Kolejne podejście do powiększania Rzeszowa już za dwa dni. Jak zwykle ten zamiar już wywołał sporo komentarzy, a sesja pewnie będzie gorąca. I ja dołożyłem tutaj swoje trzy grosze.
Powiększenie Miasta to nie tylko wzrost jego rangi, powierzchni i liczby mieszkańców. To zwiększone wpływy z podatków, ale także nieproporcjonalnie bardziej zwiększone koszty. To, krótko mówiąc, poważne zobowiązanie. Znacznie łatwiej je podjąć, gdy – jak to jest w przypadku zgodnego połączenia gmin – otrzyma się dodatkowe środki. Ale nawet wtedy trzeba starannie ważyć wszystkie za i przeciw – najlepiej w rachunku wieloletnim. U nas nikt tego nie robi. Wszystko odbywa się, albo na zasadzie intuicji, albo arbitralnej decyzji nieomylnego szefa.
O Malawie pisałem wcześniej. Rodzajem głośnego myślenia o uwarunkowaniach połączenia Rzeszowa z Trzebowniskiem jest mój tekst zamieszczony tutaj. Jak widać, nie potrafię dać jednoznacznej odpowiedzi, czy to dla Rzeszowa dobry interes. Natomiast nie mam wątpliwości, że podejmowanie tej próby dzisiaj jest – z powodu radykalnej niechęci mieszkańców gminy – działaniem irracjonalnym.
Trochę inaczej jest z Krasnem. Ta gmina również sięga dość daleko od Rzeszowa (Palikówka) i nie ma obiektu o tej randze, co lotnisko. Jej tereny inwestycyjne nie są rewelacyjne. Zresztą, jak już pisałem, dzisiaj ich nam specjalnie nie brakuje. Więc uzasadnienie łączenia jest słabe. Z drugiej strony jednak nie wiemy, co sądzą o tym jej mieszkańcy, więc argument o skazaniu takiej próby na niepowodzenie odpada. Ale to nie jest argument merytoryczny, tylko techniczny. Najpierw by trzeba rozstrzygnąć, czy warto. Póki co – także z powodu braku jakichkolwiek wyliczeń, czy konkretnych danych – skłaniałbym się do poglądu, że jednak nie bardzo.