– Nie zamierzam lokować festiwalu po jakiejkolwiek stronie politycznej, bo polityka, która najczęściej obserwujemy generuje różne napięcia i konflikty. Dla mnie najistotniejsze jest, aby teatr wciąż budził w człowieku poszukiwanie wartości głębszych, żeby ocalił wrażliwość w człowieku, który ma coraz mniej czasu na obcowanie ze sztuką – uważa Jan Nowara, dyrektor rzeszowskiego Teatru im. W. Siemaszkowej, pomysłodawca nowego festiwalu w Rzeszowie.
Joanna Gościńska: Kiedy zrodziła się w Pana głowie potrzeba stworzenia festiwalu interdyscyplinarnego?
Jan Nowara: Gdy startowałem w konkursie na dyrektora teatru w swojej strategii prowadzenia tej instytucji, zawarłem ideę powołania do życia Podkarpackiego Terytorium Sztuki, które miało być forum artystycznym i intelektualnym. Tego projektu, niestety, nie udało się zrealizować, ponieważ trzeba było się skupić na tym, co najważniejsze – Festiwalu Nowego Teatru, który pochłaniał na tyle energię pracowników teatru oraz pieniądze, że przeprowadzenie jeszcze jednej imprezy nie było możliwe ze względów finansowo-organizacyjnych.
Kolejnym krokiem była świadomość, że Rzeszów i całe Podkarpacie znajduje się na granicy Polski, na granicy Europy, dlatego pojawiła idea, aby spróbować zbudować festiwal o roboczej nazwie „Transgraniczną przestrzeń sztuki”. Ta myśl w głowie krążyła mi dość długo i skrystalizowała się na początku tego sezonu. Brakowało mi takich działań teatru, które inspirują, które umożliwią wymianę myśli, twórczości. To już blisko rok, jak o tym myślałem.
Pojawiła się idea. Z kim ją zatem zrealizować?
– Partnerami festiwalu zostali Teatr Morawsko-Śląski w Ostrawie (Czechy), Państwowy Teatr w Koszycach (Słowacja) oraz Narodowy Ukraiński Teatr Dramatyczny im. Marii Zańkowieckiej we Lwowie. Dołączą do nas wkrótce jeszcze Węgry, jako partnerzy festiwalu. Gdy tak się stanie, to wówczas chcemy zawrzeć deklarację ideowo-artystyczną ze wszystkim partnerami wyszehradzkimi oraz Ukrainą. Ruch w stronę Ukrainy traktujemy, jako zaproszenie do takiej wspólnoty kulturalnej i artystycznej. A dlaczego tacy partnerzy? Bo Teatr im. W. Siemaszkowej w różnych okresach współpracował zarówno ze środowiskiem lwowskim, jak i koszyckim.
Dołożyliśmy Czechów i Ukraińców myśląc już w takich kategoriach, że partnerami tego projektu powinny być teatry, które znajdują się na w rejonach przygranicznych. Impulsem do współpracy teatrów z tych krajów była również historia, czasami dość trudna dla tej części Europy. W przyszłym roku będziemy również obchodzić setną rocznicę odzyskania niepodległości, która przypomina nam rok 1918, kiedy to kształtowały się pierwsze geopolityczno-kulturowe obszary Europy. Ten moment był również ważny dla naszych wschodnich sąsiadów.
Mamy Czechów, Słowaków, Polaków, Ukraińców. Będą Węgrzy, w planach są Białorusini, Litwini – co te kraje mają w sobie takiego wyjątkowego, niepowtarzalnego, zwłaszcza w kontekście festiwalu?
– Nie chodzi o kraje w całości, tylko miasta, które znajdują się w terenach przygranicznych. Jest to spojrzenie z pozycji miejsc, w których w dziejach najnowszych odbywały się najbardziej gorące procesy polityczne, gdzie dochodziło do konfliktów, gdzie ludzie mieszali się. Dlatego właśnie teren pogranicza jest terenem przenikania ludzi, idei, artystów. Dlatego partnerami festiwalu są teatry, które znajdują się w obszarach granicznych i są interesujące z punktu widzenia kulturowego, artystycznego i również politycznego.
Ponadto, chodzi też o spojrzenie na problemy świata, w tym kultury, nie z pozycji centrów, czyli wielkich aglomeracji znajdujących się w centrum państw, tylko z pozycji prowincji. Obecnie można zaobserwować tendencję, gdzie widzimy, jak regiony zabiegają o swoją tożsamość, bo okazuje się, że są tradycje, które nie są państwowe, a tym bardziej ogólnoeuropejskie, ale są one na tyle cenne, że mogą Europę wzbogacać i stanowić o jej niepowtarzalności. Dlatego spojrzenie regionalne jest tak ważne.
Gdy mowa o Polsce i naszych wschodnich sąsiadów, trudno pominąć takie rzeczy jak konflikty, politykę, ideologię. Festiwal ma łączyć narody, a przecież Polak z Polakiem ostatnio nie może się porozumieć. Jaka w tym wszystkim jest rola sztuki, kultury, nauki?
– Polityka zasadza się na konkurencji i na walce. Dobrze, jeżeli jest ona prowadzona z jakąś klasą. Konflikty w znacznej mierze są fundowane na ideologiach, strategiach politycznych. To naturalne. Czasem przyjmujemy to znad wyraz dużą wrażliwością, ale w polityce jest walka racji sił wizerunku. Nie ma innego sposobu. Czy jest to kampania w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, czy u nas – ona musi być fundowana na pewnym sporze. Kultura, sztuka i nauka są tą sferą, która powinna łączyć.
Intelektualiści, twórcy kultury są sobie pokrewni. Artyści wtedy, kiedy najgłębiej tworzą, sięgają do uniwersaliów, sięgają do tych wartości, które są wspólne ludziom. Dlatego festiwal różnych sztuk może być areną spotkania przyjaznego, choć nie chcemy unikać rozmów, które stanowią jakąś przeszkodę. Zależy nam, by przy festiwalu odbywały się panele dyskusyjne na różne tematy, również trudne.
Polityka wkrada się w festiwal również innymi drogami. Marszałek Władysław Ortyl i poseł Wojciech Buczak, którzy są politykami Prawa i Sprawiedliwości, zdeklarowali wsparcie dla festiwalu. W planach są debaty polityczne. Czy będą one tylko z udziałem aktualnej partii rządzącej?
– Politykę chciałbym umieścić wyraźnie w kategoriach regionalnych. Nie mam zamiaru lokować festiwalu po jakiejkolwiek stronie politycznej, bo polityka, którą najczęściej obserwujemy, generuje różne napięcia i konflikty. Dla mnie najistotniejsze jest, aby teatr wciąż budził w człowieku poszukiwanie wartości głębszych, żeby ocalił wrażliwość w człowieku, który ma coraz mniej czasu na obcowanie ze sztuką.
Owszem, bywa teatr ideowy, polityczny, który włącza się bezpośrednio w dyskurs polityczny. Osobiście takiego teatru nie traktuję, jako ten najwartościowszy. Sztuka w tym momencie jest wykorzystywana przez graczy na rynku polityki. Dlatego nie chcę, aby ten festiwal włączał się w nurt jakiś kampanii wyborczych, absolutnie. To wola polityków, gdzie bywają, w co się angażują. Każda pomoc przy festiwalu, z jakiejkolwiek strony by przyszła, będzie przez nas, jako organizatorów, traktowana jako bardzo potrzebna.
Jaki kształt przyjmie festiwal?
– Festiwal roboczo nazwaliśmy „Transgraniczną przestrzenią sztuki”, ale od nas padła propozycja, aby w nazwie pojawiło się takie słowo jak „trans-misja”, tak właśnie zapisane z myślnikiem pomiędzy. W nazwie mogliby się też pojawić partnerzy festiwalu. Jeśli chodzi o kształt, to każdy z dyrektorów poszczególnych teatrów będzie konsultantem programowym. Nie będzie tak, że jest jeden organizator, który buduje cały program. Zadaniem każdego partnera jest zaproponowanie do programu festiwalu wydarzeń.
Każda z edycja ma mieć również swój temat. Bardzo prawdopodobne, że zaproponujemy coś związanego z rokiem 1918 i tworzeniem się pewnej nowej tożsamości. Chodzi o to, żeby proponowane tematy były uniwersalne, by każdy z partnerów mógł podjeść do niego ze swojej perspektywy. W planach mamy również, aby wydarzenie, które zainauguruje festiwal stworzyło towarzystwo międzynarodowe. Mogłaby być to jakaś instalacja, czy koncert połączony z wernisażem. Kompozycja tego wydarzenia miałaby być taka, aby można było go pokazać podczas kolejnych edycji, czy wręcz w ciągu roku odwiedzając kolejnych partnerów festiwalu.
Kiedy zatem będzie można się delektować festiwalem i w jakiej przestrzeni?
– Festiwal jest planowany na drugą dekadę czerwca, dlatego, że jest wtedy większa szansa, aby wyjść z pewnymi wydarzeniami w plener. Bardzo nam zależy, aby ten festiwal nie dział się tylko w murach instytucji artystycznych, wręcz przeciwnie. Chcemy, aby anektował on inne przestrzenie, bo naszym zadaniem jest również dotrzeć z przekazem festiwalu do ludzi, którzy niekoniecznie są teatromanami, czy melomanami, ale biorą udział w wydarzeniach, które odbywają się w przestrzeni wspólnej, jak ulice czy galerie handlowe.
Jakie znaczenie ma dla teatru organizacja międzynarodowego festiwalu?
– Na pewno tym sposobem budujemy wizerunek teatru jako instytucji otwartej. Ponadto, z takich kontaktów mogą się rodzić międzynarodowe wartości artystyczne, kulturalne. Dzięki takim inicjatywom rodzi się przyjaźń między granicami, pomiędzy artystami, którzy są w swojej wrażliwości i myśleniu o świecie pokrewnymi duszami, nawet jak mają różne przekonania. Żywa sztuka prowokuje do spotkania, rozmowy, wyjścia, przeżycia czegoś. To jest takie wyrywanie ludzi z kieratu pracy. Teatr tym sposobem pokazuje, że ma ofertę skierowaną szerzej niż tylko do swojej wiernej publiczności.
Rozmawiała: JOANNA GOŚCIŃSKA
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl