Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

– Powalczę o dodatkowe pieniądze dla Podkarpacia na infrastrukturę drogową i kolejową, by wzmocnić polskie firmy, które dziś wznoszą się do lotu – mówi Paweł Poncyljusz, lider rzeszowskiej listy Koalicji Obywatelskiej w niedzielnych wyborach parlamentarnych. 

Marcin Kobiałka: Kampania Pana wyeksploatowała? Ile Pan kilometrów przemierzył?

Paweł Poncyljusz: Kampania była bardzo intensywna i wyczerpująca. Jednak cały czas byłem i jestem podbudowany entuzjazmem, z jakim reagowało wielu mieszkańców Podkarpacia na mój widok. W kampanii pomagało mi wiele osób, młodych, ale też bardziej doświadczonych.

Zjechaliśmy moim „PoncylBusem” prawie 10 tysięcy km, rozmawiałem z mieszkańcami stolicy regionu, Rzeszowa, ale także m.in. Tarnobrzega, Stalowej Woli, Mielca, Dębicy czy Łańcuta. Ostatnie półtora miesiąca spędziłem w Rzeszowie, rodzinę w tym czasie widziałem bardzo rzadko.

Jaka była ta kampania? Co Pan słyszał na ulicach najczęściej?

– Kampania to ciągłe wyjazdy w różne części regionu. Bazary, centra miast i miasteczek, bramy większych zakładów produkcyjnych, rozmowy w mediach lokalnych i krajowych – to miejsca, gdzie spędziłem ostatnio sporo czasu. Podczas tych spotkań i rozmów słyszałem sporo narzekania na to, co w Polsce się dzieje, na drożyznę i wzrost cen praktycznie większości usług i towarów.

Wiele też było rozmów o bardzo złej sytuacji służby zdrowia, ale także bolączek związanych z reformą edukacji oraz obaw o przyszłość kraju w związku z zagarnianiem przez PiS wszelkich instytucji i urzędów.

Oczywiście, spotykałem też sporo pochwał dotyczących obecnej władzy, zwłaszcza realizacji potężnych programów socjalnych. Niestety, wiele osób ma dość bezkrytyczne patrzenie na to, co w Polsce się dzieje, gdyż czerpią wiedzę w większości z mediów publicznych, które, niestety, zostały całkowicie upartyjnione i ich przekaz jest jednoznacznie nakierowany na pochwałę władzy.

Mówi Pan o sobie „Ambasador Podkarpacia”. Jaką treścią chce Pan wypełnić to hasło?

– Ambasador to ktoś, kto dba o interesy danego terenu, poza jego granicami. Takim właśnie ambasadorem chce być dla Podkarpacia. Co to dla mnie oznacza? A mianowicie to, że będę skutecznie zabiegał o wiele inwestycji dla regionu w centrali, w Warszawie, tam gdzie jest realna władza i realne pieniądze. Nie bez znaczenia są też moje dobre kontakty z wieloma przedsiębiorcami, zarówno w Polsce, jak i za granicą.

W swojej walce o Podkarpacie szczególnie chcę się skupić na wątkach gospodarczych i wsparciu rozwoju regionu, w kontekście rozwoju przedsiębiorczości i tzw. infrastruktury towarzyszącej. Co oznacza nie tylko wspieranie rozwoju firm, ale także podniesienie atrakcyjności regionu, chociażby poprzez poprawę infrastruktury drogowej i kolejowej, ale także związanej z rozwojem innowacji i szkolnictwa wyższego.

Wiem, że to jest wielkie wyzwanie, ale mam już gotowy zespół ludzi, którzy tu na miejscu będą ze mną współpracować, a poza tym zespół ludzi w samej Warszawie. Zamierzam wykorzystać swoje kontakty, które posiadam praktyczne wśród przedstawicieli wszystkich opcji politycznych.

„Spadochroniarz z Warszawy” – mówią niektórzy. Obraża się Pan na to?

