Stanowcza reakcja Urzędu Marszałkowskiego na skargi prezydenta Rzeszowa, który protestuje przeciwko tworzeniu w mieście „niebezpiecznego” parkingu. – To protest polityczny – mówią władze Podkarpacia.
Temat „niebezpiecznego” parkingu regularnie jest podnoszony od kilku miesięcy. Chodzi o taki transport odpadów, który kwestionują służby, m.in. policja, Inspekcja Transportu Drogowego, Krajowa Administracja Skarbowa, czy organy Inspekcji Ochrony Środowiska.
27 stycznia br. radni sejmiku podkarpackiego, w którym większość ma PiS, zgodzili się na to, by „niebezpieczny” parking utworzyć na terenie bazy Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Rzeszowie przy ulicy Ciepłowniczej.
Wcześniej był pomysł, by parking utworzono przy ulicy Towarowej. Gdy wybuchła burza wokół tego tematu, właściciel działki wycofał zgodę na utworzenie miejsc parkingowych, urząd marszałkowski musiał szukać nowego – wytypował je na terenie bazy MPGK.
Miasto Rzeszów idzie do sądu
Obie lokalizacje nie spodobały się władzom Rzeszowa. Twierdzą, że tworzenie „niebezpiecznego” parkingu na terenie miasta to podkładanie mieszkańcom „ekologicznej bomby”, poza tym na terenie MPGK na parking nie ma miejsca.
W ubiegłym tygodniu ratusz zapowiedział, że uchwałę sejmiku z 27 stycznia zaskarży do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Prezydent Rzeszowa Tadeusz Ferenc do urzędu marszałkowskiego i radnych sejmiku wysłał list-protest.
Ratusz twierdzi, że urzędnicy marszałka bez większej refleksji wytypowali bazę MPGK na „niebezpieczny” parking, nie byli tam, a przede wszystkim o zgodę nie zapytali właściciela terenu, czyli MPGK. Ferenc proponuje, by parking stworzyć w okolicach autostrady A4.
Racji miasta w całym sporze bronią politycy Platformy Obywatelskiej, którzy w poniedziałek złożyli projekt obywatelskiej uchwały, która ma doprowadzić do unieważnienia uchwały sejmiku z 27 stycznia.
Protest podtrzymują politycy PO
We wtorek do zamieszania wokół całej sprawy postanowiły się odnieść władze Podkarpacia, bo nie podoba im się, że narrację tematowi narzuca miasto, a samorząd wojewódzki jest łatwym chłopcem do bicia, twierdząc też przy okazji, że sam temat jest demonizowany.
Na stanowisko miasta we wtorek odpowiadali: Anna Huk, członek zarządu województwa podkarpackiego, Jerzy Borcz, przewodniczący sejmiku podkarpackiego i Andrzej Kulig, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska w Urzędzie Marszałkowskim w Rzeszowie.
Już początek był ostry. Zaczęła Anna Huk. – Protest od początku jest tylko i wyłącznie protestem politycznym. Jest protestem wywoływanym i systematycznie podtrzymywanym przez polityków PO. Protest nie służy mieszkańcom Rzeszowa – mówiła Huk.
To nie był Armagedon
Przekonywała, że w przeciągu dwóch ostatnich lat na terenie Podkarpacia transportów zakwestionowanych przez służby było zaledwie sześć: jeden dotyczył odpadów płynnych, a pięć pozostałych uszkodzonych w mniejszym lub większym stopniu samochodów.
– To nie był Armagedon – zapewniał Andrzej Kulig.
Według władz Podkarpacia, jeżeli „niebezpieczny” parking nie zostanie utworzony w Rzeszowie, to miastu grozi plaga „dzikich” składowisk odpadów. – Tym działaniem wzmacnia się tych wszystkich, którzy łamią prawo – argumentowała Anna Huk.
Jeżeli parking nie zostanie utworzony, to grożą za to sankcje. Kary finansowe mogą wynieść 100 tys. zł. Od podjęcia uchwały sejmiku biegnie pół roku na sfinalizowanie parkingowej inwestycji, nie wstrzymuje tego zapowiadana przez miasto skarga do WSA.
Rzeszów od opadów nie będzie wolny
Władze Podkarpacia dziwią się uporowi miasta, by parkingu nie tworzyć w Rzeszowie, szczególnie, że to właśnie Rzeszów jest największym w regionie „producentem” odpadów. Przemysłowych rocznie wytwarza ok. 600 tys. ton, komunalnych – ok. 80 tys.
– Miasto nie było, nie jest i nie będzie wolne od odpadów – mówiła Anna Huk, twierdząc jednocześnie, że przyjęcie argumentacji miasta oznaczałoby zaprzestanie jakiejkolwiek działalności gospodarczej w Rzeszowie, bo każda jest związana z produkcją odpadów.
Przedstawiciele urzędu marszałkowskiego zapewniali, że styczniowa uchwała sejmiku została przygotowana z całą starannością, a urzędnicy Departamentu Ochrony Środowiska nie pisali jej „na kolanie”, była omawiana na posiedzeniu Komisji Ochrony Środowiska.
– Projekt przeszedł jednogłośne, bez żadnego głosu wstrzymującego, bez żadnego głosu sprzeciwu – mówił Jerzy Borcz. Nie dodał jednak, że w owej sejmikowej komisji zasiadają tylko przedstawiciele PiS. Trudno było się więc spodziewać, że będą przeciwko parkingowi.
