Gdy rodzice dzieci chorych na raka podnieśli larum, szpital przekonywał, że nie ma powodu do niepokoju. Wtedy zareagowali lekarze, przyznając że problem jednak jest. Dyrekcja znalazła rozwiązanie – dodatkowe pieniądze na dyżury.
O trudnej sytuacji w klinice onkohematologii Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 w Rzeszowie najpierw opowiedzieli rodzice dzieci chorych na raka. Widzieli, że brakuje pielęgniarek, a te które są, pracują ponad siły. Uznali, że to nie może dobrze się skończyć. Napisali petycję przeciwko zamknięciu kliniki. 4 lutego petycja trafiła do internetu.
Barbara Rogowska, dyrektor KSW nr 2, uspokajała: „Nie ma planów zamknięcia kliniki”. Potwierdziła przy tym, że ostatnio brakowało siedmiu pielęgniarek. Trzy z powodu choroby wzięły zwolnienia lekarskie, ale już wracają do pracy. Rogowska przyznała, że było ciężko, ale klinika pracowała normalnie – do pomocy wysłano pielęgniarki z innych oddziałów.
Po naszej publikacji, tematem przyszłości kliniki onkohematologii zainteresowała się też rzeszowska Gazeta Wyborcza. To po jej publikacji, wszyscy lekarze pracujący w klinice (jest siedmioro), wydali oświadczenie. Zaprzeczyli w nim, że klinika pracuje normalnie.
„Leczenie pacjentów onkologicznych jest realizowane zgodnie z planem tylko dzięki ogromnemu wysiłkowi i poświęceniu Pań pielęgniarek i Oddziałowej naszej Kliniki” – zacytowała oświadczenie lekarzy „Wyborcza”.
Niewiedza grozi śmiercią
Rozmawiamy z lekarzami, którzy podpisali oświadczenie. Anonimowo, bo nikt w klinice oficjalnie nie chce w tej sprawie zabierać głosu. – Sprawa była już na ostrzu noża – słyszymy. Dopiero po publikacjach w mediach znaleziono rozwiązanie.
Lekarze twierdzą, że w krytycznym momencie na onkohematologii pracowało zaledwie siedem z 22 pielęgniarek. Z tego też powodu ograniczono przyjęcia na oddział dzienny. A problemy z obsadą grafików zaczęły się w połowie stycznia.
Pielęgniarki także chorują na COVID-19 i część musiała zostać w domu. Dodatkowo, sześć pielęgniarek przez dłuższy czas nie wróci do pracy. Są w ciąży i na zwolnieniu lekarskim albo urlopie macierzyńskim.
Efekt był taki, że przez 10 dni do obstawienia 12-godzinnych dyżurów było tylko 7 pielęgniarek. Łatano grafik, prosząc o pomoc pielęgniarki z innych oddziałów. To niewiele dało, bo onkohematologia jest specyficzną kliniką, tam potrzebne są dodatkowe umiejętności i duże doświadczenie.
– Tutaj niewiedza jest śmiertelnie niebezpieczna – mówią nam lekarze.
Za duża odpowiedzialność
Pielęgniarka musi dokładnie ustawić pompę, która przez kilkanaście godzin albo przez całą dobę podaje chemię. Trzeba być bardziej odpornym na cierpienie pacjentów, którzy często źle znoszą długotrwałe leczenie. Czasem pomocy potrzebują też ich rodzice, gdy nie radzą sobie z chorobą swoich dzieci.
Pracy nie brakuje także na oddziale dziennym. Tam również są dzieci w trakcie terapii onkologicznej. Niektóre przyjeżdżają na kontrole, inne na dodatkowe badania. Pielęgniarka musi więc pobrać krew, przygotować materiał do laboratorium, zaprowadzić pacjenta na USG albo tomografię, wypełnić dokumentację. Każdego dnia to od kilkunastu do 20 osób.
Dyrektor szpitala mówiła, że w styczniu zatrudniono trzy nowe pielęgniarki, które przygotowują się do pracy na onkohematologii. Lekarze zaprzeczają: – Nie trzy, a dwie, i jedna z nich właśnie złożyła wypowiedzenie. Stało się to po dyżurze, gdy sama musiała zaopiekować się wszystkimi pacjentami z oddziału dziennego.
– Uznała, że to zbyt duża odpowiedzialność – mówią lekarze i wcale się temu nie dziwią.
Dodatkowe dyżury
Dyrektor Barbara Rogowska zgodziła się więc na dodatkowe dyżury dla pielęgniarek z onkohematologii, – Zwiększyłam kwotę na godziny nadliczbowe. Mam nadzieję, że to rozwiąże problem i pielęgniarki wrócą z absencji chorobowej – mówi nam dyrektor KSW nr 2.
Ustalono też, że codziennie na grafiku dyżurów będą dwie pielęgniarki z onkohematologii, i będą miały wsparcie z innych oddziałów pediatrycznych. Poza tym w marcu pracę w klinice ma rozpocząć jedna lub dwie nowe pielęgniarki.
(la)
redakcja@rzeszow-news.pl