– W polityce nie można się obrażać, a słyszałem w czasie swoich rozmów na targach i ulicach nie takie słowa pod swoim adresem. Czasem było to przykre, ale nie jest to powód do obrażania. Znam wiele przypadków w polityce, gdzie ktoś spoza środowiska lepiej widzi problemy, potrafi na nie znaleźć receptę, pomóc, sprowadzić pomoc. Wiem, gdzie w Warszawie trzeba pukać do drzwi, aby otrzymać wsparcie dla inwestycji na terenie Podkarpacia.

Wiem również, ile czasu i po jakich drogach jedzie się do Warszawy pociągiem czy samochodem z Rzeszowa. Tego nie widzi cała plejada posłów PiS latająca samolotem rządowym z marszałkiem Kuchcińskim. Oni mają darmowe przeloty, więc im obecny stan nie przeszkadza. S19 jest szansą na dobry dojazd do Warszawy, obecne prace przygotowania budowy są konsekwencją wyznaczenia przebiegu tej drogi wiele wcześniej niż nastał rząd PiS.

Po co Podkarpaciu Paweł Poncyljusz w Sejmie?

– Paweł Poncyljusz może powalczyć o dodatkowe pieniądze dla Podkarpacia na infrastrukturę drogową i kolejową, może wzmocnić polskie firmy, które dziś wznoszą się do lotu, tak aby wzmacniały swoją pozycję względem międzynarodowych koncernów np. z branż lotniczej, motoryzacyjnej czy chemicznej. Bo nie sztuką jest zachwycać się jedynie zagranicznymi inwestycjami, sztuką jest zbudować cały szereg rodzimych firm, które zostaną na Podkarpaciu i będą dawać miejsca pracy dla okolicznych mieszkańców.

Polskie firmy, w odróżnieniu od zagranicznych, będą miały mniejszą chęć przeniesienia fabryki w drugi koniec świata tylko dlatego, że tam jest niższy koszt pracy. W końcu, Paweł Poncyljusz może być ambasadorem spraw obywateli, którzy potrzebują pomocy w różnych instytucjach w Warszawie. Ja znam adresy i ludzi, którzy często podejmują decyzje o mieszkańcach Podkarpacia bez zbytniego zgłębienia indywidualnego problemu.

Co Pan chce nam załatwić na Wiejskiej?

Bezpieczne i szybkie drogi w regionie i do stolicy. Linia kolejowa, którą podróż do Warszawy trwa 2,5-3 godziny i to taka, która skomunikuje mieszkańców nie tylko Rzeszowa, ale również Mielca, Stalowej Woli czy Tarnobrzega. Podkarpacie to tysiące firm produkcyjnych, które nie mogą wyrwać się z pułapki braku kapitału, aby rozwinąć biznes, stać się partnerem dla dużego koncernu, oferującego wysoko przetworzony produkt, tak aby one i ich pracownicy zarabiali tyle, ile w zachodnich firmach.

Czas również na głęboką korektę strategii turystyki – widać, że samorząd wojewódzki nie jest w stanie podołać temu wyzwaniu. Bieszczady czy Beskid Niski ze swoimi atrakcjami przyrodniczymi czy architekturą może stać się dobrym kierunkiem pobytów mieszkańców innych części Polski. Baza turystyczna musi uwzględniać nie tylko klienta z plecakiem śpiącego w schroniskach.

Jeśli instytucje państwa i województwa pomogą tym przedsiębiorcom, którzy będą chcieli zaoferować wyższy standard wypoczynku, to spodziewam się dobrego zarobku dla lokalnych pensjonatów, restauracji, obiektów turystycznych. Tylko ktoś musi pomóc finansowo to wesprzeć, pomóc przygotować dobrą ofertę, doradzić, promować. Dziś Regionalna Organizacja Turystyczna w Rzeszowie ma tyle pieniędzy, aby wysłać kilku urzędników na różne targi turystyczne na świecie i nic z tego nie wynika.

Wykreowanie takiej atrakcji jak Białowieża w Beskidzie Niskim jest możliwe, ale trzeba już dziś brać się do pracy, wysupłać pieniądze, wyłonić przedsiębiorców, którzy otrzymają wsparcie.

Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, otwarcie poparł Marcina Warchoła, kandydata PiS. Wcześniej popierał m.in. Pana. Prezydent zrobił opozycji „niedźwiedzią przysługę”?

– Do prezydenta Ferenca mam wielki szacunek, za to co zrobił dla Rzeszowa i de facto całego Podkarpacia. Dziś stolica regionu jest jednym z wiodących miast Polski. Pozycja Rzeszowa, tak naprawdę wpływa na rozwój całego województwa. Jego poparcie dla ministra Marcina Warchoła odczytuje jako próbę walki o interesy Rzeszowa wśród różnych opcji politycznych.

Pan Ferenc jest osobą oddaną Rzeszowowi i jego interesom. Sam chciałbym właśnie, jak on, walczyć o interesy całego Podkarpacia, a do tego są potrzebne kontakty i wsparcie różnych grup, ruchów czy partii politycznych. Zresztą, z prezydentem Ferencem wiele razy rozmawiałem i w trakcie naszych spotkań przekazywał mi wiele wskazówek odnośnie ważnych kwestii związanych z Rzeszowem. Zapewnił mnie również, że będzie ze mną współpracować w przyszłej kadencji Sejmu.

Wiele razy mówił Pan w kampanii o „patriotyzmie gospodarczym”. PiS też często powtarza tę narrację. Pana „patriotyzm gospodarczy” czym się różni?

– Patriotyzm gospodarczy to dobre hasło. Problem w tym, że obecny rząd traktował to jak bombkę na choince! A tu potrzeba konkretnych działań. Trzeba w oparciu o spółki Skarbu Państwa ustanawiać programy pilotażowe dla polskich małych i średnich firm dysponujących zaawansowanymi produktami czy technologiami, tak aby mogły testować swoje pomysły, bo jeśli nie zrobią tego państwowe koncerny, to jeszcze trudniej będzie się przebić ze swoją ofertą w firmach zagranicznych.

Agencje rządowe powinny skoncentrować się na „swataniu” polskich małych i dużych firm. Tak urodził się sukces Doliny Krzemowej w USA. Tam małe firmy sprzedają swoje technologie do dużych koncernów, które są za bardzo ociężałe, aby wymyślić coś bardzo innowacyjnego. Paradoks polega na tym, że jeśli firma włoska poszukuje podwykonawcy do jakiś prac, to zawsze zacznie od poszukiwania rodzimej firmy, a w Polsce zaczyna się od poszukiwania partnera zagranicznego. To nie jest patriotyzm. To nie buduje silnej, polskiej gospodarki!

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Rzeszów ciągnie cały region, jest jego wizytówką. Jak wzmocnić takie miasta, jak Tarnobrzeg, Stalowa Wola, Nisko, Mielec, czy Dębica? To nadal Polska B.?

– Tak jak powiedziałem wcześniej, potwierdzam Rzeszów jest lokomotywą regionu. Pamiętajmy jednak, że Rzeszów też nie miałby takiej pozycji, jakby nie inne podkarpackie miasta. Podkarpacie moim zdaniem jest modelowym przykładem rozwoju regionalnego. Jest centrum w postaci stolicy regionu wraz z obszarem metropolitarnym, a w odległości 40-70 km mamy inne dość duże, jak na warunki Podkarpacia, miasta takie jak np. Tarnobrzeg, Dębica, Krosno, Mielec czy Stalowa Wola. Miasta te mają wspólny krwioobieg, pomiędzy nimi mamy mniejsze ośrodki miejskie, ale ważne dla funkcjonowania całości, takie jak np. wspominanie Nisko.

Podkarpackie miasta można wzmocnić m.in. poprzez poprawę infrastruktury, która jest niezwykle ważna dla rozwoju przedsiębiorczości, ale również jakości życia mieszkańców. Ponadto, ważne jest wzmocnienie szlaków komunikacyjnych z centrum kraju, chociażby poprzez stworzenie połączenia kolejowego remontowanej linii Dębica – Mielec – Tarnobrzeg ze stolicą Polski czy poprawy połączenia drogowego z Rzeszowa przez Tarnobrzeg do centrum kraju.

Ponadto, podkarpackie miasta mają pewne wyspecjalizowane obszary aktywności gospodarczej, np. w Stalowej Woli jest to przemysł zbrojeniowy, a w Dębicy – chemiczny. Należy wzmocnić te sektorowe obszary. Podkarpacia nie uważam za Polskę B, w wielu obszarach region już dogonił liderów Polski np. w jakości życia.

Rzeszów chce być coraz większy. To dobry kierunek rozwoju miasta?

– Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że życie gospodarcze, społeczne i polityczne koncentruje się wokół metropolii. Ponadto, metropolie są ważnym nośnikiem innowacji. W Polsce, niestety, nie mamy prawdziwej ustawy o obszarach metropolitarnych i wiele miast jest postrzegane w taki, a nie inny sposób przez pryzmat wielkości.

Dodatkowo łatwiej i efektywniej zarządza się jednolitym obszarem, niż kilkoma znajdującymi się na terenie wielu gmin. Reasumując, uważam, że działania Prezydenta Ferenca zmierzające do powiększania powierzchni miasta i tym samym liczby mieszkańców powinny być kontynuowane. Pamiętajmy, że okoliczne gminy są silne siłą Rzeszowa, bez niego nie miałyby tylu inwestycji i wysokich wpływu do budżetu.

PiS w Sejmie miał mocną liczebnie reprezentację z Podkarpacia. To jego bastion. Efekty pracy tej armii Pan dostrzega?

– Nie widzę jakiś szczególnych osiągnięć tuzina posłów PiS w ostatniej kadencji. Oczywiście, ich ulotki i gazetki wyborcze opowiadają o ich efektach czteroletniej pracy. Mam wątpliwości, na ile to ich zasługa i czy nie oni byliby posłami, to te same rzeczy by się nie zdarzyły. Oczywiście, nie mówię o typowych interwencjach poselskich w indywidualnych sprawach.

Ale gdzie jest szpital uniwersytecki, gdzie inwestycje drogowe na wielką skalę? Tylko jeden szybki pociąg do Warszawy? Dla regionu, który w deklaracjach jest tak ważny dla PiS? Gdzie obiecywana gęsta siatka połączeń z lotniska w Jasionce do wielu miast Europy i świata?

Inwestycje zagraniczne w branży lotniczej to bardziej efekt funkcjonowania Pratt & Whitney niż świadoma polityka rządu i parlamentarzystów. Przy okazji kampanii wyborczej pojawiają się na Podkarpaciu ministrowie w roli świętego Mikołaja, którzy obiecują rozwiązanie problemów, które istniały przez lata i można to było załatwić bez pośpiechu stąd moje podejrzenie, że znów wszystko spowolni się, jak opadnie kurz wyborczy.

W ministerstwach nie będą przed Panem zamykać drzwi?

– Ministerstwa muszą współpracować z parlamentem, w końcu to tam zatwierdzany jest budżet każdego resortu. Zatem jest forum na wymianę opinii i pomysłów. Jeśli będę chodził do budynków ministerialnych, które znam do lat, to nie sądzę, żeby ktoś miał odwagę barykadować drzwi. Myślę również, że dobre pomysły wypracowane przez elity polityczne Podkarpacia, nie natkną się na opór niezależnie od tego, kto będzie rządził po 13 października.

Ktoś kiedyś powiedział o Podkarpaciu, że jest jak dobry chleb, posmarowany już nie margaryną, a masłem, tylko na chlebie wciąż nie ma dobrej szynki. Jak ją dostać?

– Szynka na ten chleb, to dalszy rozwój gospodarczy, mądre wzmacnianie polskich firm. Trzeba też jasno sobie powiedzieć, że co prawda rozwój Podkarpacia jest widoczny gołym okiem. Strefy ekonomiczne w każdym większym mieście regionu dające prace dziesiątkom tysięcy pracowników, nowopowstające budynki mieszkalne w miastach, większa zamożność mieszkańców, nawet tych mieszkających na terenach wiejskich.