Nie ingerujcie w nasze uchwały!
Jerzy Borcz stwierdził, że sejmik i zarząd województwa podkarpackiego wywiązali się z obowiązków, które nakłada na nich ustawa o odpadach. Sejmik uchwałę przyjął, a wcześniej plan gospodarki odpadami przygotował zarząd województwa.
Jerzemu Borczowi bardzo się nie podoba, że inny samorząd próbuje ingerować w treść uchwał samorządu wojewódzkiego. – To absolutnie niedopuszczalne. Szanujmy się. Nie ingerujcie w treść uchwał podejmowanych zgodnie z prawem – apelował do miasta Borcz.
Stwierdził, że uchwała sejmiku była przygotowana „rzetelnie, uczciwie i transparentnie. – Od tych problemów nie uciekniemy. Każda cywilizacja, rozwijając się, produkuje, niestety, coraz więcej śmieci, z którymi w jakiś sposób musimy sobie poradzić – mówił Jerzy Borcz.
Opowieści między bajki włożyć
Andrzej Kulig wytykał miastu, że ustawiło się w roli ekologicznego wzoru, gdy tymczasem, oprócz produkowania najwięcej ilości odpadów w całym regionie, prezydent już wcześniej wydał zgodę na utworzenie w mieście ponad 60 punktów do magazynowania odpadów.
Przy bazie MPGK działa także punkt selektywnej zbiórki śmieci. Tam w 2018 roku zgromadzono ponad 40 t niebezpiecznych odpadów. Na ul. Ciepłowniczej jest też spalarnia PGE, przetwarzająca rocznie 100 tys. ton odpadów. Prezydent chce budować drugą.
– W tym miejscu, które proponujemy, już jest prowadzona na wielką skalę gospodarka odpadami – przekonywał dyrektor Kulig. Stwierdził, że opowieści miasta, że na terenie bazy MPGK nie ma miejsca na sporny parking, można „między bajki włożyć”.
Dwa miejsca i takie emocje
Andrzej Kulig nie widzi powodów na tworzenie na terenie MPGK więcej niż dwóch „niebezpiecznych” miejsc parkingowych. Ostatecznie zdecyduje prezydent. – Może utworzyć jedno – mówił Kulig. Zaprzecza, że operacja będzie kosztowna. Mówi się o kwocie 6 mln zł.
Przedstawiciele urzędu mówią, że przepisy legislacyjne w zakresie gospodarki komunalnej ciągle są zaostrzone i skończyły się czasy przewożenia odpadów bez kontroli służb, na odpady jest oko już w trakcie ich wytwarzania.
– Bardzo się dziwię, że postój dwóch samochodów wywołuje tak duże emocje – mówił Andrzej Kulig.
Zapewniał, że nie tylko Rzeszów był brany pod uwagę na lokalizację parkingu, ale tylko Rzeszów ma odpowiednie zaplecze. Na parking przy A4 nie zgodziła się z kolei Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, bo ta sfera nie leży w gestii jej działalności.
– Punkt zatrzymań samochodów nie stanowi zagrożenia dla środowiska – przekonywał Kulig.
Obywatelska uchwała do kosza?
Przy okazji we wtorek dowiedzieliśmy się, jaki będzie prawdopodobny los projektu obywatelskiej uchwały zainicjowanej przez polityków PO. Projekt pewnie trafi do kosza i sejmik w ogóle się nie będzie nim zajmował. – Na 99 proc. – przewiduje Jerzy Borcz.
Dlaczego? Z rozeznania, jakie zrobił przewodniczący sejmiku, wynika, że komitety obywatelskie nie są od tego, by mówić samorządowi, gdzie „niebezpieczny” parking ma być utworzony. Zrobił to zarząd województwa i zatwierdził sejmik na styczniowej sesji.
– Projekt uchwały nie spełniał wymogów formalnych. Przeprowadzę jeszcze analizę prawną – zadeklarował Jerzy Borcz. – Ta sprawa to burza w szklance wody – uważa. Borcz nie obawia się, że urząd marszałkowski polegnie w sądzie. – Wygramy – przekonuje.
– Gdybyśmy myśleli inaczej, nasi prawnicy i prawnicy prezydenta już dawno temu widywaliby się w sądach. Nie zrobiliśmy nic niezgodnie z prawem – dodał Borcz, twierdząc, że jak Rzeszów będzie się rozwijał, to parking będzie można przenieść w inne miejsce.
Ortyl odpisuje na list Ferenca
Urząd Marszałkowski opublikował fragment odpowiedzi marszałka Władysława Ortyla na protest Tadeusza Ferenca. Ortyl uważa, że samo istnienie miejsca dla „podejrzanych” transportów „powinno radykalnie ograniczyć” próby powstawania „dzikich” składowisk.
Marszałek Ortyl twierdzi, że takie „dzikie” składowiska już powstały w okolicy Rzeszowa.
„Być może aktualnie powstają również w obiektach, na których powstanie i funkcjonowanie zezwolił Prezydent Miasta Rzeszowa, jak i też w zupełnie innych miejscach na terenie miasta, niekoniecznie związanych z gospodarką odpadami” – napisał w liście marszałek.
redakcja@rzeszow-news.pl