Doczekaliśmy się. To nie jest najazd Hunów. To zjechali dobrodzieje miasta. Nowy sezon akademicki uważa się za otwarty.
Akademik. Najzabawniejsze z tym miejscem związane jest rozporządzenie – dotyczące Domów Studenckich – zakazujące sprzedaży, wnoszenia i spożywanie alkoholu. A tak naprawdę to niejedna meta uratowała wiele spotkań towarzyskich. Zwłaszcza w czasach gdzie całodobowe monopole nie były tak dostępne.
Biblioteka. To takie miejsce gdzie trzeba pójść na początku roku akademickiego, na jakieś przysposobienie biblioteczne czy coś w tym rodzaju. Są znane w kraju księgozbiory, gdzie oprócz pań tam pracujących nikt się nie przypałęta. I w spokoju można przecierać paprochy z grzbietów książek.
Ciekawski student. Jest taki typ studenta obok „kujona”, „przeciętnego”, „artysty” czy „żebraka” – który zadaje wiele pytań, jest autentycznie rządny wiedzy. Dla wielu wykładowców jest to typ upierdliwy po prostu, a dla koleżeństwa irytujący. A przecież z łac. studere to starać się, przykładać się do czegoś.
Dziekanat, a w zasadzie zasiadające tam „Baby z Dziekanatu”. Na szczęście wzrost poziomu obsługi klienta, nie dotyczy tylko handlu detalicznego, ale również dotknął szkoły wyższe. W końcu „student jest naszym pracodawcą”, zauważyły Władze wielu Uczelni. I zwyczajowo chrząkające obsługa zza lady odeszła w zapomnienie.
Egzamin. W USA wykładowca uwalający powyżej 20 procent żaków, wylatuje z uczelni. Powód prosty: nie potrafi nauczyć. U nas przestało się stawiać banie, z troszku innego powodu. Aby roku zbytnio nie spustoszyć. Nie miałoby się kogo kształcić.
Fakultet drugi. W czasach osiągania permanentnego sukcesu, studia przestały być dla wielu tylko zabawą. Stały się miejscem studiów na dwóch kierunkach na raz i jeszcze obowiązkowego chodzenia do pracy między zajęciami. Kadra uczelniana ma się rzecz jasna dopasować do grafiku zapracowanych i przychylnym okiem spojrzeć na młodych, zdolnych, zatyranych.
Gastronomia. Na co dzień polega na wyjadaniu zawartości, pysznych słoików przywiezionych z domu. W czasach kryzysu sięga się po niezbyt jadalne konserwy, a i znajdą się fani wyjątkowych paskudztw w postaci chińskich zupek. Na szczęście wszędobylskim rarytasem pozostaje kebab studencki w super cenie pięciu złotych polskich.
Homiliofilia. Jest to dewiacja seksualna uznawana przez Światową Organizację zdrowia. Polega na podnieceniu związanym z wygłaszaniem lub słuchaniem wykładów. Zwłaszcza przy wygłaszaniu bardzo emocjonalnych mów, może pojawić się wzwód. Zatem strzeżcie się sal wykładowych, aby nieobyczajnych zachowań uniknąć.
Impreza. Wiadomo, że największe wzięcie mają te zorganizowane w klubach pt. „Kicz party” albo „Wesele”. Największa frekwencja, a melodie już nam znane. Swojsko jak na sobotniej potańcówce w remizie. A i potrafią zagrać chusteczkę haftowaną. Jak się ze swoją dołączy do kółeczka, jest szansa na pocałowanie. Doznania bezcenne.
Język czyli łacina studencka. Klną wszyscy to czemuż i nie „wkład auli i sal ćwiczeniowych”. Jedna z zasłyszanych rozmów, dwóch kursantów przed wejściem na salę:
– student 1: „o k…wa ile ludzi?”
– student 2 „chyba jakieś jeb..e zaliczenie”.
Książki. To takie zapisane kartki papieru w okładkach miękkich lub twardych. Świat który obumarł. Niejeden starszy wykładowca wzruszy się, gdy w dzisiejszych czasach zobaczy seminarzystę z książką. Nawet jeśli jest to „50 twarzy Greya”, czytane ukradkiem pod ławką. Łezka mu się w oku zakręci.
Lubelskie. Na terenie Galicji studiują osoby ze ściany wschodniej, które nie znają języka autochtonów. Oprócz sławetnego: na pole zamiast na dwór, możemy pochwalić się jeszcze innymi osobliwościami. Chodzimy na nogach, a nie pieszo, pijemy z flaszki, a nie z butelki, używamy lufki, a nie ustnika. Na rano mamy wodę z kiszonych ogórków, a nie kwaszonych. Absztyfikanci, a nie starający się o pannę; stoją w ogonku do niej, a nie w kolejce. Mówimy ona mi dała, a nie ona mnie dała. Ściągamy też rajtki, a nie rajtuzy. A i u nas mówi się róść, a nie rosnąć. Czegokolwiek to dotyczy.
Międzynarodowo. Umiędzynarodowienia polskiej nauki i polskich uczelni to marzenie wielu władz. Dzięki programowi Erasmus nastąpił przypływ osób z różnych krajów. A i widok kobiet o miłej aparycji azjatyckiej, mówiących w języku Puszkina czy Szewczenki powoduje same pozytywne inklinacje.
Napisy na ławkach. Kochani pamiętajcie. Czasami zdarza się, że i uczący zasiadają w ławach szkolnych na auli, podczas różnych wyborów, spotkań czy konferencji. I belferskim oczom ukazują się wtedy niezwykle ważne informacje który klub piłkarski to ch..e, a który jeszcze gorszy. Masowe przyklejanie gum do żucia pod blaty stołów nie wystarczy?
Obrona z gwarancją. W królewskim mieście pojawiła się reklama: „na terenie Krakowa wydrukujesz i oprawisz swoją pracę z „Gwarancją Obrony”. Pora pójść dalej. Uczelnie uczące tego i owego powinny się reklamować: „gwarancja obrony i napój energetyczny gratis”.
Picie. Podczas jednego z wykładów, lekarz, właściciel Centrum Medycznego „Medyk” zachęcał studenciaków do higienicznego trybu życia, tzn. aby nie przekraczali w spożyciu dwóch promili. Rzeczywiście uważajcie. Pamiętajcie, że powyżej czterech promili, nawet was na Izdebce Wytrzeźwień nie przyjmą, tylko od razu zabiorą na detoks.
Rektor. Magnificencje to są najczęściej tęgie umysły. Jeden z nich w przepływie szczerości stwierdził, że w naszym systemie edukacji najbardziej ceni przedszkola, bo tam się można jeszcze najwięcej nauczyć. Potem jest już tylko gorzej.
Suchary. To takie dowcipy, które bawić mają kolejne pokolenia magistrantów. Najbardziej znana klasyka: „idą dwie niezbyt urodziwe dziewczyny, a trzecia też z … ( i tu wstawiamy nazwę uczelni której chcemy dopiec). A nie można coś bardziej wyszukanego: „Prawdziwe studiowanie zaczyna się w miejscu, gdzie Google nie wie o co chodzi”.
Toalety. Jak głosi znana instrukcja BHP: „Na muszlę klozetową nie wchodzimy nogami, lecz siadamy wygodnie całym ciężarem ciała tak, aby pośladki całkowicie przylegały do deski klozetowej”. Tego typu informacje, są śmieszne, gdyby nie to, że czasem wchodzi się po kimś, kto się z nią nie zapoznał. I pozostawił po sobie ślad godny czworonoga.
Ucieczka weekendowa. W wielu akademickich ośrodkach, miasteczka studenckie pustoszeją, gdyż studenci udają się do swych domostw po zapasy żywnościowe i środki pieniężne. Ku uciesze firm transportowych i ku utrapieniu „branży kulturalnej” jeśli z takowej w ogóle by skorzystano.
Winda. Co prawda takich napisów nie znajdziemy: „Uwaga: przed wejściem do kabiny sprawdź czy będzie tam student za drzwiami”. Chodzi głównie o to, że niektórzy prawdopodobnie pierwszy raz w życiu jadą tego typu wehikułem. I mają tyle z tego radochy, że wciskają wszystkie guziki na raz. A reszta w nerwach klnie pod nosem lub człapie ociężale po schodach.
Zawód prestiżowy. Najbardziej prestiżowym zawodem w naszym kraju jest profesor uniwersytetu. Nie wiedzieć czemu, gdy się spytać o to słuchaczy, prawie nigdy na to nie wpadają.