Rzeszowscy policjanci mają ręce pełne roboty przy osobach, które chcą sprawdzić swój stan trzeźwości. Aby przetestować swój organizm trzeba mieć… szczęście.
O tym, jak trudno w Rzeszowie kierowcom przebadać stan trzeźwości przekonał się w niedzielę pan Przemysław, Czytelnik Rzeszów News (nazwisko do wiadomości redakcji). W sobotę był on na weselu. W niedzielę pan Przemysław chciał prowadzić samochód. Aby mieć pewność, czy może wsiąść za kierownicę, poszedł do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie przy ul. Dąbrowskiego, by tam funkcjonariusze sprawdzili, czy mężczyzna jest trzeźwy. Okazało się, że to nie takie proste.
– Odesłali mnie do Komendy Miejskiej Policji [przy ulicy Jagiellońskiej). W KMP ponoć nie ma alkomatu. To temat dość bulwersujący. To trochę nie do pomyślenia, żeby jeździć po całym mieście i nie móc sprawdzić tak podstawowej sprawy. Było pełno kampanii mówiących, żeby się badać na każdej z komend, więc raczej możliwość jest. Zrezygnowałem, bo z KMP już nie miałem ochoty iść do komisariatu na Baranówce – relacjonuje pan Przemysław.
Kolejki aż do „Biedronki”
Sprawdzamy, jak to możliwe, że kierowcy w Rzeszowie nie mogą na policji sprawdzić swojego stanu trzeźwości.
– Komenda Wojewódzka Policji w Rzeszowie nie dysponuje urządzeniem dowodowym do badania stanu trzeźwości. Osoby, które chcą poddać się badaniu, kierowane są do najbliższej jednostki policji, którą jest Komenda Miejska Policji w Rzeszowie – odpowiada Ewelina Wrona z podkarpackiej policji.
Dzwonimy do KMP. Janusz Trzeciak, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego rzeszowskiej policji, przyznaje, że jej dyżurni nie mają stałego urządzenia, którym mogliby sprawdzić, czy kierowca, który się do nich sam zgłosi, jest trzeźwy.
– Jeden alkomat mobilny mamy w naprawie. Ze sprawdzeniem stanu trzeźwości jest problem wtedy, gdy wszystkie patrole są na mieście, bo policjanci alkomaty mają przy sobie. Najgorzej jest po weekendach. Mamy wtedy ogromne kolejki osób, które chcą się przebadać. Kolejki ciągną się aż w okolice pobliskiego sklepu „Biedronka” – mówi nam Janusz Trzeciak.
Uczą… policjantów
Policja twierdzi, że chętnych w Rzeszowie na przebadanie swojego organizmu jest tak dużo, że gdyby każdego mieli obsłużyć funkcjonariusze, to ci musieliby się zajmować tylko tą czynnością. Dlatego nierzadko dyżurni KMP odsyłają kierowców do innych komisariatów, co skutecznie zniechęca do sprawdzenia stanu trzeźwości.
– Mamy już nawet stałych bywalców. Przychodzą w grupach 4-5-osobowych. Są już tak obeznani w działaniu alkomatów, że policjantom pokazują, jak się z nimi obchodzić, mimo, że funkcjonariusze to doskonale wiedzą. To czasami wygląda tak, że te osoby chcą się przed kolegami pochwalić, ile alkoholu wypili i jak ich organizm spala alkohol. Niektórzy kierowcy nadmiernie wykorzystują alkomat, przesadzają – twierdzi naczelnik Trzeciak.
Alkomat na stałe?
Policja zapewnia, że nikomu nie odmawia przebadania się, jeżeli jest tylko taka możliwość. Jednocześnie twierdzi, że funkcjonariusze nie mają żadnego obowiązku badania alkomatem kierowców, którzy sami o to proszą. – Robimy to, bo takie jest zalecenie komendanta głównego policji – słyszymy w rzeszowskiej drogówce.
Rzeszowska policja szuka teraz rozwiązania, co robić, by kierowców nie odsyłać z kwitkiem. – Być może jeden mobilny alkomat przymocujemy na stałe w komendzie. Ale przy takiej ilości chętnych, to nie wiem, ile on wytrzyma – mówi szczerze Janusz Trzeciak.
marcin.kobialka@rzeszow-news.pl