Marszałek podkarpacki Władysław Ortyl przez kilka tygodni poszukiwał potwierdzenia na słuszność odwołania swojego zastępcy Jana Burka. Ale odpowiedzi mało, więcej pytajników. Burek wciąż pracownikiem urzędu. Chorym.

[Not a valid template]

 

– Rysuje się interesująca lektura – to słowa marszałka z ostatniego piątku, zapowiadające wyniki kontroli w jednostkach podległych urzędowi marszałkowskiemu.

Dla Jana Burka, którego Ortyl odwołał w maju po ujawnionych przez media powiązaniach prywatnych firm urzędników zaangażowanych w projekty unijne, wyniki kontroli miały być potwierdzeniem, że wicemarszałek, nawet jeśli nie złamał prawa, to stanowisko wykorzystywał, by jego rodzina zarobiła na unijnych inwestycjach.

Choćby Paweł Stochmal, prywatnie zięć Burka, a jednocześnie współwłaściciel firmy EMG Engineering & Managment Group. Stochmal do maja był też wicedyrektorem podlegającej samorządowi Filharmonii Podkarpackiej. Firma EMG była zaangażowana m.in. w rozbudowę filharmonii. W prywatnej firmie pracował także Konrad Łoboda, wicedyrektor departamentu społeczeństwa informacyjnego w urzędzie marszałkowskim. Stochmal i Łoboda zostali odwołani, a potem Burek.

Ortyl zarządził kontrolę, by sprawdzić, w jakich jeszcze projektach przechodzących przez urząd marszałkowski mogli być prywatnie zaangażowanie odwołani urzędnicy i sam wicemarszałek, który odpowiadał za kulturę i edukację w urzędzie.

Burek się rozchorował

Cała historia, nazwana przez opozycję „aferą podkarpacką”, była początkiem politycznych problemów i tak kruchej koalicji PiS-Prawicy Rzeczypospolitej, która rządziła przez ponad rok po innej aferze korupcyjnej z udziałem odwołanego potem marszałka Mirosława Karapyty.

W tamtym tygodniu marszałek Władysław Ortyl nie dostał absolutorium, co oznacza głosowanie nad jego odwołaniem, a w sejmiku władzę przejęła opozycja PO-PSL-SLD ze wsparciem Mirosława Karapyty (dziś radny niezależny) i Jana Burka, który został zawieszony w prawach członkach PiS. Opozycja odwołała z prezydium sejmiku wszystkich ludzi z PiS na czele z przewodniczącym.

Sytuacja na szczeblu zarządu województwa jest jeszcze bardziej skomplikowana. Niby Burek został odwołany, ale powołanie na jego miejsce Tadeusza Pióro, a na członka zarządu Jerzego Cyprysia zablokowała opozycja. To oznacza, że Burek nadal jest pracownikiem urzędu. Obecnie jest na urlopie, a w środę dostarczył do urzędu… zwolnienie lekarskie.

Nie dał sobie odebrać pracy

W czwartek marszałek Władysław Ortyl poinformował, że odebrał Burkowi pełnomocnictwa oraz zmienił organizację departamentu edukacji. Teraz nadzoruje go członek zarządu Bogdan Romaniuk. – Może zachodzić obawa, że pewne rzeczy będzie próbował ukryć, mataczyć – tłumaczył Ortyl powody, dla których Burkowi cofnął pełnomocnictwa.

Marszałek uważa, że sztucznie zawiązana koalicja przyczyniła się do tego, że Jana Burka nie pozbawiono świadczenia pracy, a on sam „chronił własny interes”. Ale dziennikarzy bardziej interesowały wyniki kontroli, na którą złożyły się informacje z 52 na 58 jednostek podległych urzędowi.

Władysław Ortyl potwierdził, że Paweł Stochmal i Konrad Łoboda pracowali w firmach, które dostały zlecenia przy inwestycjach unijnych. Nie tylko przy rewaloryzacji klasztoru oo. Bernardynów w Leżajsku, budowie Instytutu Teologiczno-Pastoralnego w Rzeszowie i rozbudowie Filharmonii Podkarpackiej. Te trzy inwestycje najczęściej pojawiały się w mediach, jako przykłady rodzinnych i koleżeńskich interesów finansowanych z publicznej kasy.

Widać układ powiązań?

Ortyl stwierdził, że firma Stochmala pojawia się też 5 razy przy Podkarpackim Centrum Edukacji Nauczycieli, Łobody – 2 i jeszcze przy Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Rzeszowie oraz w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie. Ale żadnych konkretów nie podał, oprócz tego, że w przypadku prac dla PCEN chodzi o około 100 tys. zł, a w filharmonii ponad 100 tys. Łoboda pracował też, jako ekspert przy ocenie projektów trafiających do urzędu. Na razie stworzono jedynie listę tych, w których przewijają się nazwiska odwołanych urzędników.

– Te informacje posłużą do stworzenia piramidy, czy sieci zależności między tymi osobami, jako osobami fizycznymi, współudziałowcami spółki, czy właścicielami jednoosobowych firm. Trzeba sformułować układ powiązań. One już wychodzą, to wyraźnie widać – mówił marszałek Ortyl.

Szczegółów łańcuszka powiązań nie poznaliśmy, bo Ortyl stwierdził, że kontrola zostaje przedłużona. Na dokładkę, urząd sprawdza, czy firmy byłych urzędników także nie dostawały pieniędzy z budżetu województwa. Kontrolowane jest też lotnisko w Jasionce, gdzie firma Pawła Stochmala się przewijała. Na lotnisku pracował drugi zięć Burka – Konrad Rabiej, który był wiceprezesem spółki lotniskowej Rzeszów – Jasionka.

Widziały gały, co brały

Co z kontroli jest na Jana Burka, najważniejszej postaci politycznej awantury? Jedynie wiemy, że był konsultantem projektów w Zespole Szkół Technicznych w Leżajsku i Leżajskim Stowarzyszeniu Rozwoju. Żadnych kwot, żadnych szczegółów marszałek znów nie podał. – Badamy tę sprawę. Pojawiły się nowe rzeczy, które należy sprawdzić – stwierdził, dodając, że w instytucjach mu podległych nie pracuje już żadna z trzech osób rodzinnie powiązanych z Burkiem.

Oprócz Pawła Stochmala, w Jasionce nie pracuje już Konrad Rabiej oraz córka Burka, która była zatrudniona w Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego.

Ortyl z prawnikami konsultuje, czy o wynikach kontroli nie powiadomić prokuratury. Zaraz po wybuchu afery zrobiło to już PSL. Marszałek powiedział, że wynikami dotychczasowej kontroli jest zaskoczony, ale współpracy z Burkiem nie żałuje.

– Widziały gały, co brały. Wiedziałem, jaki charakter ma Jan Burek. Nie pierwszy raz w życiu zawiodłem się na współpracowniku. Nie żałuję, że podniosłem tę sprawę. Straciliśmy większość [w sejmiku – red.] dla prawdy. Trzeba było przejść prostą drogą przez ten grząski grunt – mówił Władysław Ortyl.

Nie mógł się nadziwić, że w sejmiku tak bardzo się zmienił układ polityczny. – Jeden gość z zarzutami [Mirosław Karapyta – zarzuty korupcji, gwałtu, oszustwa – red.], a drugi posądzony o nepotyzm rządzą sejmikiem województwa podkarpackiego. Z tego korzysta PSL, SLD, PO – powiedział marszałek.

Żal do kolegów

Jan Burek z kolei w piśmie do szefa podkarpackiego PiS Marka Kuchcińskiego poskarżył się na to, jak go potraktowała partia, bo winny się nie czuje. Sobie, słusznie, przypisuje to, że dzięki niemu PiS w maju 2013 r. odzyskał władzę w województwie.

„Zapłaciłem za to ogromną cenę, zarówno polityczną, jak też osobistą. Zostałem przez media przedstawiony, jako zdrajca i przestępca, nie uzyskując żadnej pomocy medialnej ze strony partii” – napisał w liście Burek. List trafił też do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Burek zapowiedział, że jeżeli nie dostanie odpowiedzi, to odejdzie z polityki i zrezygnuje z członkostwa w klubie PiS w sejmiku.

Pytanie, na jak długo. Burek to najbardziej znany w regionie kameleon polityczny. Był związany z PSL, PiS, PO, znów z PiS. A teraz?

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama