Monika Jaruzelska w Rzeszowie o polityce, stanie wojennym i próbach pojednania [FOTO]

– Gdyby nie tragiczne wydarzenia w kopali „Wujek”, decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego inaczej dzisiaj by oceniano – mówiła w Rzeszowie Monika Jaruzelska, córka gen. Wojciecha Jaruzelskiego. 

 

Monika Jaruzelska ma 55 lat, delikatną urodę i jest nieodrodną córką nieżyjącego już gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ostatniego przywódcy PRL, współtwórcy Okrągłego Stołu, pierwszego prezydenta Polski po 1989 roku oraz twórcy wprowadzenia stanu wojennego w w grudniu 1981 roku. 

Monika Jaruzelska jest dziennikarką, projektantką mody, przez długie lata żyła z dala od polityki, napisała cztery książki („Towarzyszka panienka”, „Rodzina”, „Oddech”, „Zmiana”), współtworzyła magazyn dla kobiet „Twój Styl” oraz otworzyła pierwsza Szkolę Stylu w Polsce, w NaTemat.pl publikowała felietony o tematyce lifestyle’owej. 

Jaruzelska od lat walczy z tym, by nie mówiono o niej tylko w kontekście córki działacza komunistycznego. Sama rozumie specyfikę PRL, czasu, w którym spędziła swoją młodość. Doskonale wie, kim był jej ojciec i jak dziś ocenia go historia. Mówiła o tym w zeszły wtorek w rzeszowskim hotelu Apart. 

Monika Jaruzelska była wyważona, spokojna, ale w jej głosie pobrzmiewał swego rodzaju żal. Żal do polityków, do mediów, że decyzje, jakie podejmował jej ojciec nadal są wałkowane „na ostro”. Żal, że politycy i media nazwisko Jaruzelski wykorzystują do emocjonalnego języka, by budować w Polsce kolejne podziały.

Można było również odnieść wrażenie, że ma też żal do tych, którzy głośno krzyczą i są na piedestale, zachowują się tak, jakby zapomnieli, że mają żony, dzieci, wnuki… Jakby Jaruzelska chciała zapytać: „Ileż można? Przecież już go osądziliście. Przecież on jest <tylko kroplą w strumieniu polskich dziejów>”.

Nie PO, nie PiS, a samotna wyspa

Zwracanie uwagi na język, którym posługuje się tzw. opinia publiczna, to być może efekt polonistycznego i psychologicznego wykształcenia Moniki Jaruzelskiej, która w Rzeszowie gościła na zaproszenie SLD. Spotkanie zapowiadano jako autorskie. Wyszła z tego nieco rozmowa o polityce, historii, o grudniu ’81…

Jaruzelska do czynnej polityki weszła bardzo niedawno. Po ubiegłorocznych wyborach samorządowych dostała się do 60-osobowej Rady Stołecznego Miasta Warszawa z listy SLD. Jako jedyna reprezentuje lewicę w radzie. Mogła przyłączyć się do Koalicji Obywatelskiej lub PiS. Woli być „samotną wyspą” niezrzeszonej radnej. Dyscyplina partyjna jej nie dotyczy. 

– Mam bardzo komfortową sytuację. Głosuję tak, jak uważam za słuszne, zgodnie z sumieniem. Jak czegoś nie wiem, to się wstrzymuję – mówiła Monika Jaruzelska. Nie wstydzi się mówić, że w sprawie wysokości bonifikat za wieczyste użytkowanie głosowała, jak PiS, nie musiała zmieniać swojego zdania, jak PO. 

– Uważałam wówczas za skandaliczne, że przed wyborami obiecano wysoką bonifikatę, a potem jej się nie wprowadza. Chcę, aby mój głos w radzie nie miał charakteru politycznego, ale był racjonalny i zrównoważony. Nie chcę zaklinać rzeczywistości, że jeśli jest się po tej stronie, to jest dobrze, a po tamtej – źle – mówi Monika Jaruzelska.

Polityka? To nie taki zły pomysł

Do polityki weszła w związku z zapowiedzią wprowadzenia tzw. ustawy degradacyjnej, która pozbawia stopni wojskowych – również pośmiertnie – osoby i żołnierzy rezerwy, którzy w latach 1943-1990 swoją postawą „sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu”. Ustawą miał być objęty m.in. Wojciech Jaruzelski, ale w 2018 r. zawetował ją prezydent Andrzej Duda. 

Jaruzelska zapewnia, że zaczęła się interesować ustawą nie dlatego, że chciała „chronić” swojego ojca. – Kiedy ministrem obrony narodowej był Antonii Macierewicz, dowódcy podawali się do dymisji, albo byli dymisjonowani. Potem pojawiali się w mediach i mówili głównie o sobie. To mnie negatywnie zaskoczyło, że mówią o tym, jak ich MON skrzywdziło, a tak mało o swoich podwładnych, których tam zostawili – wspominała Monika Jaruzelska.

– Jeśli ktoś jest dowódcą, to nawet po podaniu się do dymisji nim zostaje i w dalszym ciągu powinien bronić swoich podwładnych. Nie było tego. Było narcystyczne mówienie o tym, że jestem specjalistą i musiałem odejść – dodawała.

Wtedy Jaruzelska pomyślała: wojsko broni nas od stuleci, a żołnierzy nie broni nikt, nawet policjanci mają swoje związki zawodowe, a żołnierze ani jednego. To wtedy zaczęła prowadzić rozmowy o polityce z Włodzimierzem Czarzastym, obecnym szefem SLD. Zaangażowała się w powstanie Centrum Monitorowania Skutków Ustawy Degradacyjnej we współpracy m.in. z Januszem Zemke, europosłem SLD.

Ale już wcześniej do wejścia w politykę namawiali ją m.in. Leszek Miller, czy Janusz Palikot. Tego drugiego w polityce już nie ma. Jaruzelska odmawiała.

– Mój syn był jeszcze za mały [obecnie w 8. klasie – przyp. red.], odnosiłam sukcesy w pisaniu książek, a przede wszystkim mój ojciec jeszcze żył. Gdy mu powiedziałam o tych propozycjach, byłam zaskoczona odpowiedzią. Spodziewałam się, że usłyszę: „Moniczko, jesteś za delikatna do polityki”, a powiedział: „Może to nie jest taki zły pomysł” – mówiła Jaruzelska.

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - Google NewsObserwuj nas na Google News!

Normalne dzieciństwo w inteligenckim domu

To, że polityka w życiu Jaruzelskiej była obecna od dziecka nie dziwi, w końcu jej ojciec był nie tylko dowódcą, generałem armii Wojska Polskiego, ale także czynnym politykiem, który został ostatnim prezydentem Rzeczpospolitej Ludowej. Mimo tego, jak twierdzi Monika Jaruzelska, miała zwykłe dzieciństwo – chodziła do państwowej podstawówki, zwykłego liceum, orłem w nauce nie była, studiowała na Uniwersytecie Warszawskim.

– Nasz dom nie był nigdy domem dygnitarskim. To był dom żołnierza i kobiety, która była doktorem germanistyki. To był dom inteligencki, gdzie bardzo ważne były książki i filmy, które wspólnie oglądaliśmy – opowiadała Monika Jaruzelska.

Coś co miała, a nie mieli tego jej rówieśnicy, to wyjazdy do ośrodków wojskowych. – Miałam okazję być w koszarach wojskowych, więc wojsko było mi zawsze bardzo bliskie. Miałam poczucie, że to taka wielka rodzina, z której wyrosłam. Niemniej jednak, tysiące dzieci wojskowych do tych ośrodków również przyjeżdżało – zauważa Jaruzelska.

„Moniczko, stała się rzecz straszna…”

Gdy był 1981 rok Monika Jaruzelska była w klasie maturalnej. Dla niej wprowadzenie stanu wojennego w Polsce było takim samym zaskoczeniem, jak i dla pozostałych. – Też nie wiedziałam, że będzie wprowadzony stan wojenny. Dowiedziałam się od mamy, która pół godziny wcześniej dowiedziała się tego z radia – wspominała Monika Jaruzelska. 

Stan wojenny był dla niej abstrakcją, nie wiedziała, co to znaczy. Pierwsze trzy dni tego historycznego momentu w dziejach Polski dla młodej Jaruzelskiej nie miały jakiegoś większego znaczenia. Taki moment przyszedł 16 grudnia 1981 roku. – Nie widziałam ojca od kilku tygodni, bo nocował w urzędzie Rady Ministrów. Gdy zadzwonił, miał tak zmieniony głos, że go nie poznałam – opowiadała Monika Jaruzelska.

– Rozmowę zaczął od słów: „Moniczko, stała się rzecz straszna. Zginęli ludzie”. Pierwszy raz słyszałam ojca, który tak dramatycznie mówi. Nie wiedziałam, że chodzi o kopalnię „Wujek”, ale miałam świadomość, że wydarzyło się coś, co będzie miało później znaczenie dla całej mojej rodziny – mówiła Jaruzelska. 

16 grudnia 1981 roku doszło do masakry górników strajkujących przeciw ogłoszeniu stanu wojennego. W starciach z ZOMO zginęło 9 górników, a 23 zostało rannych. Monika Jaruzelska uważa, że gdyby nie te tragiczne wydarzenia, stan wojenny byłby dzisiaj inaczej odbierany. Jaruzelska przywołuje Jerzego Wartaka, jednego z przywódców protestów w kopalni „Wujek”, który po śmierci Jana Pawła II nawoływał do pojednania.

„Nie dawało mi spokoju, że tyle lat po stanie wojennym nie możemy się pogodzić. Nie chciałem, żeby młode pokolenie, które niewiele pamięta z tamtych czasów, weszło w dorosłe życie z takim bagażem obciążeń” – mówił „Gazecie Wyborczej” w 2005 roku Wartak.

Zaprzepaszczony moment pojednania

Monika Jaruzelska wspominała jeden z odcinków programu Tomasza Lisa „Co z tą Polską?” z 2005 roku zatytułowany „Czy powinniśmy wybaczyć autorom stanu wojennego?”. Gośćmi odcinka byli Wojciech Jaruzelski, Jan Rokita, Stefan Niesiołowski, Jerzy Wartak oraz córka jedno z zamordowanych górników w 1981 roku – Agnieszka Gzik.

– Agnieszka mówiła o ojcu, jak go zapamiętała. Gdy zginął, miała 8 lat. To, co najbardziej zapamiętałam, to jej oczy, które wciąż były oczami dziecka i jej chęć pojednania – wspominała Jaruzelska.

– Niestety, Jan Rokita nie chciał dopuścić do takiej sytuacji i powiedział, że zdrajcy nie podaje się ręki. I wówczas zaczęła się dyskusja polityków, którą wybrał redaktor Lis, zamiast symbolicznego pojednania i przełomowego momentu. Wszyscy zapomnieli o tej dziewczynie, o jej dramacie, ile ją to kosztowało. Została kompletnie sama. Zignorowana – mówiła Jaruzelska. 

Zaraz po emisji tego odcinka zadzwoniła do ojca. Miała do niego pretensje, że dał się wciągnąć w dyskusję, że nie rozmawiał z córką zamordowanego górnika. – Mówiłam mu, że swoich oponentów nie przekona, a najważniejsza wtedy była właśnie ta dziewczyna. Przyznał mi rację. Zaproponowałam, by napisał do niej list i spotkał się z nią indywidualnie. Agnieszka wówczas nie przyjechała – opowiadała Monika Jaruzelska.

Ona sama spotkała się z córką zamordowanego górnika kilka lat później, dzięki pomocy Jerzego Wartaka. I dla Jaruzelskiej, i dla Agnieszki Gzik był to jeden z bardziej wzruszających momentów w życiu.

Monika Jaruzelska wspomniała też o tym, że na początku lat 90. ubiegłego wieku jej ojciec podczas spotkania we Wrocławiu został obrzucony kamieniami, sprawca zmiażdżył Jaruzelskiemu twarzoczaszkę. Operacja trwała 11 godzin. – Ciągle dzielimy się na sorty – powiedziała ze smutkiem Monika Jaruzelska. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama