Zdjęcie: Ewa Szyfner / Rzeszów News

System ważenia ciężarówek na drogach wjazdowych do Rzeszowa to jedna wielka fikcja. Ciężarówki są ważone, ale kierowców łamiących przepisy żadna kara nie spotyka.

Jesienią ub. r. na najważniejszych drogach wjazdowych do Rzeszowa zostały wbudowane w jezdnie wagi monitorujące ciężar przejeżdżających po nich samochodów. Wagi zamontowano na ul. Warszawskiej, Lubelskiej, Lwowskiej, Podkarpackiej i Krakowskiej. W niedalekim sąsiedztwie wag zamontowano kamery.

Wagi za ok. 7 mln zł

Każdy pojazd, który przejedzie przez wagę jest sfotografowany przez kamery, które umożliwiają identyfikację pojazdu wraz z numerem rejestracyjnym. Około 100 metrów od wag są zainstalowane tablice o zmiennej treści. Jeśli samochód jest za ciężki, to automatycznie pojawia się informacja, że został przekroczony nacisk na oś i numer rejestracyjny pojazdu.

Drogi wjazdowe do Rzeszowa mają dopuszczalny nacisk od 10 do 11,5 ton na oś. Wagi miały być lekiem na walkę z kierowcami przeciążonych ciężarówek, którzy niszczą nie tak dawno zmodernizowane drogi, na który miasto wydało ciężkie miliony złotych.

– Kary za takie wykroczenie sięgają nawet kilku tysięcy złotych. Mamy nadzieję, że kierowcy mając świadomość, że takie wagi stoją na rzeszowskich „wlotówkach” dobrze się zastanowią nim wjadą niszczyć rzeszowskie ulice – mówił ponad rok temu Piotr Magdoń, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg w Rzeszowie.

W teorii kierowca, którego pojazd jest przeciążony, powinien zawrócić, a najlepiej zakończyć jazdę. W teorii informacja o przeciążonych ciężarówkach trafia do Centrum Obszarowego Sterowania Ruchem przy ul. Targowej, które powstało w ramach potężnego programu transportowego za ponad 330 mln zł. Sam system wag kosztował prawie 7 mln zł, Unia Europejska dała 85 proc. tej kwoty.

System nie dla „krokodyli”

W założeniu karaniem kierowców (kary od 500 zł do 15 tys. zł), którzy mimo przeciążonych pojazdów zdecydowali się wjechać do centrum miasta, mieli się zajmować się funkcjonariusze Inspekcji Transportu Drogowego w Rzeszowie. Kłopot w tym, że popularne „krokodyle” nie są podłączone do systemu wychwytującego przeciążone ciężarówki. W efekcie kierowców łamiących przepisy nie spotyka żadna kara.

– Przeciążone pojazdy muszą być złapane na gorącym uczynku. Jest narzędzie, które działa i musi być organ, który to wszystko wykonuje – mówił jeszcze niedawno Piotr Magdoń. Tym organem mają być „krokodyle”.

– A to tylko podobno – mówi szczerze Łukasz Tur, dyrektor Inspekcji Transportu Drogowego w Rzeszowie. Twierdzi on, że Inspekcja nie ma dostępu do systemu, który „wyłapuje” przeciążone ciężarówki. – Korzysta z niego tylko Miejski Zarząd Dróg – mówi Tur. Ale przypomina, że ustawa o prawie o ruchu drogowym jasno mówi, że zarządca drogi, czyli w tym przypadku MZD, również ma prawo wyciągać konsekwencje od kierowców, jeżeli ci niszczą drogi.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

– Od samego początku były rozmowy w tym temacie, natomiast MZD sam korzysta z tego systemu. Miasto próbuje go udostępnić policji, czy Inspekcji, ale obecnie z tego systemu w ogóle nie korzystamy i nie mamy do niego dostępu – dodaje Łukasz Tur.

Omijają wagi?

Na tym nie koniec problemów. Bo według naszych Czytelników kierowcy ciężarówek znaleźli sobie sposób, jak omijać wagi.

„Przeładowane ciężarówki w dalszym ciągu bez problemu omijają wagi zamontowane w jezdni. Po prostu jadą środkiem dwóch pasów, w tym momencie na wyświetlaczu pojawia się: „Błąd ważenia”. Czy tak miał działać ten system?” – pyta pan Piotr, Czytelnik Rzeszów News.

Drogowcy nie wierzą w taką „pomysłowość” kierowców. – To naprawdę musiałby być mistrz świata, albo musiałby jechać poboczem i tylko zahaczyć o wagę, albo jechać drugim pasem. Jeśli ktoś zjedzie całkowicie na pas jazdy w przeciwnym kierunku, to objedzie wagę, ale wtedy też łamie przepisy. Jadąc środkiem dwóch pasów, to system tak, czy inaczej wyłapuje za ciężkie auta – przekonuje Piotr Magdoń.

Ale gdzie parkować?

Problemy z systemem ważenia ciężarówek na tym też się nie kończą. Okazuje się, że nawet gdyby system działał, jak należy, to kierowcy nie mają specjalnie, gdzie się zatrzymać. Dlatego prezydent Tadeusz Ferenc polecił drogowcom, by ci sprawdzili, czy można zorganizować parking dla przeciążonych ciężarówek nieopodal hali Podpromie.

– Zobaczymy, czy tam da się wprowadzić samochody ciężarowe, które też mają odpowiedni promień skrętu. Przy drogach prowadzących do Podpromia to wątpliwe. Będziemy szukać innego miejsca – zapowiada dyrektor Magdoń.

Drogowcom pozostaje więc liczyć na dobrą wolę kierowców, by poszanowali pieniądze podatników wydane na modernizację rzeszowskich dróg i zawracali, gdy ich pojazdy są przeciążone. W to jednak nikt nie wierzy.

SABINA LEWICKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama