał o rolnikach, o zobowiązaniach – wyjaśniała Pomykała.
Połuboczek czeka na mandat
Na tym, że Tomasz Buczek i Grzegorz Braun dostali się do europarlamentu, skorzysta warszawski biznesmen Michał Połobuczek z Nowej Nadziei, który w ławach sejmowych zajmie miejsce Brauna. – Przyjmę mandat – zapowiedział nam w poniedziałek. W ubiegłym roku w kampanii obiecywał, że w Sejmie chciałby być „głosem rozsądku”.
Obiecywał, że nikomu nie będzie zaglądać do łóżka, a „aborcja to sprawa kobiet”. – Nie usłyszy pan ode mnie wypowiedzi antyżydowskich, nie zobaczy mnie pan na manifestacjach antyszczepionkowych. Nie uważam też, że obowiązkowo trzeba chodzić na marsze upamiętniające rzeź wołyńską. Mnie interesuje wolność, a nie „konserwa” – mówił.
Zupełne przeciwieństwo Grzegorza Brauna? Czas pokaże. Z kolei Braun, po ostatnim skandalu związanym ze ściągnięciem flagi ukraińskiej z Kopca Kościuszki w Krakowie, ma aspiracje, by w europarlamencie stanąć na czele frakcji eurosceptyków i bratać się z innymi europejskimi populistami, rozmyśla o byciu „polskim Nigelem Farage”.
W poniedziałek powiedział, że do „eurokołchozu” nikt go „za uszy nie wciągał”. Podziękował kolegom za to, że zadbali o satysfakcjonujący wynik. – Jakby to było mistrzostwo świata w oddychaniu beztlenowym – porównał na łamach prawicowego „Najwyższego Czasu”.
Po niedzielnych eurowyborach, Podkarpacie dorobiło się czterech europarlamentarzystów. Oprócz Tomasza Buczka, w europarlamentarnych ławach będziemy mieli Daniela Obajtka i Bogdana Rzońcę (obaj z PiS) oraz Elżbietę Łukacijewską z Koalicji Obywatelskiej. Wkrótce dowiemy się, czy ten nadmiar nie zacznie odbijać nam się czkawką.
(PAP)
redakcja@rzeszow-news.pl