Orszak Trzech Króli przewędrował w środę ulicami Rzeszowa. Można było wspólnie kolędować, podziwiać ciekawskiego wielbłąda i niespokojnego konia króla Kacpra. A także żywe owieczki na Rynku i scenki na trasie korowodu.

Tłum zebrał się przed południem na parkingu hali Podpromie, na połowie Mostu Zamkowego oraz na schodach i pagórkach przy parkingu. Po odmówieniu modlitwy Anioł Pański, zaprezentowaniu pierwszej scenki, wjechali dostojni monarchowie.

Król Kacper IV wjechał jako pierwszy. Miał bardzo niespokojnego wierzchowca, który cały czas kręcił się. Nie mógł ustać w miejscu. Koń wyglądał, jak gdyby bardziej męczył się pod jeźdźcem, niż sam jeździec.

Wspólne kolędowanie

Za to wielbłąd był w swoim żywiole. Zainteresowany, ciekawski, wydawał się odprężony. Mimo tego, król azjatycki, który dosiadał wielbłądzicę dojechał na Rynek umęczony tak, jak gdyby przemierzył pustynię, a nie kilka ulic w Rzeszowie.

Orszak azjatycki króla Melchiora wyposażony był w zielone płaszcze i czapki stożkowe, jak Chińczycy. Dlatego też budziło zastanowienie uczestników korowodu, połączenie Chin z wielbłądem. Zwierzęta te kojarzą się bardziej z Afryką.

– To dziwne, że Chińczyk na wielbłądzie wędruje – stwierdziła jedna z mam do swojego syna.

Na całej trasie kolędowano. Każdy z orszaków miał swoje kolędy. Bardzo dużo ludzi włączyło się do wspólnego śpiewania. Dzieci, młodzi, starsi i emeryci na głowach dzielnie nosili korony, które można było otrzymać w trzech kolorach odpowiednich dla orszaków trzech króli.

Oprócz kolędowania włączano się także w inny sposób, np. jeden z uczestników przygrywał na harmonijce ustnej.

Na początku korowodu szedł gwiazdor. Potem Orszak pastuszków. Mężczyźni ubrani byli w kożuchy, a kobiety w wiejskie chusty na głowach. Dzieciaki przedszkolne miały białe komeszki i czapki z uszami lub rogami.

– Te dzieci są takie słodkie – stwierdziła nastolatka o orszaku owieczek.

Każdemu myśl błoga

Po bardzo licznym stadzie owieczek maszerowały zastępy wojowników trzech króli: Kacpra IV, Melchiora IV i Baltazara IV. Po królach szedł giermek z darami, a potem flagowy i armia królewska ubrana w kolorze przyporządkowanym do danego orszaku królewskiego.

– Ci na kolorowo, to kto? Żołnierze? – zapytała żona męża.

– Orszak, kochanie – stwierdził mąż.

– Patrz, bo nie będziesz wiedział, o co chodzi – powiedziała mama do synka.

Nowa scena rozgrywała się przy wylocie z parkingu przy hali Podpromie. Pasterze w nowej scence ubrani byli w kożuchy i czapki typu żółw. Wyglądali jak górale. Lekko przerażenie zastanawiali się, co począć przy chałupie zbitej z desek i ognisku palącym się na trawce przy ulicy.

– Każdemu myśl błoga. Rodzina to siła – wykrzykiwali górale.

Po drugiej stronie na murze otaczającym halę sportową stał opasły anioł, który nawoływał pastuszków, by szli w stronę łuny, zobaczyć nowonarodzonego Zbawiciela.

– Leżą na tej ziemi chłopaki. Super! – ekscytowała się jedna z uczestniczek korowodu.

Scenki były powtarzane kilka razy, by każdy miał szansę usłyszeć chociaż trochę. Tłum był tak wielki, że chyba wszyscy mieszkańcy Rzeszowa uczestniczyli w Orszaku Trzech Króli.

Żywe owieczki

Na scenie na rynku został odczytany edykt Cezara Augusta. Pojawiła się święta Rodzina i niedługo potem trzej królowie w kolejności w jakiej wyruszyli. Królowie wręczyli małemu Jezuskowi dary, a potem wszyscy kolędowali, robili sobie zdjęcia i oglądali żywe owieczki i kozy ogrodzone niedaleko studni na Rynku.

Można było też napić się ciepłej herbaty, a na trasie dostać obrazek od księdza lub hasło na drogę. Ja dostałam kartonik z hasłem: „Kultura słowa”.

Wracając do domu autobusami ludzie nie zdejmowali koron. Dzieciaki dbały pieczołowicie o to, by czasem nie spadły im z głów.

SABINA LEWICKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama