50 tys. złotych zarezerwowano w tegorocznym budżecie miasta Rzeszowa na zaprojektowanie nowej szkoły muzycznej. Za protestującymi rodzicami wstawiają się politycy PiS.
Nowa szkoła muzyczna to pomysł ratusza jeszcze z 2015 roku i wciąż niezrealizowany. Rodzice uzdolnionych dzieci nie chcą nowej placówki, bo uważają, że lepiej inwestować w dwie już istniejące: Zespół Szkół Muzycznych nr 1 przy ul. Szopena i ZSM nr 2 przy ul. Sobieskiego. W obu uczy się ponad 850 dzieci.
Miasto proponuje budowę trzeciej nowoczesnej szkoły, która pomieściłaby około 800 uczniów. Koszt inwestycji szacowany jest na ok. 40 mln zł. Szkoła miałaby powstać przy ul. Wyspiańskiego w miejscu dawnego lodowiska. W budżecie miasta zapisano 50 tys. zł na opracowanie dokumentacji projektowej.
O budowie nowej szkoły dyskutowano podczas wtorkowej sesji Rady Miasta Rzeszowa. Plan ratusza nie podoba się radnym PiS. Z ich wyliczeń wynika, że do obu istniejących placówek w ubiegłym roku nie dostało 85 osób.
– To pokazuje, że na tę chwilę nie ma zapotrzebowania na nową szkołę. Te, które funkcjonują w Rzeszowie, w zupełności wystarczą – przekonuje Marcin Fijołek, szef klubu PiS.
Radni PiS uważają, że lepiej inwestować w sprzęt muzyczny niż w nowy obiekt. Tylko w jednej ze szkół brakuje instrumentów na łączną kwotę 3,4 mln zł – bardzo drogich fortepianów i pianin, gitar, altówek, kontrabasów, wiolonczeli, akordeonu.
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, jest „przerażony” postawą radnych PiS. – Nie chcą postępu. Chcą w starych szkołach, budowanych w latach 60., dalej uczyć dzieci – twierdzi Ferenc. – Naszą intencją jest budować nowoczesną placówkę, przy której mógłby powstać teatr muzyczny, o którym marzymy od lat – dodaje.
Ratusz twierdzi, że radni PiS do planu budowy nowej szkoły podchodzą bardzo wybiórczo, bo do urzędu miasta zgłaszają się też rodzice, którzy proszą o nową placówkę.
– Zajęcia w szkole muzycznej są prowadzone inaczej niż w ogólnodostępnej. Większość zajęć odbywa się indywidualnie. Istniejące placówki nie posiadają sal do takich zajęć – mówi Stanisław Sienko, wiceprezydent Rzeszowa.
Władze miasta zapewniają, że w nowej szkole będzie też nowoczesny sprzęt muzyczny. Z ratuszowych wyliczeń wynika z kolei, że w ostatnich kilku latach do szkół muzycznych nie dostało się kilkaset osób. Obie mają ograniczenia. Każdego roku mogą przyjąć po 21 uczniów.
– Uczniowie nie piszą podań, bo wiedzą, że jest bardzo mało miejsc, a nam chodzi o to, aby zbudować szkołę z prawdziwego zdarzenia na miarę XXI wieku z zapleczem sportowym i porządnym parkingiem – przekonuje wiceprezydent Sienko.
Ratusz zapewnia również, że powstanie nowej szkoły wcale nie musi oznaczać, że obecne dwie zostaną zamknięte. – To tylko mówienie – uważa Anna Popek, matka dzieci, które chodzą do szkół muzycznych. Jej zdaniem trzy szkoły w Rzeszowie się nie utrzymają.
Część rodziców nie wierzy w wyliczenia miejskich urzędników, że w ostatnich latach w szkołach zabrakło miejsc dla 800 osób. Gdy syn Anny Popek starał się o przyjęcie do ZSM nr 1, do egzaminów przystąpiło około 70 osób. Rok później do szkoły dostała się córka pani Anny. Wtedy o przyjęcie do placówki starało się ok. 50 osób.
Rafał Jabłoński także ma muzycznie uzdolnione dzieci. Jego zdaniem chęci rodziców, by zapisywać dzieci do szkoły, nierzadko zderzają się z brutalną rzeczywistością – dzieci po prostu nie mają talentu, co wychodzi przy egzaminach rekrutacyjnych.
– Mój chrześniak nie dostał się do szkoły muzycznej ze względu na to, że „słoń nadepnął mu na ucho” – mówi obrazowo Rafał Jabłoński.
Przeciwnicy nowej szkoły uważają, że posyłanie dzieci do szkół muzycznych, to często efekt chorych ambicji rodziców, którzy nie potrafią na trzeźwo ocenić możliwości muzycznych swoich dzieci, a jeśli są one widoczne, to w dłuższej perspektywie i tak z muzyki rezygnują.
– Wiele nie dociera do matury. Mój syn, który świetnie grał na fortepianie, wybrał ostatecznie komputer – twierdzi Jabłoński.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl