Fot. Bartosz Frydrych / Rzeszów News. Na zdjęciu Monika Szela, dyrektorka "Maski"

„Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” – stalinowska zasada wiecznie żywa. Ratusz po aferze ze spektaklem „#chybanieja” wziął pod lupę finanse Teatru Maska. Są uchybienia. Monika Szela straci stołek dyrektora? 

To było do przewidzenia, że po lutowej aferze z „#chybanieja” w reżyserii Pawła Passiniego (prezydent Tadeusz Ferenc nakazał wstrzymać prace nad spektaklem) Monika Szela nie będzie miała łatwego życia w ratuszu, szczególnie, że stanęła po stronie twórców i aktorów spektaklu. Ten akt odwagi dyrektorki „Maski” nie mógł być dobrze odebrany w ratuszowych gabinetach. Gdy afera wybuchła, do teatru władze Rzeszowa wysłały kontrolę. 

Już wtedy spekulowano, że Monika Szela długo „Maską” nie pokieruje. Teatrem rządzi od 2012 roku, jesienią ubiegłego roku podpisała nowy 5-letni kontrakt. Wyniki finansowej kontroli w „Masce” właśnie trafiły na biurko prezydenta Tadeusza Ferenca. Co kontrola wykazała? Nieprawidłowości, ale nie takie, by ratusz mógł w glorii chwały zwolnić Monikę Szelę, może nawet dyscyplinarnie, co byłoby doskonałym pokazem prezydenckiej siły. 

W przeszłości zdarzały się już podobne przypadki, jak choćby Piotra Magdonia, który dyscyplinarnie wyleciał z Miejskiego Zarządu Dróg w Rzeszowie (był tam dyrektorem). To, że Tadeusz Ferenc do swoich podwładnych nie ma żadnych sentymentów, wiadomo nie od dziś. Ewentualne zwolnienie Szeli tylko potwierdziłoby „mocną rękę” prezydenta Ferenca, szczególnie, że Monika Szela nigdy nie miała zbyt wysokich notowań w ratuszu. 

Znacznie one spadły jeszcze po aferze z „#chybanieja”, choć dyrektorka „Maski” stanęła na wysokości zadania i pokazała, że jest gotowa ponieść konsekwencje trudnej, aczkolwiek zrozumiałej postawy, w której obroniła sztukę przez jej instrumentalnym cenzurowaniem. Na to nie mogło być jej zgody. Szela z tej batalii wyszła zwycięsko, spektakl się odbył, ale akt odwagi mniej lub bardziej odczuwa do dzisiaj.

Szukanie haków na dyrektorkę

Zdjęcie: Bartosz Frydrych / Rzeszów News. Monika Szela podczas wspólnej konferencji z twórcami „#chybanieja”

Przypomnijmy, Monika Szela obroniła „#chybanieja”, spektakl Pawła Passiniego i Artura Pałygi (twórca tekstu sztuki). Spektakl kontrowersyjny, by dotykający obecnych problemów polskiego Kościoła – pedofilii wśród duchownych i ukrywaniu ich przez zwierzchników. Skandal z próbą ocenzurowania sztuki obiegł środowisko teatralne w całym kraju. W marcu spektakl udało się pokazać na festiwalu „Nowe Epifanie”, a w maju na „Maskaradzie”. 

W między czasie Monika Szela zapewniała, że prac nad „#chybanieja” nie wstrzyma, na długo zapamięta wycieczki do ratusza, by „ratować” sztukę. Po burzy w mediach ratusz sprawę wyciszył. Spektakl zrealizowano, cenzorski smród jednak pozostał. Zarówno na warszawskich „Nowych Epifaniach”, jak i rzeszowskiej „Maskaradzie” nikt z władz Rzeszowa nie pokusił się, by „#chybanieja” zobaczyć na własne oczy. Tchórzostwo? Strach? 

Tej odwagi nie zabrakło nawet księdzu Tomaszowi Nowakowi, rzecznikowi diecezji rzeszowskiej, który potem podzielił się z nami swoimi przemyśleniami po spektaklu. Dzisiaj Monikę Szelę ratusz wziął pod lupę, a dokładnie, czy dobrze rządzi „Maską”, tak jakby nie wiedział tego przez sześć lat i dał jej nowy kontrakt. Szukanie haków na Szelę po aferze z „#chybanieja” to najbardziej delikatne określenie, jak ukarać ten akt odwagi.  

Atmosfera, jak w melodramacie 

Zdjęcie: Bartosz Frydrych / Rzeszów News

Najprościej było sprawdzić finanse teatru. To najbardziej wrażliwa sfera w każdej instytucji publicznej. Nie ma takiej decyzji, nie ma takiego dokumentu, którego przełożony nie mógłby zakwestionować i uznać je za niewłaściwe lub przekraczające uprawnienia. Tą drogą podążono właśnie w ratuszu za Moniką Szelą. W poniedziałek dowiedzieliśmy się, co wykazała kontrola finansów „Maski”. 

Bogusław Bieniasz, wicedyrektor Biura Kontroli; Grażyna Żarowska-Homik, szefowa wydziału księgowo-rachunkowego oraz wiceprezydent odpowiedzialny za kulturę Stanisław Sienko, przedstawili wyniki kontroli w teatrze w takiej atmosferze, jakby Monika Szela miała wyprowadzić z teatru miliony złotych, a kolejne przelała na swoje zagraniczne konta w rajach podatkowych. 

Z wniosków kontroli, które przedstawił Bogusław Bieniasz, okazało się, że uchybienia, owszem, są, ale nie takie straszne, jak próbowano namalować. Wśród nich znalazły się kwestie zaliczek dla aktorów na poczet wypłaty, które były rozliczane i potrącane w kolejnych miesiącach. „Ujawniono” także „nieprawidłowości w funkcjonowaniu zakładowego funduszu świadczeń socjalnych”. Konkretów w tym względzie jednak nie sprecyzowano.

Paragonów ratuszu nie lubi 

Monika Szela usłyszała, że w grudniu 2018 roku pobrała swoje wynagrodzenie wcześniej, niż przewiduje termin rozliczeń, czyli do 26. dnia każdego miesiąca. Dyrekcja „Maski” podpisywała także umowy bez wcześniejszych konsultacji z księgowymi. Zakwestionowano też rodzaj podpisywanych dokumentów przez kierownictwo teatru, np. paragony, czy oświadczenia pracowników. Dla ratusza nie się to „dokumenty księgowe”.

Grażyna Żarowska-Homik pouczyła Monikę Szelę, że „wszystko, co jest wypłacane z kasy, powinno być odpowiednio udokumentowane i zatwierdzone”. – Jeśli są wypłacane zaliczki, to one muszą mieć swoją podstawę – tytuł wypłaty i termin rozliczenia. Wynagrodzenia powinny być wypłacane zgodnie z terminem wypłaty wynagrodzeń – napominała Żarowska-Homik. Podkreślała, że jeśli pracownik prosi o zaliczkę, to trzeba ją szybko rozliczyć. 

Monika Szela uwag wysłuchała i stwierdziła, że część zarzutów wyjaśniła od razu jeszcze w trakcie kontroli, a na pozostałe odpowie w ciągu 21 dni na piśmie. – Te zarzuty wszystkie można poprawić, bo nie są wysokiej wagi – stwierdziła Monika Szela. 

– To są zarzuty nieistotnie? – pytał wiceprezydent Stanisław Sienko. Dyrektorka Szela tłumaczyła, że uwag Biura Kontroli nie bagatelizuje, zapewniła, że wszystko wyjaśniono i poprawiono.

Ratusz: konsekwencje wyciągniemy

Szefowa „Maski” zwróciła uwagę, że w trakcie kontroli kwestia wcześniejszych wypłat dla pracowników urosła teraz do rangi dużego problemu, mimo, że nikt tym wcześniej w ratuszu głowy sobie nie zaprzątał. Nawet wtedy, gdy przed Szelą dyrektorem „Maski” był Antoni Borek. To za jego czasów z teatru wyprowadzono ponad 300 tys. zł, wtedy też wynagrodzenia niekiedy wypłacano wcześniej i nikt akurat tego się nie czepiał.  

– Teraz zastosujemy się do obecnych zaleceń. Niemniej jednak, główny księgowy stoi na stanowisku, że teatr z tytułu wcześniejszej wypłaty wynagrodzeń nie poniósł żadnej szkody. Wcześniejsza kontrola, ani stanowisko głównego księgowego nie wskazywały, że takie działanie to nieprawidłowość, więc tak funkcjonowaliśmy, ale to poprawimy – zapewniła Monika Szela. 

W odpowiedzi od Stanisława Sienki usłyszała: – Nie może być tak, że dyrektor jakiejkolwiek instytucji uprawia sobie swoją politykę księgową i nie tylko. Tego na pewno tak nie zostawimy. Pani dyrektor poniesie konsekwencje, tym bardziej, że teatr miał niedawno problemy finansowe. 

Upokorzona przy innych pracownikach

Gdy na jaw wyszła afera z „#chybanieja”, okazało się, że „Maska” nie podpisała umów z twórcami spektaklu. Wówczas Tadeusz Ferenc zabronił wypłacania jakichkolwiek pieniędzy na poczet sztuki. Ostatecznie umowy podpisano, a artyści dostali wynagrodzenia. Publiczna zapowiedź wiceprezydenta Sienki o ukaraniu Szeli miała też pokazać, by inni dyrektorzy się pilnowali. Nie mówiąc już o swoistym upokorzeniu. W realiach ratuszowych – standard. 

Monika Szela zastanawia się, na jakiej podstawie ma czekać na wymierzenie jej kary. – Kontrola jest w toku, mam 21 dni na odpowiedź – przypomina w rozmowie z Rzeszów News dyrektorka „Maski”. Jakiej kary może się ona spodziewać? Tego nie wiedzą jeszcze sami urzędnicy. Ratusz czeka na pisemne tłumaczenie Szeli do przedstawionych zarzutów. Wtedy zapadnie decyzja o rodzaju kary. 

„Maska” bez dyrektora ds. artystycznych 

Fot. Bartosz Frydrych / Rzeszów News. Na zdjęciu Jacek Popławski

Monika Szela czeka na karę, ale po całej aferze z „Maską” sam postanowił się rozstać Jacek Popławski, który był zastępcą dyrektora ds. artystycznych w teatrze. On także bronił „#chybanieja” przed cenzurą. Po trzech latach kontraktu w „Masce” postanowił go nie przedłużać. Popławski, po studiach, ze sceną „Maski” był związany do 2004 roku, wrócił w 2016 roku, został prawą ręką Szeli w sprawach artystycznych. Teraz odszedł całkowicie. 

„Wiosenne wydarzenia dookoła premiery [„#chybanieja – przyp. red.] sprawiły, że zacząłem myśleć o zmianie (po doprowadzeniu do końca wszystkich spraw i zakończeniu sezonu oczywiście) i druga kwestia – nieoczekiwanie pojawiła się bardzo interesująca propozycja pracy” – napisał nam Jacek Popławski. 

Nieoficjalnie wiadomo, że Popławski od września zostanie dyrektorem Teatru Lalek „Banialuka” w Bielsku-Białej. W Rzeszowie etat dyrektora ds. artystycznych „Maski”, póki co, nie zostanie obsadzony. – Nie ma takiej potrzeby. Mamy na dwa lata zaplanowany program artystyczny – tłumaczy Monika Szela.

Sama nie wie, czy do tego czasu wytrwa, ale sama też nie rzuci papierami. – Kapitan schodzi z okrętu ostatni, tu są moi ludzie – mówi Szela. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama