Najgorzej, gdy władza jest oderwana od społeczeństwa i żyje jakby w innym świecie. Wtedy koniecznością jest przebudzenie się i przejście z Matrixa do realu.
Ogromne zaangażowanie i mobilizacja rzeszowian podczas głosowania na projekty budżetu obywatelskiego oraz wcześniejsza niesamowita aktywność przy zgłaszaniu pomysłów pokazały jedno – nasze społeczeństwo chce być traktowane poważnie, nasi mieszkańcy wiedzą, czego chcą i tylko do tej pory nie mieli stworzonych stosownych okazji, aby to wyrazić. A jeszcze wmawiano im, że władza wie lepiej i jeśli nawet na wyreżyserowanych spotkaniach mogli coś powiedzieć, to i tak niewiele z tego wynikało. Dopiero zmiana podejścia do ludzi – poprzez zredagowane przez radnych odpowiednie zapisy regulaminu konsultacji społecznych – spowodowała pozytywne uwolnienie, zgromadzonej dotąd w uśpieniu, energii. Niewątpliwie takiej zmiany rzeszowianie oczekiwali i potrzebowali.
Ale wiele innych zmian również musi nastąpić, jeśli chcemy i w pozostałych dziedzinach – oprócz budowania społeczeństwa obywatelskiego – nadrobić powstałe przez ostatnie lata zaległości. O niektórych można było już przeczytać – artykuł „Rzeszów coraz bardziej spowalnia” – temat inwestycji miejskich został poruszony niedawno w samorządowym czasopiśmie WSPÓLNOTA, podobnie jak problem słabego wykorzystania w ostatnich latach funduszy unijnych, gruntownie i profesjonalnie przeanalizowany przez prof. Pawła Swianiewicza z Zakładu Rozwoju i Polityki Lokalnej na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.
Następnym zagadnieniem wymagającym odwrócenia niekorzystnych ostatnio tendencji w naszym mieście jest sprawa rosnącego w przerażającym tempie zadłużenia – tekst „Jak to z długiem było” – na co zwróciła nawet uwagę profesjonalna amerykańska agencja ratingowa Fitch Ratings. Innym bardzo niepokojącym obszarem działalności samorządu w Rzeszowie jest temat miejskiej oświaty, co najdobitniej ukazały najnowsze zestawienia ogólnopolskiego miesięcznika PERSPEKTYWY – w tym segmencie zmiany muszą być natychmiastowe, bo konsekwencji dla przyszłości kolejnych pokoleń nie da się później zatrzymać i odwrócić.
Kolejne pola oczekujące zmienionego podejścia można wyliczać dalej – sport (słabe wsparcie dla klubów, kłopoty skoczków do wody, spory wokół hali Walter), gospodarka komunalna (problematyczne zapisy i realizacja uchwały śmieciowej, kontrowersyjna próba usytuowania spalarni odpadów, brak budownictwa czynszowego), kultura (jakość i poziom imprez, współpraca z organizacjami pozarządowymi, problem z lokalizacją domu kultury na osiedlach Dąbrowskiego, Piastów i Grota-Roweckiego), promocja (niewykorzystany potencjał hasła „Rzeszów – stolica innowacji”), tworzenie miejsc pracy (nieskuteczne zachęcanie przyszłych inwestorów do korzystania z ulg, zbyt wolne tempo prac w uzbrajaniu i komunikowaniu strefy „Dworzysko”), partnerska współpraca z innymi samorządami (wieloletnie niedogadywanie się z sąsiadami, konfliktowe budowanie Rzeszowskiego Obszaru Funkcjonalnego), chaos komunikacyjny (niejasna polityka dotycząca płatnych stref parkowania, sposób wydzielania i planowania bus-pasów, ogromne niezadowolenie pasażerów z pracy MPK), sprawy społeczne (opór rządzących przed wprowadzeniem Karty Rodziny Wielodzietnej, kolejki do lekarzy-specjalistów w przychodniach).
Najświeższy przykład dotyczy kreowania pozytywnego wizerunku Rzeszowa. Owszem, miasto jest czyste i w miarę zadbane, ale same kwiatki i światełka to jeszcze za mało, aby o nas mówiono i pisano głównie w superlatywach. A po przeczytaniu najnowszego numeru tygodnika POLITYKA można z przerażenia złapać się za głowę. Bo są w niektórych artykułach o Rzeszowie wprawdzie pozytywne przykłady, ale to akurat te niezwiązane z samorządem: uczelnie wyższe, Dolina Lotnicza, przemysł informatyczny, WSK, lotnisko w Jasionce. Inne stwierdzenia o stolicy naszego województwa naprawdę brzmią niczym słowa opozycji w Radzie Miasta – wymieńmy kilka cytatów, z których pierwszy – to miasto znane z tego, że z niczego nie jest znane – sformułowany został i tak najłagodniej.
Dalej mamy już gorzej: Rynek (…) ujmuje co najwyżej tradycyjną galicyjską prowincjonalnością; rozpoczęło się wyszarpywanie z okolicznych gmin – w ramach wielkomiejskich ambicji – czego się tylko da; miasto (…) z niekończącymi się polami ziemniaków i buraków; drogi (…) z determinacją budowane i jak zwykle kończące się nie tam, gdzie powinny; chaotycznie porozrzucane nowe osiedla, które mieszają się z łąkami i tradycyjną zabudową wcielonych w granice miasta wiosek; polska specjalność ostatniej dekady – pasteloza; można zadumać się nad koszmarnym pomnikiem Jana Pawła II lub nad jeszcze bardziej szpetnym obeliskiem poświęconym Kazimierzowi Górskiemu; poznać największą rodzimą osobliwość: urbanistyczny chaos; rażą architektoniczne kontrasty, wieżowce wstawiane w niską zabudowę czy modernistyczne pudła domów handlowych wciskane między XIX-wieczne kamienice; na każdym kroku widać arogancję peerelowskiej władzy; inwestorzy i deweloperzy wydają się faktycznymi architektami miasta, pogłębiając jedynie istniejące dysonanse; urzędnicy mogą się zgadzać na każdą fanaberię klienta z dużymi pieniędzmi; ścieżki [rowerowe] są powszechnie krytykowane za złe oznakowanie i przypadkowe usytuowanie, a na deptakach tętni ruch uprzywilejowanych samochodów; auto to w tym mieście obiekt adoracji; o jakichkolwiek pomysłach na spowolnienie ruchu lub poszerzenie strefy tylko dla pieszych nie ma nawet co dyskutować.
W tekście „Potęga makijażu” jest też mowa o tym, że gdy miesięcznik ARCHITEKTURA MURATOR ogłosił konkurs na najciekawszą realizację architektoniczną w Polsce w XXI wieku, to wśród 120 wybranych do rywalizacji obiektów nie było ani jednego z Rzeszowa. W innym artykule „Miasto przelotowe” z miejskich instytucji kultury zauważony został jedynie Teatr Maska, ani słowa o Galerii Fotografii czy Muzeum Dobranocek, zaś pęd ambicjonalny – zdaniem cytowanego socjologa – młodych ludzi w wielu przypadkach stawia sobie za cel tylko dostanie się na studia, podczas gdy brak jest dalszych planów, ewentualnie wymienia się wyjazd lub emigrację.
Wszystko to ukazuje nasze miasto w niezbyt chlubnym świetle, a takie postrzeganie jaskrawo kontrastuje z głoszonymi od lat peanami i zachwytami obecnej władzy. Niestety rzeczywistość jest diametralnie inna, co najlepiej podsumowuje autor Piotr Sarzyński pisząc na zakończenie: Rzeszów przypomina niezbyt urodziwą, ale świetnie ubraną, uczesaną i umalowaną kobietę. A jak wiadomo, makijaż potrafi zdziałać cuda.
Gdy w 1787 roku caryca Katarzyna II udawała się w podróż inspekcyjną na Krym, namiestnik Taurydy książę Grigorij Potiomkin nakazał zbudować na trasie jej przejazdu atrapy pełnych dobrobytu zabudowań wiejskich. Wydaje się, że historia zatoczyła koło i rzeczywiście stolica naszego województwa jest postrzegana przez rządzących często jako takie „potiomkinowskie miasto”, gdzie za nietrwałymi atrapami i pod makijażem kryje się inny świat. Dodatkowo zaczyna powszechnie być zauważane, że inni uciekają nam coraz bardziej i coraz dalej. A na to pozwolić sobie już nie możemy. Pora przestać kręcić się w kółko niczym po okrągłej kładce, która również wymownie została skomentowana w Teleexpresie, mniej więcej w stylu „drewno z Kamerunu, ale i pod spodem zwyczaje niczym z Afryki” – i całej Polsce pokazano komunikacyjny chaos na głównej ul. Piłsudskiego. Wątpliwa promocja stolicy innowacji.
Podsumowując: inwestycje miejskie, społeczeństwo obywatelskie, fundusze unijne, zadłużenie budżetu, szkolnictwo i poziom nauczania, wizerunek na zewnątrz, kultura i sport, miejsca pracy i gospodarka komunalna, urbanistyka i planowanie przestrzenne, współpraca z okolicznymi gminami i miejska komunikacja, sprawy społeczne dotyczące rodziny – to tylko niektóre z wielu obszarów życia społecznego w naszym mieście, gdzie nawarstwiają się od lat problemy, a na horyzoncie nie widać zadowalających rozwiązań. Pewnie dlatego coraz większa część społeczeństwa w Rzeszowie, chcąc tu dalej żyć i mieszkać ze swoimi rodzinami, zaczyna się poważnie zastanawiać, czy to nie jest czas zmian.