Nie ma sporu kandydatów o wizje, wyborcy są zmęczeni nieustannym zabieganiem polityków o poparcie – ocenia eurokampanię na Podkarpaciu dr Dominik Szczepański z Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Agnieszka Lipska (PAP), Marcin Kobiałka (RzN)
Szczepański uważa, że kampania jest nudna. Politycy i wyborcy są już zmęczeni trwającym prawie 9 miesięcy maratonem wyborczym. Najpierw były wybory parlamentarne, później samorządowe i zaraz po nich rozpoczęła się kampania do Parlamentu Europejskiego.
– Sami wyborcy są natomiast zmęczeni tym nieustannym zabieganiem polityków o poparcie oraz tym, że także media żyją w dużej mierze spawami wyborczymi – twierdzi dr Dominik Szczepański z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Nie mają o co się kłócić
Jego zdaniem, znaczenie ma również to, że wyborcy nie do końca są świadomi znaczenia i rangi wyborów do PE. Niewłaściwa jest również polityka informacyjna. Eurowybory – w ocenie Szczepańskiego – są marginalizowane w skali kraju.
– Powinny być traktowane jako pierwszorzędne zaraz po wyborach parlamentarnych – uważa Szczepański. Dlaczego? Europarlamentarzyści mają wpływ na to, co się się dzieje dookoła nas: klimat, transport, inwestycje czy pozyskiwanie funduszy europejskich…
Szczepańskiemu w zmierzającej do finału eurokampanii brakuje merytoryki.
– Nie ma debaty pomiędzy kandydatami dotyczącej rzeczywistych potrzeb i problemów, co chcieliby i mogliby spróbować uzyskać dla Podkarpacia. Nie ma sporu o wizje, jak wyobrażają sobie pracę w PE, o co będą walczyć – mówi dr Szczepański.
Katorżnicza lista PiS
O podkarpackiej euroliście PiS mówi, że jest „katorżnicza”. – Usłyszałem też, że ta lista to taki wewnętrzny kanibalizm. I trochę tak jest – przyznaje Szczepański.
– Liderem jest polityczny spadochroniarz Daniel Obajtek, którego nie ma w terenie, ale zachwala go prezes partii Jarosław Kaczyński. Podobnie robi były premier Mateusz Morawiecki, który też nie będąc w naszym województwie, widzi Obajtka w terenie.
– Za chwilę usłyszymy narrację, że w Polsce nie ma innych polityków – obawia się Szczepański.
Na liście PiS są też dotychczasowi eurodeputowani, posłowie i samorządowcy. Z drugiego miejsca startuje europoseł Bogdan Rzońca, który ubiega się o drugą kadencję. Rzońca miał być liderem podkarpackiej eurolisty PiS, Kaczyński postawił jednak na Obajtka.
Pierwszą trójkę zamyka obecny marszałek podkarpacki Władysław Ortyl.
Wyrzucić Łukacijewską
Z czwartego miejsca startuje poseł Suwerennej Polski i były wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS Marcin Warchoł. Siódme miejsce ma posłanka SP Maria Kurowska z Jasła, listę zamyka Marek Kuchciński, przemyski poseł PiS, były marszałek Sejmu.
– Ta bogata lista PiS, ze znanymi nazwiskami, jest zrobiona po to, żeby zmobilizować elektorat PiS, żeby ludzie poszli do urn, zrobili frekwencję, ale również po to, żeby spróbować odebrać mandat Elżbiecie Łukacijewskiej – uważa Dominik Szczepański.
Łukacijewska jest liderką listy KO. Jeśli wygra czerwcowe wybory, to będzie jej czwarta kadencja. W PE zasiada nieprzerwanie od 2009 roku. – Nie powinna mieć najmniejszego problemu ze zdobyciem mandatu – przewiduje dr Szczepański.
A jednak w obozie Łukacijewskiej panuje niepewność. Publikowane w mediach społecznościowych w ostatnich tygodniach europrognozy są pełne sprzeczności. Jedne dają Łukacijewskiej euromandat, inne już nie – kosztem Konfederacji.
List Lewicy „od czapy”
Listę Trzeciej Drogi otwiera posłanka Elżbieta Burkiewicz z Polski 2050. W październiku ub.r. po raz pierwszy dostała się do Sejmu.
– Jako pierwsza zaczęła punktować Daniela Obajtka i wskazywać, że jest kandydatem widmo. Zachęciła go do debaty, ale nie skorzystał z propozycji, a rozmowy między nimi toczą się tylko w mediach społecznościowych – zwraca uwagę dr Szczepański.
Jego zdaniem eurolistę Konfederacji powinna otwierać Karolina Pikuła, która jednak znalazła się na drugim miejscu.
– Jest najbardziej aktywnym politykiem z tej listy. Każdego dnia publikuje od kilku do kilkunastu rolek, zdjęcia z autentycznymi spotkaniami z wyborcami, czego brakuje przedstawicielom listy PiS – podkreśla politolog.
Ale Pikuła nie mogła być liderem podkarpackiej eurolisty Konfederacji. Od początku było ustalone, że otworzy ją człowiek Ruchu Narodowego, który jest częścią Konfederacji. Jej „jedynką” jest Tomasz Buczek, rolnik z Kolbuszowej.
O liście Lewicy Szczepański mówi, że jest słaba, zrobiona „od czapy”, tylko po to, żeby była. – Osoby, które się na niej znalazły, stanowią rodzaj takiego planktonu politycznego. Są mało wyraziste, mało popularne – ocenia politolog z UR.
Liderką listy Lewicy na Podkarpaciu jest 27-letnia Aleksandra Barańska z Sanoka.
Kto zdobędzie euromandat?
Dr Szczepański jest przekonany, że troje przedstawicieli Podkarpacia zdobędzie bilety do Brukseli. Ze względu na sposób przeliczania głosów na pewno dostaną je „jedynki” KO i PiS, czyli Łukacijewska i Obajtek.
W regionalnych strukturach PiS słyszymy, że Obajtek nie będzie jednak „lokomotywą”. Dają mu tylko 60 tys. głosów.
– Dużą szansę mają Maria Kurowska i Marek Kuchciński z PiS, czyli rekordziści w swoich okręgach wyborczych. Władysław Ortyl też cieszy się sympatią prawicowych mieszkańców Podkarpacia – mówi Dominik Szczepański.
Ortyl nie tak dawno po raz kolejny objął funkcję marszałka. – Mieszkańcy będą go chcieli pozostawić na dotychczasowym stanowisku – uważa politolog UR. Ortyl musi startować w eurowyborach, to polecenie Nowogrodzkiej, jeżeli chciał zachować stołek marszałka.
W euromandat wierzy Marcin Warchoł, który jeździ po Podkarpaciu i sam zawiesza swoje banery wyborcze.
Jaka będzie frekwencja?
Dr Szczepański uważa, że frekwencja na Podkarpaciu przekroczy 55 procent. – Myślę, że pomimo zmęczenia wyborcy wezmą udział w głosowaniu i Podkarpacie będzie jednym z wiodących województw pod kątem frekwencji” – przewiduje dr Szczepański.
Pięć lat temu frekwencja w okręgu nr 9 wyniosła 44,24 proc. Uprawnionych do głosowania było ponad 1,7 mln wyborców. Do parlamentu weszli: Tomasz Poręba i Bogdan Rzońca – obaj z PiS oraz Elżbieta Łukacijewska z Koalicji Europejskiej.
Poręba zdobył rekordową liczbę głosów – 267 555 (36,6 proc.), na Rzońcę głosowało 47 426 osób (6,5 proc.), na Łukacijewską 42 746 (5,8 proc.). Poręby jednak w polityce już nie ma, w połowie kwietnia br. ogłosił, że nie chce mieć z nią już nic wspólnego.
Eurowybory odbędą się 9 czerwca, a Polacy wybiorą 53 europosłów.
redakcja@rzeszow-news.pl