Ale trzeba też spojrzeć na to, co dzieje się w innych regionach Polski – tam pociąg rozwojowy pędzi jeszcze szybciej, więc nie możemy spoczywać na laurach tylko wrzucić kolejny bieg. Jeszcze więcej wysiłku, mądre inwestowanie, wspieranie tych firm, którym niewiele brakuje do wyjścia na rynki eksportowe.

Nastawienie nauki na Podkarpaciu na kierunki techniczne, bo już dziś brakuje wykwalifikowanych pracowników do zakładów wysokich technologii. Wyobrażam sobie, że Rzeszów będzie pierwszym miastem z autonomicznymi autobusami, bo to zwróci uwagę kolejnych inwestorów, zachęci ich do lokowania swoich fabryk i zrobienia poligonu doświadczalnego dla zaawansowanych technologii. Trzeba na to odwagi i determinacji!

Naszym znakiem rozpoznawczym jest lotnictwo. Przykleiliśmy się do tego pojęcia, jak PiS do 500+, łata tym programem wszystkie dziury w ścianie. Lotnictwem wszystkich problemów nie załatwimy. Co może być nowym kierunkiem?

– Podkarpacie kojarzy się z lotnictwem, zresztą Dolina Lotnicza to najbardziej znany polski klaster nie tylko w Europie, ale i na świecie. I ten obszar należy koniecznie rozwijać. Przykładowo symulator lotów. Obecnie piloci LOT-u muszą jechać na okresowe szkolenia do innych ośrodków na terenie UE, a czas pomyśleć, aby takie urządzenie było w Rzeszowie. W końcu mamy tutaj Politechnikę Rzeszowską z dużymi tradycjami w szkoleniu pilotów.

Ponadto, czas pomyśleć nad tym, aby polska myśl technologiczna była tutaj obecna, a nie tylko oddziały czy filie światowych koncernów lotniczych. Co może być nowym kierunkiem? Myślę, że nie nowym, ale kierunkiem, który koniecznie należy wzmocnić, jest sektor turystyki, chociażby ciągle mało znane w kraju Jezioro Tarnobrzeskie, trzeba doprowadzić do tego, aby rozbudować bazę turystyczną na tym terenie, tak aby było to popularne miejsce, jak Solina.

Ponadto, Podkarpacie to wiele uzdrowisk z tradycjami, ale powstają też nowe, jak Latoszyn Zdrój koło Dębicy. Kontynuowanym i rozwijanym kierunkiem rozwoju powinien być też sektor IT, jest on już mocny w Rzeszowie i okolicach, ale czas na kolejne miasta, chociażby Mielec czy Stalową Wolę.

Jestem zdania, że lotnictwo może być trampoliną do innych branż. Sam znam inżynierów lotnictwa, którzy po wielu latach pracy w koncernie amerykańskim podjęli pracę w projektowaniu napędów elektrycznych do różnych typów pojazdów. Wiedza z lotnictwa może być przydatna w różnych, dość odległych dziedzinach.

Co jest stawką niedzielnych wyborów?

– Stawką niedzielnych wyborów jest wizja Polski, jaka będzie realizowana przez najbliższe lata. Jestem na listach Koalicji Obywatelskiej, bo tu jest wizja szacunku do prawa, dbałości o przedsiębiorcę, a nie traktowanie go jak dojną krowę, która ma dawać jak najwięcej pieniędzy do budżetu, bo ponad stu ministrów rządu PiS to duże wydatki.

Po wyborach chciałbym Polski traktowanej na arenie międzynarodowej jako poważnego i przewidywalnego partnera, a nie jak nieznośny dzieciak, który zawsze coś zbroi i będzie trzeba coś sprzątać.

Chciałbym Polski, w której rząd nie odpowiada połajankami wobec nauczycieli, lekarzy rezydentów czy rodziców osób niepełnosprawnych na słuszne postulaty podwyższenia płac. Państwo w wersji PiS jest wrażliwe społecznie tylko dotąd, jeśli poszczególne grupy społeczne są wdzięczne rządzącym za ich łaskę i hojność.

Rozmawiał: MARCIN KOBIAŁKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama