Samorządowcy z 12 podrzeszowskich gmin postawili prezydenta Tadeusza Ferenca pod ścianą. Albo stolica Podkarpacia będzie z nimi w stowarzyszeniu, albo ponad 300 mln zł na inwestycje lepiej sobie nie zaprzątać głowy.

[Not a valid template]

 

Rzecz dotyczy Rzeszowskiego Obszaru Funkcjonalnego, który od lipca 2013 r. tworzy 12 podrzeszowskich gmin, m.in. Boguchwała, Głogów Młp., Łańcut, Świlcza, Tyczyn i Trzebownisko. Rzeszów, jako 13 gmina, stanął na czele porozumienia, które rodziło się w wielkich bólach.

Idea przedsięwzięcia jest prosta: w nowej perspektywie unijnej na lata 2014-2020 do zdobycia z Unii Europejskiej jest ponad 300 mln zł na wspólne inwestycje, m.in. budowy nowych dróg, zagospodarowanie terenów inwestycyjnych, czy zakup ekologicznych autobusów.

Brzmiało pięknie do momentu, kiedy polityka nie zaczęła całego projektu rozrywać od środka. Najpierw w grudniu 2013 r. ponad połowa wójtów powiedziała, że w porozumienie z Rzeszowem jednak nie wchodzi, bo ratusz zaczął wyciągać ręce po gminę Trzebownisko i sołectwo Malawa z gminy Krasne. Obie gminy tworzą ROF.

Wójtowie oświadczyli, że porozumienie podpiszą, o ile prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc zrezygnuje z poszerzenia miasta ich kosztem. To już wtedy był zwiastun, że partnerski projekt ROF ładnie wygląda tylko na papierze.

Uciekać z ROF-u, czy nie?

Wójtowie się uspokoili na chwilę, porozumienie podpisali w styczniu 2014 r., gdy dostali zapewnienie z Ministerstwa Cyfryzacji i Administracji, że bez zgody mieszkańców i samorządów poszerzenia Rzeszowa nie będzie.

Potem pojawiła się nic nieznacząca inicjatywa Nowa Aglomeracja Rzeszowska. W lipcu dowiedzieliśmy się, że ratusz pozwał do sądu dwóch radnych PiS Waldemara Szumnego i Roberta Kultysa za to, że skrytykowali postęp prac ratusza nad całym projektem.

W sierpniu wójtowie znów zagrozili, że z porozumienia odejdą, bo chcieli mieć gwarancję zarezerwowania pieniędzy w swoich gminach na projekty drogowe i wodno-ściekowe. Polityczny pożar musiał gasić marszałek podkarpacki.

– Albo uwzględnią nasze wnioski, albo będziemy uciekać z ROF-u, bo ochrona żab nas nie interesuje. Na to nie mamy kasy. Nas interesują konkretne sprawy – mówili wójtowie, obawiając się, że na ROF-ie zyska tylko Rzeszów i może jeszcze trzy gminy.

W listopadowej kampanii w wyborach samorządowych politycy PiS znów podnieśli krzyk, że ROF jest źle prowadzony przez Rzeszów i istnieje groźba utraty pieniędzy.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Cisza przed burzą

Potem zapadła cisza. Wójtowie i burmistrzowie uznali, że porozumienie to za mało, by interesy ich gmin były zabezpieczone. W tym roku zawiązali stowarzyszenie, do którego Rzeszów jednak nie przystąpił.

Samorządowcy z podrzeszowskich gmin chcieli mieć gwarancję, że wszyscy uczestnicy Rzeszowskiego Obszaru Funkcjonalnego będą traktowani na równych zasadach. Rzeszowowi idea stowarzyszenia się nie spodobała, bo to zdaniem władz miasta nie ułatwia podejmowania decyzji i istnieje ryzyko, że gminy będą torpedowały pomysły Rzeszowa i osłabiały jego rozwój.

– Oni nam po prostu nie ufają – uważa Andrzej Dec (PO), przewodniczący Rady Miasta. – Być może – podejrzewa Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa.

Temat ROF-u znów pojawił się na wtorkowej sesji Rady Miasta Rzeszowa, na której radni mieli podjąć decyzję, czy Rzeszów wejdzie do stowarzyszenia. Okazało się, że podrzeszowskie gminy, zawiązując stowarzyszenie, przechytrzyły stolicę Podkarpacia. Do końca maja musi być jasna odpowiedź dla marszałka, kto będzie odpowiadał za realizację ROF-u: stowarzyszenie, czy porozumienie.

Znów zawisła groźba, że jeżeli nie zapadnie decyzja, to ponad 300 mln zł może przepaść.

Lider jest najważniejszy

Powołanie stowarzyszenia oznacza, że Rzeszów nie będzie mógł dyktować gminom swoich pomysłów. – Bez Rzeszowa stowarzyszenie nie może istnieć – uspokajała Stanisława Bęben, dyrektor miejskiego wydziału pozyskiwania funduszy.

Ale to dobra mina do złej gry, bo nawet opozycyjny PiS uważa, że utrata pozycji lidera ROF-u przez Rzeszów miastu nie wyjdzie na dobre. Formuły porozumienia bronili, co zrozumiałe, radni proprezydenckiego klubu Rozwój Rzeszowa. – To lider jest najważniejszy – mówił Konrad Fijołek, wiceprzewodniczący rady.

Radni nie mieli jednak wyjścia, jeżeli nie chcieli, by pieniądze przepadły. Zgodzili się na wejście Rzeszowa do stowarzyszenia. Za było 18 radnych, dwóch przeciwko, dwóch wstrzymało się od głosu. Stowarzyszenie ROF nie ma lidera.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama