Rutkowski upublicznił miażdżący wyrok Sądu Najwyższego ws. gwałtów w Malawie

Sąd Najwyższy nie zostawił suchej nitki na wyroku Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie, którzy podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji i posłał do więzienia pięciu mężczyzn za rzekome, wielokrotne gwałcenie 11-latki.

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Ustne uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego z minionego poniedziałku (30 stycznia), w czwartek w Rzeszowie upublicznił Krzysztof Rutkowski (detektyw bez licencji). Rutkowski zaangażował się w nagłośnienie sprawy Grzegorza Dziobaka (zgodził się na podawanie nazwiska), jednego z pięciu mężczyzn skazanych w tej głośnej sprawie. 

Głośnej i szokującej, bo dotyczyła sprawy niepełnosprawnej intelektualnie dziewczynki, która od 2011 do 2017 roku miała być wielokrotnie gwałcona w podrzeszowskiej Malawie przez pięciu mężczyzn, dziś w wieku od 44 do 71 lat. Dwa rzeszowskie sądy – okręgowy i apelacyjny – wydały surowe wyroki, odpowiednio 24 lipca 2020 roku i 28 kwietnia 2021 r.

Czterech skazanych na wolności 

Dziewczynka miała być gwałcona już w wieku 8 lat, a jej dramat miał trwać do 14. roku życia. Seksualnych przestępstw wobec małoletniej miało być blisko 3700! Tak twierdziła rzeszowska prokuratura, która posadziła na ławie oskarżonych pięciu mężczyzn. Potwierdziły to potem miejscowe sądy, skazując ich na długoletnie więzienie. 

Najwyższy wyrok usłyszał brat przyrodni dziewczynki – Mariusz N. – 15 lat więzienia. Grzegorz Dziobak dostał 9 lat, a Franciszek D., Andrzej M. i Franciszek K. – po 8 lat. Trzech skazanych – Mariusz N., Franciszek D. i Andrzej M. – spędzili za kratkami już po około 5 lat. Najkrócej w więzieniu siedział Grzegorz Dziobak – od lutego 2022 roku.

Oprócz Mariusza N., pozostała czwórka mężczyzn w tym tygodniu wyszła na wolność. To konsekwencja wyroku Sądu Najwyższego, do którego trafiły kasacje obrońców skazanych. Ci nie przyznają się do winy. Kasacji nie wnosił Mariusz N., co nie oznacza, że finalnie nie będzie uniewinniony, póki co nadal siedzi w więzieniu, też winny się nie czuje. 

Sąd Najwyższy uchylił skazujący wyrok i nakazał Sądowi Apelacyjnemu w Rzeszowie ponowne zbadanie sprawy. W czwartek Krzysztof Rutkowski i jego współpracownicy z internetowej telewizji Patriot 24, którzy byli na poniedziałkowym posiedzeniu SN, upublicznili w Rzeszowie ustne uzasadnienie poniedziałkowego werdyktu. 

Ile takich Komendów w kraju?

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Powody uchylenia wyroku SA, który w całości „przyklepał” kary Sądu Okręgowego w Rzeszowie, uzasadniał sędzia Waldemar Płóciennik. To, co mówił, jest miażdżące dla rzeszowskiego wymiaru sprawiedliwości. Krzysztof Rutkowski uważa, że ci, którzy doprowadzili do skazania pięciu mężczyzn, powinnni ponieść odpowiedzialność. 

– Zasłaniają się kurtyną niezawisłości. To zbyt dalekie dobrodziejstwo państwa. Jak ja nawalę w swojej pracy, to muszę za to płacić – mówił Rutkowski, który przewiduje, że cała sprawa, gdy ponownie wróci na salę sądową, zakończy się uniewinnieniem, a państwo polskie będzie musiało wypłacić wielomilionowe odszkodowania za niesłuszne skazania. 

– Żadne pieniądze nie są w stanie zrekompensować bycia po drugiej stronie muru. Rany mogą nie być wyleczone – stwierdził Rutkowski. „Sprawę malawską” porównał do historii niesłusznie skazanego na 25 lat więzienia Tomasza Komendy, który przesiedział za kratkami 18 lat za rzekome zabójstwo 15-latki. Skarb państwa ma mu wypłacić prawie 13 mln zł. 

– Ile takich Komendów może być w kraju? Ile osób uderzy się w pierś za to, że postępowanie przygotowawcze nie poszło w tym kierunku, co trzeba? – pytał w swoim stylu Rutkowski, który lubi brylować w mediach i „podpinać” się pod głośne i kontrowersyjne sprawy. Ta z Malawy z pewnością do takich należy. 

Bo rzeszowski wymiar sprawiedliwości jest z czego rozliczać. Sędzia Waldemar Płóciennik, gdy uzasadniał wyrok SN, przez kilkadziesiąt minut punktował sędziów z rzeszowskiej apelacji za amatorszczyznę, szkolne błędy, które sędziom najwyższej hierarchii wręcz nie przystoi robić. Bo sąd pierwszej instancji może pomylić, ale w apelacji trzeba to wyłapać.

Kuriozalne historie w apelacji 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Wnioski kasacyjne obrońców skazanych mężczyzn były oparte m.in. o kwestie proceduralne. Adwokaci chcieli, by wyrok SA został uchylony, bo w składzie orzekającym zasiadał Grzegorz Zarzycki, rekomendowany na sędziego apelacji przez nielegalną, upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa. SN ten argument odrzucił. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

– To nie świadczy o braku bezstronności, czy niezawisłości tego sędziego – uzasadniał sędzia Płóciennik. Ale ważniejsze było to, co mówił dalej, gdy rozprawiał się z wyrokiem SA. – To historia kuriozalna – tak skomentował fakt, że SA na jednej ze swoich rozpraw odnotował obecność jednego z adwokatów skazanych, gdy w rzeczywistości nie było go w sądzie! 

– Udział obrońcy w sprawie o zbrodnie [„malawska” ma ten status – przyp. red.] jest obowiązkowy – przypominał oczywiste oczywistości Waldemar Płóciennik. SA nie przerwał rozprawy, nie wyznaczył nowego terminu, adwokaci nie mieli szans składania wniosków dowodowych, a gdy na kolejnych rozprawach je składali, były hurtowo odrzucane.

To też punktował sędzia Płóciennik, zwracając uwagę, że jedynym dowodem na winę mężczyzn były zeznania wyłącznie dziewczynki. Ich wiarygodności nie zbadał ani sąd pierwszej instancji, ani drugiej. Sądy odrzucały wnioski o ponowne przesłuchanie dziewczynki. Zeznania dałoby się skonfrontować, gdyby sądy dały na to szansę. 

– Podstawowym obowiązkiem sądu odwoławczego [SA – przyp. red.] jest rzetelna kontrola środków odwoławczych [wniosków adwokatów – przyp. red.] – mówił Waldemar Płóciennik. Tej, zdaniem SN, nie było. Aleksander Bentkowski, jeden z adwokatów Grzegorza Dziobaka, mówił nam niedawno, że sąd odrzucił aż 18 wniosków dowodowych! 

Medycyna to nie matematyka, ale… 

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

W kasacji adwokaci podnieśli argument, że SA, a wcześniej SO, kompletnie zignorował opinie biegłych ginekologów. Opinie, które wzajemnie się wykluczały. Jak choćby biegłego Jana Gawła, dla którego było niemożliwe, by przy takiej skali gwałtów dziewczynka nie miała uszkodzonej błony dziewiczej, bo nie miała. 

– Medycyna to nie matematyka, ale to rzecz niemożliwa, by po tak długim czasie stwierdzono obrażenia, skoro nie stwierdził ich ginekolog – mówił sędzia Płóciennik. 

Biegłym była także ginekolog Joanna Pająk-Jachim z Rzeszowa. Raz wydała opinię, a innym razem w procesie była… świadkiem, bo podobno dziewczynka sama do niej zgłosiła „różnego rodzaju problemy”. – Nie może być biegłym ten, kto jest świadkiem. Nie można tych ról łączyć w procesie – przypomniał kolejną oczywistość Waldemar Płóciennik. 

Błędów SA było jeszcze więcej. Według Sądu Najwyższego, podczas procesu w Rzeszowie nie sprawdzono, czy dziewczynki ktoś nie zmusił do złożenia zeznań, które obciążyły skazanych mężczyzn. – Całkowicie to pominięto – punktował sędzia Płóciennik. A takie wnioski dowodowe też przez obrońców były składane. Także odrzucane. 

Będzie walka o miliony złotych

Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Sąd Najwyższy uważa, że Sąd Apelacyjny w Rzeszowie, do którego wróci sprawa, powinien rozważyć powołanie nowego zespołu biegłych z zakresu ginekologii i chirurgii. – I dopiero wówczas ocenić racjonalność złożonych wniosków dowodowych i rzetelnie odnieść się do innych zarzutów – podsumował Waldemar Płóciennik. 

Po czym trzyosobowy skład sędziowski udał się na naradę, by zdecydować o dalszym losie czterech z pięciu skazanych mężczyzn. Prokurator obecny na sali chciał, by do czasu ponownego zbadania sprawy, skazani nadal siedzieli w areszcie, obrońca Grzegorza Dziobaka – mec. Mateusz Mickiewicz stanowczo zaprotestował. 

Skutecznie. SN nakazał natychmiast zwolnić z zakładu karnego Grzegorz Dziobaka, Franciszka D., Andrzeja M. i Franciszka K. Obecni na sali ich bliscy popłakali ze szczęścia i wpadli sobie w ramiona. Jeżeli w ponownym procesie wszyscy czterej zostaną uniewinni (wtedy z automatu spotka to też Mariusza N.), to mają otwartą drogę do odszkodowania.

– O co najmniej kilka milionów złotych za utracone korzyści materialne, krzywdy psychiczne. Ta krzywda może nie być nigdy odbudowana. To będzie kilkuletni proces – przewiduje mec. Mickiewicz. Jeśli do niego dojdzie i jeśli niektórzy skazani tego dożyją. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl 

Reklama