Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Reklama

Grzegorz Braun wciąż na antysemickiej fali. W poniedziałek w Rzeszowie robił z siebie ofiarę wymyślonego przez siebie „zjednoczonego frontu chanukowego”. Antyfaszyści oprotestowali jego wystąpienie. Interweniowała policja.

Grzegorz Braun, rzeszowski poseł Konfederacji, przyjechał w poniedziałek (18 grudnia) do Rzeszowa, niemal tydzień po antysemickim skandalu, jaki wywołał w Sejmie – 12 grudnia gaśnicą proszkową zgasił świece chanukowe – symbol żydowskiego święta Chanuki

Za swój karygodny wybryk Braun został ukarany przez Prezydium Sejmu – stracił na trzy miesiące połowę poselskiego uposażenia oraz na pół roku całość diety poselskiej. Śledztwo w sprawie wydarzeń z ubiegłego wtorku wszczęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie

Braun w poniedziałkowe południe przyjechał pod ratusz, miał problemy ze znalezieniem miejsca parkingowego. Czekało na niego kilkunastu zwolenników, którzy na konferencję posła przyszli z transparentem „Tu jest Polska, nie Polin!”. 

Tu jest Polska, tu jest Polin

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Na miejscu pojawiła się także policja. Konferencję konfederatów ponownie oprotestował Dariusz Bobak, antyfaszysta z Obywateli RP, podobnie jak w miniony czwartek, gdy „obrońcy Brauna” urządzili mu wiec poparcia. Bobaka wtedy zatrzymała policja

W poniedziałek także funkcjonariusze interweniowali, gdy Dariusz Bobak w kierunku Brauna i jego zwolenników krzyczał: „Precz z antysemityzmem”, „Precz z polskim faszyzmem”, „Precz z nacjonalizmem”, „Tu jest Polska, tu jest Polin”. 

Konfederatom było to nie w smak. – Poczekam aż policja poradzi sobie z tym problemem – robił dobrą minę do złej grę Braun. – Policja najwyraźniej nie staje na wysokości zadania – komentował. – Niech żyje juderalizm – szydził Braun, znany z antysemickich poglądów. 

Do dwóch policjantów podbiegła Karolina Pikuła, współpracowniczka Brauna. – Bardzo proszę, by ten pan nam nie przeszkadzał – wskazała im na Dariusza Bobaka. Bobak nie odpuszczał, wykrzykiwał kolejne antyfaszystowskie hasła. 

Ochrona antysemity

Była z nim tym razem także jego żona, Marta Połtowicz-Bobak, Arkadiusz Marczyński, założyciel legendarnego, niezależnego wydawnictwa muzycznego Antena Krzyku. Na wózku inwalidzkim przyjechał też Krzysztof Jasiński, działacz Lewicy. Otoczyli ich policjanci.

Po chwili pojawiło się jeszcze czterech funkcjonariuszy. Bobakowi polecili, by nie zakłócał konferencji. – Na jakiej podstawie? – pytał aktywista. – Artykułu 15. ustawy o policji [daje on prawo policjantom do legitymowania osób – przyp. red.] – odpowiadał policjant. 

– Który o czym mówi? – dopytywał Dariusz Bobak. 

– Nie muszę panu mówić – odpowiadał policjant. 

– Musi pan podać podstawę prawną – przekonywał Bobak. 

Drugi z policjantów podał inną podstawę – artykuł 51. Kodeksu wykroczeń, który mówi o zakłócaniu ciszy w miejscu publicznym. Dariusz Bobak tym też się nie przejął. – Sporządzimy notatkę urzędową – stwierdzili policjanci. – Sporządzajcie – odparł Bobak. 

Policjanci już go nie chcieli legitymować, już obyło się bez zatrzymania, jak w miniony czwartek. – Korzystam z prawa do kontrdemonstracji – tłumaczył mundurowym aktywista. – Powinniście się wstydzić, że chronicie antysemitę, a nie pozwalacie na protesty – mówił. 

Marta Połtowicz-Bobak: – Tutaj głoszone są hasła antysemickie, niezgodne z prawem. Żądam od panów rozwiązania tego zgromadzenia. – To nie zgromadzenie, to konferencja – odpowiadali policjanci. – Odbywa się na wolnym powietrzu – mówiła Połtowicz-Bobak. 

„Chanukowe omamienie”

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Reklama

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Policjanci nie zwracali uwagi na to, co przez kilkadziesiąt minut mówił Grzegorz Braun. A zaczął od podważania pandemii koronawirusa, powtarzał antyukraińskie hasła, krytykował polskie władze za to, że „wepchały” Polskę w wojnę rosyjsko-ukraińską. 

Jeszcze wcześniej Karolina Pikuła, współpracowniczka Brauna, zdążyła powiedzieć, że w Polsce „modne stało się, niestety, chanukowe omamienie, żydowskie omamienie”.

Braun zaś stwierdził, że wszyscy ci, którzy go skrytykowali za zgaszenie świec chanukowych na sejmowym korytarzu, czym doprowadził do międzynarodowego skandalu, należą do „wielkiej koalicji chanukowej”, na czele z przedstawicielami nowego rządu. 

Swój antysemicki wybryk nazwał „aktem przywrócenia normalności, upomnienia się o to, żeby polskie tradycje, polskie prawa i zasady były respektowane na naszym terytorium”. Swojego czynu nie żałuje, żałuje jedynie tego, że nie miał pod ręką gaśnicy z pianą. 

– Ja stoję na gruncie polskiej racji stanu, polskiego interesu narodowego – przekonywał Braun. Opowiadał, że docierają do niego „wyrazy solidarności i pełnego zrozumienia ze strony wielu naszych rodaków w kraju i za granicą”.

Idą po waszą wolność

– Ważą się nasze losy – straszył Braun. – Czy Polską rządzić będzie polska władza, polskie partie stojące na gruncie polskiego interesu narodowego i polskiej racji stanu, czy też o losach kraju decydować będzie zjednoczony front chanukowy – prawił Braun. 

Jego przemówienie było co chwilę przekrzykiwane przez antyfaszystów. – Nie wywołałem tego wilka z lasu – bagatelizował poseł. – Wszystko, co jest polskim patriotyzmem, będzie nazywane faszyzmem – próbował bronić swojej mowy w antysemickiej retoryce. 

– Dziś ja, a jutro przyjdą po was. Idą po waszą wolność, waszą godność, wasze zdrowie, życie i majętność. Idą po was, a ja im tylko stanąłem na drodze – kontynuował Braun. Nie wskazał, kogo ma na myśli, ale od swoich zwolenników dostał brawa.

Mało odporni 

Braun nie chciał rozmawiać o Jacku Ć., swoim jeszcze do niedawna współpracowniku, który jest podejrzany o groźbę wysadzenia budynku Sejmu. To pokłosie ekscesu Brauna. – Nie będą komentował wszystkich zdarzeń, zjawisk, nieszczęść tego świata – odparł tylko. 

Na pytanie, czy należąca do niego Korona Polska opuści szeregi Konfederacji, nie odpowiedział. Liderzy Konfederacji potępili antysemickie zachowanie Brauna, zawiesili go w prawach członka klubu i zakazali mu wystąpień sejmowych. 

Braun pożalił się, że Nowa Lewica chce, by przedstawiciel Konfederacji stracił miejsce w Prezydium Sejmu. Jest nim wicemarszałek Krzysztof Bosak. Braun nazwał to „bezprawnym szantażem”, który pachnie „quasi korupcją”. 

– Nie wszyscy mają odporność, której bym życzył na te chwilowe, przejściowe ciśnienie – Braun dawał do zrozumienia, że Bosak i szefostwo Konfederacji może chcieć ratować miejsce w Prezydium Sejmu kosztem wyrzucenia Brauna ze swoich szeregów. 

– Poseł nie może być ścigany za to, że wykonuje swój mandat – przekonywał. A o Dariuszu Bobaku powiedział, że „realizuje w istocie wytyczne moskiewskiego politbiura z jesieni 1926 roku”. – Pan moskiewskiego politbiura z 2023 roku – odpowiedział mu Bobak. 

Na wypowiedzeniu

Po trzydziestu minutach Braun zabrał swoich zwolenników do biura przy ulicy Słowackiego. Długo tam konfederaci już nie pourzędują. – Miasto wypowiedziało nam umowę najmu lokalu. Musimy szukać nowego – powiedziała nam Karolina Pikuła. 

– Umowę najmu wypowiedzieliśmy jesienią. Ona obowiązywała do zakończenia kadencji Sejmu poprzedniej kadencji – twierdzi Artur Gernand z Kancelarii Prezydenta Rzeszowa.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl 

Reklama