Reklama

– Jest taki obraz Zdzisława, na którym dwa szkielety przylegają do siebie, scalając się praktycznie w jedność – taka była miłość Zofii i Zdzisława. Nie było w niej miejsca dla innych – mówiła Magdalena Grzebałkowska, autorka książki „Beksińscy. Portret podwójny”.

[Not a valid template]

 

W poniedziałek w Księgarni Tęczowej w Rzeszowie odbyło się spotkanie z Magdaleną Grzebałkowską, autorką książki „Beksińscy. Portret podwójny”, wydawnictwa Znak. To druga książka dziennikarki „Gazety Wyborczej”, pierwszą napisała o ks. Janie Twardowskim. – Książkę o Beksińskich napisałam z niechęci do pisania czegokolwiek. Moja pierwsza książka mnie wykończyła i pomyślałam, że następną napiszę dopiero na emeryturze – mówiła Grzebałkowska. – Wydawnictwo było jednak innego zdania i wciąż podsuwało mi jakieś propozycje. W końcu zaproponowano mi napisanie książki o Beksińskich. Nie wiedziałam o nich nic, nawet, że pochodzą z Sanoka, ale czułam, że powinnam się tym zająć.

W teczce IPN nic nie znalazła

Grzebałkowska przyjechała na Podkarpacie. Zamieszkała w Sanoku i zaczęła szukać. Przeczytała tysiące listów, które pisali Zdzisław i Tomasz, obejrzała tysiące filmów nagrywanych jako pamiętnik przez Zdzisława, przeprowadziła tysiące rozmów ze znajomymi i sąsiadami Beksińskich. Przejrzała nawet teczkę Zdzisława w IPN, nic tam nie znalazła.

Jak sama mówi, praca nad książką była dla niej fascynującą detektywistyczna robotą. A rok temu usiadła i zaczęła płakać. – Nie wiedziałam nic, nie wiedziałam jak to ogarnąć. Znów od nowa musiałam przeczytać i obejrzeć wszystko. Nie wiem jak to zrobiłam – mówiła.

Grzebałkowska jest zwolenniczką tak zwanych „szlafrokowych” biografii. – Trzeba pokazać kogoś w szlafroku, ale nie nagiego i nie ozłoconego. Rozważyć gdzie są granice, tak by nie wyszedł z tego magiel – mówiła. A to nie było łatwe, bo Zdzisław Beksiński był bardzo niedyskretny, był plotkarzem. Grzebałkowska w setkach listów Beksińskiego znalazła mnóstwo informacji na temat krewnych i znajomych.

– Portale plotkarskie byłyby zachwycone tymi informacjami, jednak ich nie wykorzystałam, bo nie miały wpływu na jego bezpośrednie życie i twórczość – wyjaśniała.

Tomek dla rodziców był jak Hitler

Autorka w swojej książce ujawnia wiele intymnych spraw z życia Beksińskich. Możemy się z niej dowiedzieć np., że Zdzisław cierpiał na straszne problemy gastryczne i nawet spotkania z wielbicielami swojej twórczości podporządkowywał temu, by blisko była toaleta.

– Korzystał z niej kilkadziesiąt razy dziennie. Stresowało go nawet czekanie na windę. Przed ważnym spotkaniem lub podróżą potrafił nie jeść przez kilka dni, by nie stwarzać sobie problemów. Mało osób wie, że na początku lat 60-tych zaproponowano mu stypendium Guggenheima. Miał wyjechać na pół roku do Nowego Yorku, odmówił, bo wiązał się z tym zbyt duży stres – opowiadała autorka.

Syn Zdzisława Beksińskiego Tomasz, radiowiec i tłumacz, dla Grzebałkowskiej jest wyjątkowo skomplikowaną postacią. – Czternastolatek w ciele dorosłego człowieka z pogłębiająca się depresją. Rodzice cały czas go pilnowali. Nawet jak przeprowadzili się do Warszawy, to jemu mieszkanie kupili kilka ulic dalej. Tak naprawdę nigdy nie był samodzielny, wciąż do nich wpadał na posiłki. Traktował ich okropnie. Wielu ludzi mówiło, że był dla nich jak Hitler. Jednak i oni nie byli bez winy. Dzieciom należy wyznaczać granice, a on ich nie miał. Zdzisław był człowiekiem, który jak sam mówił, gdy znajdzie się na dnie, to szuka jak się tam urządzić, a Tomasz myślał tylko o samobójstwie – mówiła Grzebałkowska.

Zdzisław kochał Zofię do szaleństwa

Według niej Tomasz skłonności depresyjne odziedziczył po matce Zofii. Grzebałkowska mówi, że książka, tak naprawdę powinna być portretem potrójnym, ponieważ Zofia odegrała bardzo ważną rolę w życiu obu Beksińskich, ale usunęła się w cień.

– Ona w pełni poświęciła się swojej rodzinie. Pochodziła z Dynowa, była córką właściciela sklepu żelaznego, ale wcale nie pochodziła z bogatej rodziny. Absolutnie przepiękna kobieta, mądra, miła i dobra. Zdzisława poznała na studiach w Krakowie, gdzie studiowała romanistykę, którą przerwała po tym jak zachorowała na gruźlicę. Zdzisław kochał ja do szaleństwa. Nie szufladkujmy jej jednak jako kury domowej. On traktował ją bardzo poważnie. Oprócz codziennych obowiązków, znajdowała czas na to by rozmawiać z nim w jego pracowni. Dla niego była partnerką i istniało między nimi wyjątkowe porozumienie. Zdzisław nigdy nie traktował jej, jako kogoś gorszego – wyjaśniała autorka. – Zastanawiałam się nad tym, że może oni za bardzo się kochali i nie starczyło już miejsca dla Tomka.

Beksiński bardzo nie chciał mieć dzieci. Dopiero osiem lat po ślubie zdecydował się na dziecko. – Zrobił dziecko Zofii jako prezent i od razu zapowiedział, że nie będzie się zajmował bachorem dopóki nie dorośnie. Poza tym bardzo chciał mieć córkę. Zapowiedział nawet Bogu, że i tak jest mu z nim nie po drodze, a jak będzie chłopiec to będzie jeszcze gorzej. Jestem jednak pewna, że bardzo go kochał, chociaż nie potrafił mu tego okazać – dodała z przekonaniem Grzebałkowska.

Książka „Beksińscy. Portret podwójny” ukazała się w lutym, nakładem wydawnictwa Znak.

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama