Bobak po zatrzymaniu: protestowałem przeciwko odradzaniu się faszyzmu

W komendzie spędził ponad dwie godziny. Wyszedł z niej z dwoma zarzutami. Zadziwiającymi i pokazującymi, że policjanci jeszcze dużo muszą się nauczyć. 

 

Zdjęcia: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News

Dariusz Bobak, miejski aktywista z Obywateli RP, w czwartek w południe przyszedł na rzeszowski Rynek, gdzie działacze Korony Polskiej urządzili wiec poparcia dla Grzegorza Brauna, posła Konfederacji, który we wtorek w Sejmie zgasił świece chanukowe

O akcji „obrońców Brauna” Bobak dowiedział się dzień wcześniej z mediów społecznościowych działaczy Korony Polskiej. – Poszedłem po prostu zobaczyć, ilu ich będzie – opowiada aktywista, zadeklarowany antyfaszysta.  

Nie spodziewał się, że jak zacznie do zwolenników Brauna krzyczeć: „Precz z polskim faszyzmem” i „Antysemici”, to policjanci bardziej zainteresują nim, niż tym, co wygadują w antysemickiej retoryce działacze Korony Polskiej. 

A może powinien, bo zatrzymywany przez policjantów w ostatnich latach był już dwukrotnie. Po raz pierwszy w grudniu 2020 roku na Strajku Kobiet, drugi raz w czerwcu 2023 roku – po manifestacji „Ani jednej więcej”

Wystąpi o odszkodowanie 

Bobak nie chciał policjantom podawać swoich danych, uznając że nie ma do podstaw. Tak też zrobił w czwartek na wiecu poparcia dla Grzegorza Brauna. Policjanci skuli mu ręce do tyłu, zaciągnęli do radiowozu i zawieźli do komendy miejskiej przy ulicy Jagiellońskiej. 

 

Video: Marta Połtowicz-Bobak

– To chyba było najbrutalniejsze zatrzymanie przez policjantów. Bolą mniej barki, mam poobcierane nadgarstki. Mam w kurtce zerwany rękaw i zniszczone buty. Policja nie chciała tego zaprotokołować. Będę się domagał odszkodowania – zapowiada Dariusz Bobak. 

Bobak w czwartek na Rynek przyszedł sam. – Chciałem zaprotestować przeciwko temu, że w Polsce ciągle rozwija się oraz budzi faszyzm i antysemityzm. Chciałem pokazać, że są ludzie, którzy się z tym nie zgadzają – mówi aktywista. 

Pryncypia ważniejsze

W komendzie spędził 2,5 godziny, wyszedł z niej tuż po godz. 14:30. Gdy wrócił do domu, w policyjnym protokole przeczytał, że został zatrzymany, bo „zakłócał porządek publiczny” i odmówił podania swoich danych personalnych. 

„W związkiem z brakiem możliwości ustalenia jego tożsamości został on zatrzymany” – czytamy w policyjnym protokole, który wręczono aktywiście. – Policjanci chcieli mi jeszcze wlepić mandat. Odmówiłem jego przyjęcia – mówi Dariusz Bobak.

Policjanci chcieli także Bobakowi podsunąć do podpisu papier, że nie ma on zastrzeżeń do sposobu zatrzymania. Szybko to wychwycił. Papieru nie podpisał. 

Uzasadnienie zatrzymania Bobaka dziwi, bo policjanci go doskonale znają, choćby przy okazji wcześniejszych zatrzymań, a więc wiedzą, jak się nazywa i gdzie mieszka. W czwartek od funkcjonariuszy usłyszał: „Gdyby pan podał dane, nie tracilibyśmy czasu”. 

– Być może, ale tu chodzi o pryncypia. Domagam się przestrzegania prawa. Policjanci zatrzymują człowieka, który protestuje przeciwko antysemityzmowi, a nie przysłuchują się tym, którzy ten antysemityzm sączą. Widać, nic się nie nauczyli – uważa Dariusz Bobak. 

Wyjątkowo głupie zagranie 

Zapytaliśmy po południu policję, dlaczego funkcjonariusze zatrzymali Bobaka, skoro wiedzieli kim jest, i dlaczego do protokołu nie wpisali zniszczeń ubrania aktywisty, choć ten się tego jasno domagał. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.   

Zapewne policja wyśle teraz do sądu wniosek o ukaranie aktywisty w trybie przyspieszonym. Bobak będzie miał siedem dni na złożenie sprzeciwu. I to zrobi, bo robił już to wcześniej, i batalie z policją wygrywał

Dariusz Bobak nie pojmuje, że policja, która w ostatnich latach była krytykowana za brutalne interwencje wobec pokojowych demonstracji, wciąż nie schodzi z tej ścieżki. – Chroni faszystów, zatrzymuje antyfaszystów – uważa. 

Zapowiada, że będzie się domagał wyciągnięcia konsekwencji nie tylko wobec policjantów, którzy w czwartek go zatrzymali, ale również ich przełożonych. – Policja mentalnie nie może zrozumieć aktualnej sytuacji międzynarodowej – ocenia Bobak. 

– W sytuacji, gdy cały świat patrzy na nas z powodu antysemickich zachowań Brauna, brutalne zatrzymywanie protestującego przeciwko temu aktywisty jest, poza wszystkim, także wyjątkowo głupie – nie ma wątpliwości aktywista. 

Na ulice trzeba wychodzić

Zazwyczaj w demonstracjach towarzyszy mu żona – Marta Połtowicz-Bobak. W czwartek przyjechała na Rynek, gdy się dowiedziała, że jej męża znów „zawijają”. Dariusza Bobaka policjanci wtedy wpychali do radiowozu, jak worek ziemniaków. Zdążyła to nagrać. 

– To było obrzydliwe i politycznie głupie. Jeżeli ktoś myśli, że teraz, po zmianie władzy, nie trzeba już wychodzić na ulice i protestować, to się myli. Bez naszej obywatelskiej kontroli, nie będzie demokratycznego państwa – mówi Marta Połtowicz-Bobak. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama