Politycy PiS namawiają Tadeusza Ferenca, by przestał się obrażać jak dziecko i nie rezygnował z rozmów o budowie obwodnicy południowej dla Rzeszowa. Prezydent ma już jasno wytoczoną ścieżkę działania i uważa, że „gdzie koncepcji cztery, tam nie ma nic”.
Budowa obwodnicy, w zasadzie drogi południowej, to niekończąca się saga. Kolejną część w środowe południe „napisali” politycy PiS: poseł Wojciech Buczak, radni miejscy Marcin Fijołek i Robert Kultys, którzy ubolewali nad tym, że Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, nie chce współpracować z wojewodą podkarpackim i starostą rzeszowskim. Oboje są z PiS.
Chodzi oczywiście o poniedziałkowe spotkanie w urzędzie wojewódzkim, gdzie Tadeusz Ferenc powiedział, że czuje się obrażony, iż nie zaproszono miejskich urbanistów do rozmów na temat projektowania drogi południowej na terenie Rzeszowa.
– Zlecane jest projektowanie drogi ludziom, którzy nie potrafią połączyć Zarzecza z Siedliskami. To zwykła kpina – mówił na spotkaniu Tadeusz Ferenc. Te słowa wykorzystała wówczas wojewoda Ewa Leniart, która uznała, że skoro prezydent Rzeszowa czuje się obrażony, to ona kończy rozmowę i dla niej temat jest zamknięty.
Buczak: Źle się stało
– Podczas poniedziałkowego spotkania mieliśmy wspólnie rozmawiać nad dobrym rozwiązaniem dotyczącym powstania drogi południowej. To spotkanie jednak bardzo szybko się zakończyło, bo jak sam prezydent powiedział, obraził się, że nie miejskie, a inne służby przygotowują koncepcję tej drogi – mówił w środę Wojciech Buczak.
– Źle się stało, bo uważamy, że w tej sprawie trzeba współpracować. Mieszkańcy Budziwoja, Białej, Zwięczycy wykazują w tej sprawie dużo dobrej woli i nie chcą blokować inwestycji, ale składają bardzo ciekawe propozycje – dodawał.
Buczak wspomniał o pieniądzach, mówiąc, podobnie jak wojewoda, że te powinny na obwodnicę południową znaleźć się w nowej unijnej perspektywie finansowej. Jego zdaniem, aby inwestycja miała większe szanse na pozyskanie pieniędzy, potrzebny jest wspólny projekt kilku samorządów, a nie tylko jednego – Rzeszowa. Dlaczego? Bo zdaniem Buczaka, nie można kolejny raz zaprzepaścić szansy na budowę tak ważnej drogi.
Na skutek trwającej od maja 2017 roku awantury wokół obwodnicy, ratusz nie dostał 277 mln zł dofinansowania inwestycji. Pieniądze zablokował rząd PiS i wojewoda podkarpacki, twierdząc, że miasto do budowy 6-kilometrowej obwodnicy łączącej ul. Podkarpacką z al. Sikorskiego fatalnie się przygotowało.
Fijołek: Lista błędów bardzo długa
Marcin Fijołek z kolei dodał, że lista błędów i zaniechań przy przygotowywaniu budowy obwodnicy jest już tak duża, że nie można już sobie pozwolić na nowe, bo na tym traci miasto i mieszkańcy.
– W 2015 i 2016 roku miasto przegapiło możliwość aplikowania o pieniądze unijne z programu Polska Wschodnia. W 2017 roku złożono niekompletny i spóźniony wniosek. Przez to pieniędzy też nie udało się uzyskać. Do tego przebieg obwodnicy oparty o plany z lat 90. nie uwzględniał, jak wiele powstało nowych zabudowań na proponowanej przez miasto trasie – punktował Fijołek.
– Lista błędów jest bardzo długa. Do tego dochodzi bulwersująca sprawa, że pomimo iż miasto miało w planach budowę tej drogi, wydawało pozwolenia na budowę – dodaje.
Dlatego też radni klubu PiS postanowili na najbliższa sesję Rady Miasta przygotować uchwałę w formie apelu do Tadeusza Ferenca, aby ten podjął partnerską współpracę z gminami, które sąsiadują z Rzeszowem oraz „innymi partnerami, z którymi warto rozmawiać”.
– To najważniejsza z inwestycji, która powinna być w ostatnim czasie zrealizowana jak najszybciej. Oczekujemy, że prezydent będzie gotowy do podjęcia partnerskiej współpracy nad propozycjami, które się pojawiły – mówił Marcin Fijołek i podkreślił, że warianty drogi zaproponowane przez Wojciecha Buczaka, czy wojewodę i starostę nie są jeszcze skończone, a co za tym idzie można nad nimi wciąż dyskutować.
PiS: Nie czas na obrażanie się
Robert Kultys z kolei odniósł się do styczniowego spotkania w mieszkańcami, które odbyło się w szkole w Zwięczycy i przypomniał, że prezydent zgodził się na realizację tego wariantu, który będzie odpowiadał mieszkańcom.
– Zamiast się skupić na przeanalizowaniu tych wariantów, które będą najlepsze dla miasta, to prezydent się obraził, że ktoś śmie proponować jakieś inne rozwiązania, niż te które przygotowało miasto. Dla nas to droga donikąd – uważa Robert Kultys.
– Gołym okiem widać, że mieszkańcy się totalnie nie zgadzają na wariant miasta. Ilość wyburzeń i kolizji jest tak ogromna, że trudno sobie wyobrazić, aby w zgodzie społecznej uzyskać akceptację dla tego przebiegu – dodaje.
Przypomnijmy, że wyliczenia, które przygotowano wówczas na styczniowe spotkanie w Zwięczycy z Tadeuszem Ferencem, wskazywały, że pierwszy wariant miejski, który zakładał budowę obwodnicy przez osiedla Zwięczyca, Budziwój i Biała, mówił o wyburzeniu 45 domów, przy czym 95 byłoby tzw. w zasięgu bezpośredniego oddziaływania inwestycji.
Zmodyfikowana wersja wariantu pierwszego miejskiego zakłada budowę mostu odsuniętego od zalewu o 150 m w kierunku południowym i skrócenie jego długości o połowę – do 500 m, gdzie wyburzono by 48 domów a 140 miałoby być w bliskim sąsiedztwie obwodnicy, co bardzo nie spodobało się mieszkańcom osiedli Zwięczyca, Budziwój i Biała, bo ucierpiałoby na tej koncepcji jeszcze więcej osób.
Który wariant jest lepszy?
Z kolei tzw. „wariant Buczaka” zakładał budowę mostu przez najwęższy fragment rzeszowskiego zalewu i słabiej zurbanizowane tereny, na których znajdują się m.in. ogródki działkowe oraz wyburzenie 12 domów. W tej koncepcji tylko 39 domów znalazłoby się w bezpośrednim sąsiedztwie drogi.
Brzmi pięknie, ale prawdopodobnie ten wariant nie byłby możliwy do realizacji, bo wysunięta jeszcze na północ droga przebiega jeszcze bliżej rezerwatu Lisia Góra, a co za tym idzie uzyskanie decyzji środowiskowej byłoby bardzo trudne.
Trzecia koncepcja zaproponowana przez wojewodę i starostę zakłada budowę drogi przez Tyczyn, Rzeszów i Boguchwałę i w założeniu tylko cztery domy zostałyby zrównane z ziemią, a 19 byłoby w zasięgu oddziaływania inwestycji. Tak wynika z wyliczeń mieszkańców. Ratusz sprawdził tę trasę i okazało się jednak, że budynków do wyburzenia jest więcej – 39.
Realizacja tego wariantu mogłaby doprowadzić do regularnego podtapiania Tyczyna oraz spowodować, że koszty inwestycji wzrosłyby dwukrotnie, ponieważ budowa drogi na wałach przeciwpowodziowych wymagałaby wzmocnienia ich drewnianymi balami. Dlatego też przeciw takim rozwiązanym sprzeciwiają się mieszkańcy Tyczyna, Kielnarowej i ul. Mokra Strona w Rzeszowie.
Kultys: Obwodnicy przez pustynię nie puścimy
– Nie spodziewajmy się, że ktoś zaproponuje wariant, który będzie szedł pustynią – nie da się czegoś takiego zrobić. Każdy wariant to są jakieś koszty – środowiskowe, czy społeczne – argumentował dalej Kultys.
– Sami mieszkańcy przeanalizowali, który wariant powoduje najwięcej wyburzeń i kolizji. My nie wskazujemy, które rozwiązanie jest lepsze, a jedynie zauważamy, że rozwiązanie zaproponowane przez wojewodę i starostę generuje potencjalnie mniej problemów, które rodzą się przy wariancie miejskim – uważa Robert Kultys.
I w tym leży pies pogrzebany, że wciąż mówimy o „potencjalnych”, a nie konkretnych opcjach, bo wszystkie koncepcje, poza miejską, są jak mówią złośliwi, „kreskami na mapie”, a więc do końca nie wiemy, ile ostatecznie domów może zostać wyburzonych i ile będzie w bezpośrednim zasięgu inwestycji.
Ferenc: Najlepiej się nie wtrącać
A co na to Tadeusz Ferenc? Zarzutami polityków PiS się za bardzo nie przejmuje. – Prowadzimy wiele inwestycji. Najlepiej jest, kiedy nam się nikt do nich nie wtrąca. Kiedy mamy duże gremium, to każdy chce po swojemu realizować swoją wersję, twierdząc, że jego jest najlepsza. Jeśli jest dużo propozycji, to nic z tego nie wychodzi – uważa Tadeusz Ferenc.
– Nie dostaliśmy zezwolenia na realizację inwestycji drogowej. W projekcie były pewne mankamenty, ale należało dać ZRID i zażądać tego wszystkiego, co brakowało. Gdyby tak się stało, to prawdopodobnie robota by już trwała. Jeśli jest dużo propozycji, to nic z tego nie wychodzi – dodaje prezydent.
Ferenc przypominał też, że miejska koncepcja przebiegu obwodnicy ma przygotowaną dokumentację sporządzoną przez firmę, która wygrała w przetargu. – Z każdą inwestycją są kłopoty, ale od tego tu jesteśmy, aby je pokonywać. Natomiast jeśli jest wielu doradców – z tego nie ma nic – uważa Ferenc i przypomina, że obecnie na inwestycję, którą oszacowano na około 450 mln zł nie ma pieniędzy.
– Będziemy się o nie starać. Im wcześniej zakończymy rozmowę i podejmiemy decyzję, tym lepiej, bo wówczas są większe szanse na zdobycie funduszy. Liczę na to, że kolej nie wykorzysta pieniędzy i będą one na budowę drogi – przewiduje Tadeusz Ferenc.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl