– Jeślibyśmy zmienili opinię to tak, jakbyśmy powiedzieli, że w Katyniu polskich oficerów mordowali Niemcy – twierdzi dr Dariusz Iwaneczko, dyrektor rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, który podtrzymuje opinie o usunięciu z przestrzeni publicznej pomnika Czynu Rewolucyjnego.
Walka o słynny pomnik w centrum Rzeszowa ma kolejną odsłonę. W ostatnich tygodniach temat znów wrócił na czołówki lokalnych mediów za sprawą listu Tadeusza Ferenca, prezydenta Rzeszowa, który sprzeciwia się usuwaniu pomnika i swoją jednoznaczną opinię w tej sprawie przesłał do Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Pomnik w obronę wzięli również architekci zrzeszeni w rzeszowskim oddziale Stowarzyszenia Architektów Polskich. O tym pisaliśmy TUTAJ.
IPN uważa, że pomnik Czynu Rewolucyjnego powinien zniknąć z przestrzeni publicznej Rzeszowa, bo propaguje ustrój komunistyczny i kwalifikuje się do objęcia obowiązującej od ponad roku tzw. ustawy dekomunizacyjnej, która zakazuje propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego.
Artystyczne walory to nie sprawa IPN
Oprócz zmiany nazw ulic, które już dokonano, IPN zasugerował, że „na terenie Rzeszowa są także upamiętnienia, które nie powinny istnieć w przestrzeni publicznej”. Nie trzeba było długo myśleć, że chodzi o pomnik Czynu Rewolucyjnego, będący od ponad 11 lat w rękach oo. Bernardynów, podobnie jak cały okoliczny plac, który klasztor dostał od miasta za symboliczny 1 proc. wartości (ok. 30 tys. zł).
Tadeusz Ferenc (SLD) na początku października wystosował pismo do IPN, w którym bronił słynnego obiektu. Prezydent Rzeszowa uważa, że pomnik ma walory artystyczne i obok ratusza oraz Zamku Lubomirskich jest jedną z tych budowli, z którą kojarzy się Rzeszów. Ferenc podkreślił, że „należy przede wszystkim zacząć traktować socrealizm jako zamknięty okres w dziejach sztuki”, a nie uparcie powtarzać PiS-owską narrację o komunistycznym rodowodzie obiektu.
Wysłane pisma do IPN nic jednak nie pomogły. Instytut listem Tadeusza Ferenca kompletnie się nie wzruszył. Powód bardzo prosty – IPN, pisząc swoją opinię na temat pomnika, odwoływał się tylko do kontekstu historycznego. Zarówno ocena jego wartości artystycznych oraz zabytkowych nie leży w kompetencji IPN, a m.in. do nich w swoim piśmie odnosił się prezydent Ferenc, broniąc monumentu.
IPN: To tylko nasza opinia
Ustawa dekomunizacyjna zakłada, że jeżeli dany samorząd nie usunie „totalitarnych” ulic, czy obiektów, to do akcji wkracza wojewoda i sam rozwiązuje problem.
– Wojewoda ma odpowiednie służby, które w zakresie walorów artystycznych, czy architektonicznych mogą wydać swoją opinię. My decyzji nie podejmujemy, a jedynie zgodnie z ustawą sporządzamy opinie – przekonuje dr Dariusz Iwaneczko, dyrektor rzeszowskiego oddziału IPN.
IPN skutecznie odbija piłeczkę, by odpowiedzialność za usunięcie pomnika Czynu Rewolucyjnego nie spadła na barki Instytutu, tylko na służby wojewody podkarpackiego. Te z kolei nie palą się do podejmowania decyzji, bo usunięcie pomnika to przedsięwzięcie bardzo kosztowne, szacowane nawet na kilkadziesiąt milionów złotych.
– My niczego też nie nakazujemy, a wydanej opinii nie możemy zmienić, bo osoby, które odsłaniały ten pomnik, miały krew na rękach. Jeślibyśmy to zrobili to tak, jakbyśmy powiedzieli, że w Katyniu polskich oficerów mordowali Niemcy – porównuje dyrektor Iwaneczko.
Co upamiętniał pomnik?
Swoje stanowisko IPN szczegółowo wyjaśnił w odpowiedzi na list Ferenca. Znalazły się w nim informacje chociażby o tym, że oficjalnym pomysłodawcą pomnika miał być Władysław Kruczek, I sekretarz KW PZPR w Rzeszowie oraz to, że planowo, by monument odsłonięto w 1972 roku na 30. rocznicę powstania PZPR. Data ta uległa zmianie ze względu na problemy organizacyjne i opór mieszkańców, dlatego pomnik odsłonięto dwa lata później.
Ponadto, historycy PZPR przygotowali wykaz wydarzeń świadczących o dorobku rewolucji proletariackiej na terenie województwa. Wśród nich – zdaniem IPN – trudno znaleźć takie, które związane były z walką o niepodległość Polski. Wyjątek stanowi powstanie w Rzeszowie Stronnictwa Ludowego w 1895 r.
„Reszta upamiętnianych pomnikiem wydarzeń to przede wszystkim działalność komunistów, agentury bolszewickiej (KPRP, KPP, KPZU, PPR), skrajnej lewicy ruchu socjalistycznego, bojówek komunistycznych (GL, AL), KBW, milicji i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego” – wylicza IPN w piśmie do Tadeusza Ferenca.
Mieszkańcy Rzeszowa niedouczeni?
IPN twierdzi, że odsłonięcia pomnika dokonali „zasłużeni działacze ruchu robotniczego”, a wśród nich znalazł się Tomasz Wiśniewski, przedwojenny KPP-owiec, komisarz polityczny Brygady Międzynarodowej w Hiszpanii, po wojnie szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie.
„W przemówieniu [podczas] uroczystości odsłonięcia pomnika mówił: Pomnik ten jest symbolem wiecznej chwały towarzyszom naszej walki, tym z jednego szeregu rewolucyjnej manifestacji, z żołnierskiego oddziału walczącego o wolność Hiszpanii, bojowego szlaku od Lenino do Berlina, partyzanckiej drużyny, posterunku milicji i służby bezpieczeństwa stawiającego czoła terrorowi reakcyjnego podziemia” – czytamy dalej w piśmie IPN.
Zdaniem Instytutu cytat z przemówienia Wiśniewskiego „w pełni oddaje sens i ideologiczny przekaz monumentu”. IPN odpowiedział również na argument Ferenca, który wskazywał na to, że pomnik na stałe wpisał się w świadomość mieszkańców Rzeszowa oraz osób odwiedzających stolicę Podkarpacia.
„Ten „wysoki wynik akceptacji” pomnika w przestrzeni publicznej to efekt tego, że „nadal niewielka jest wśród mieszkańców miasta wiedza o tym, że upamiętniany przez ten pomnik »czyn rewolucyjny« obejmował także m.in. krwawe utrwalanie „władzy ludowej” po 1944 r. i związane z tym akty zbrodni i bezprawia” – napisał IPN za autorami publikacji „Rzeszowska diagnoza społeczna 2015”.
Los pomnika w rękach wojewody
Warto dodać, że we wrześniu ratusz wystosował też pismo do wojewódzkiego konserwatora zabytków z pytaniem, czy pomnika Czynu Rewolucyjnego nie można wpisać na listę zabytków. Póki co rzeszowski ratusz nie dostał jeszcze w tej sprawie odpowiedzi. Jeśli się to uda, pomnikowi nie grozi wyburzenie.
Jeśli nie, to o losie pomnika ostatecznie zadecyduje wojewoda podkarpacki, który jest przedstawicielem rządu PiS w regionie.
Warto również przypomnieć, co w 2015 roku podczas pobytu w Rzeszowie nieżyjącego już prof. Mariana Koniecznego, autora pomnika, mówił prof. Aleksander Bobko, były rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego, a dziś senator PiS.
– Okres, w którym powstawał nasz pomnik, był czasem przegranych szans. Jedynie w Rzeszowie historia toczyła się pod prąd. Skorzystał na tym, czy to się komuś podoba, czy nie i zaczął się niezwykle dynamicznie rozwijać. A co do pomnika… Bardziej cieszy oko niż wywołuje złe emocje – mówił wówczas prof. Bobko.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl