Zdjęcie: Bartosz Frydrych / Rzeszów News

Już 70 osób zapisało się do związku zawodowego „Solidarność”, który powstał w Urzędzie Miasta Rzeszowa. – Nie ma w tym żadnej inspiracji politycznej – zapewniają jego działacze.

– Nie tylko cieszę się z samego faktu powstania związku w urzędzie, ale również z tego, że już na starcie jest tak liczny. Zazwyczaj do organizacji zakładowych zapisuje się na początku kilkanaście osób, a tu już jest kilkadziesiąt – podkreśla Roman Jakim, szef „Solidarności” w regionie rzeszowskim.

„Solidarność” jest największym związkiem zawodowym w kraju. Od kiedy w Polsce rządzi PiS, ma przypiętą łatkę „żółtego związku”, takiego którego działalność jest na rękę władzy, a jednocześnie torpeduje postulaty innych związkowców. Przykładów, gdzie „S” chodzi na „smyczy” PiS, jest całe mnóstwo, np. brak poparcia dla protestu nauczycieli w 2022 r. 

O działalności „Solidarności” w urzędach nie jest głośno, najwięcej mówi się o związkowcach, którzy działają w spółkach podległych samorządom, w Rzeszowie to np. związki w MPK, Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji, czy Miejskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej. 

Nie wszyscy może wiedzą, ale w strukturach Urzędu Miasta Rzeszowa, który dziś zatrudnia 878 osób, „Solidarność” już działała – od lat 90. ubiegłego wieku do 14 stycznia 2016 roku. Struktury potem rozwiązano, bo jego działacze przestali być aktywni. Należał do niego m.in. Marian Salwik, który właśnie podjął się próby odbudowy „S” w magistracie. 

450 osób chciało związku 

12 stycznia br. odbyło się spotkanie inicjatywne, a pięć dni później, 17 stycznia, zawiązano komisję zakładową „S” z tymczasowym zarządem. Na jego czele stanął wspomniany Marian Salwik. Zarząd jest 5-osobowy, wiceszefem związku został Andrzej Komosa, sekretarzem – Jacek Czajka, skarbnikiem – Karina Nowacka, członkiem zarządu – Marcin Deręgowski.

Tego ostatniego nie mylić z radnym miejskim Koalicji Obywatelskiej. Zbieżność nazwisk jest przypadkowa. – Jesienią ubiegło roku 450 pracowników urzędu podpisało się pod pismem dotyczącym podjęcia rozmów z władzami miasta o sytuacji płacowej pracowników – wspomina Marian Salwik. Poczuł, że to solidny fundament, by znów powołać do życia „S”.

I tak się stało. – Przy negocjacjach płacowych jest inna siła argumentacji, gdy formułuje je związek zawodowy – mówi Salwik. O konkretnych postulatach, jakie ma wysuwać „S” w magistracie, jest jeszcze za wcześnie. – Musimy okrzepnąć. Do pół roku przeprowadzimy pełnoprawne wybory – tłumaczy Salwik. Dziś zarząd związku jest tymczasowy. 

– Nie znam takiej komisji zakładowej, która zawiązałaby się, gdyby nie to, że w danym miejscu pracy są problemy – mówi Roman Jakim. Co trapi miejskich urzędników? Rzecz jasna, jak wszędzie, wysokość pensji. Te w urzędzie, nie licząc kadry kierowniczej i dyrektorskiej, nie powalają na kolana. Wielu ma najniższą pensję, poniżej 3000 zł.

Konstruktywny dialog 

Prezydent Fijołek, który miastem rządzi od 1,5 roku, przekonał się, jak duża jest siła związków zawodowych, w 2022 roku ugiął się pod postulatami związkowców z MPK i częścią żądań związkowców z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Tam podniesiono pensje pracownikom, urzędnicy magistratu narzekali, że ich interesów nikt nie reprezentuje. 

Stąd pomysł, by pracownicy urzędu także mieli swój związek. Wybrano szyld upolitycznionej „Solidarności”. Marianowi Salwikowi to nie przeszkadza. – To najsilniejszy związek w Polsce – z pokaźnym dorobkiem i doświadczeniem – zaznacza. – „Solidarność” już w urzędzie była – dodaje, więc nie ma co wyważać otwartych drzwi. 

Marian Salwik już się spotkał z prezydentem Fijołkiem. – Mamy nadzieję, że prezydent zawsze będzie nas traktował podmiotowo – mówi Salwik. – Podjęto rozmowy z przedstawicielami pracowników w celu nawiązania od samego początku jak najlepszej współpracy – zapewnia Marzena Kłeczek-Krawiec, rzecznik prezydenta Rzeszowa. 

– Jeżeli z jednej i z drugiej strony będzie wola konstruktywnego dialogu, to dobre relacje między prezydentem a organizacją związkową będą nawiązane – przewiduje Roman Jakim. 

Nagrody formą rekompensaty 

Na razie pracownicy urzędu, mimo mizerii finansowej miasta, dostają nagrody, które mają zrekompensować brak wystarczających podwyżek wynagrodzenia. Tak było choćby w grudniu 2022 roku, prezydent Fijołek przyznał każdemu urzędnikowi nagrodę „inflacyjną” – 1000 zł netto. Poszło na to ok. 1,5 mln zł. Nagrody otrzymało 867 pracowników. 

W grudniu i styczniu były kolejne nagrody. Załapało się na nie 204 urzędników. Otrzymali je ci, którzy m.in. brali udział w pomocy uchodźcom z Ukraińcy (wydawali im numery PESEL). Na nagrody wydano 254 tys. zł. Pieniądze otrzymali m.in. pracownicy Kancelarii Prezydenta Rzeszowa oraz wydziału polityki społecznej. 

Niektórzy urzędnicy są zbulwersowani nowymi nagrodami. – To tak ma wyglądać wolontariat? – słyszymy nieoficjalnie w magistracie. – Płace w urzędzie powinny być wyższe – nie ma jednak wątpliwości Marian Salwik. To właśnie jest głównym celem powołanej „Solidarności” w urzędzie. Ona ma być głosem pracowników. 

PiS wykorzysta związek? 

Nie wszyscy jednak w urzędzie do „S” chcą się zapisać. – Za grosz nie mam do niej zaufania. To „żółty związek” – słyszę od jednej z miejskich urzędniczek. Ale uważa, że skoro w miejskich spółkach i jednostkach związki działają od lat, to najwyższa pora, by swój mieli też pracownicy urzędu. – „S” będzie miała co robić – uważa nasza rozmówczyni. 

Słychać też opinie, że „Solidarność” w urzędzie powstała z inspiracji polityków PiS, którzy związek mogą chcieć wykorzystywać w nadchodzących kampaniach wyborczych. – PiS dobrze łapie nastroje – mówi nam pracownik urzędu. Ale Marian Salwik zapewnia, że żadni politycy nie przyczynili się do powołania „S”.

– To wyłącznie inspiracja pracowników. Nie ma żadnego podskórnego wpływu politycznego – powtarza kilka razy Salwik. I twierdzi, że do związku będzie się zapisywało coraz więcej urzędników. – Deklaracje czekają – dodaje.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama