Fot. Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej. Na zdjęciu przejście graniczne w Medyce

Patrik Falghren, reprezentant Szwecji w piłce ręcznej, jest na liście osób, którym ukradziono luksusowe samochody. Podkarpacki oddział Prokuratury Krajowej oskarża 32 osoby, w tym dwóch b. pograniczników, o udział w legalizacji aut. 

Akt oskarżenia, liczący 170 tomów i ok. 500 stron, w piątek trafił do Sądu Okręgowego w Przemyślu. Śledztwo w tej sprawie prowadził Podkarpacki Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Rzeszowie. Na ławie oskarżonych zasiądzie 29 Polaków i trzech obywateli Ukrainy. 

Najważniejsza postać w tej grupie to 59-letni Ukrainiec – Yaroslav K. To on – jak twierdzi prokuratura – stał na czele gangu, który w latach 2012-2014 legalizował na terenie Polski, a potem wywoził na Ukrainę skradzione w krajach Unii Europejskiej, głównie w Niemczech i Szwecji, luksusowe samochody. Prokuratura doliczyła się 17 aut. 

– Sześciu BMW X6, każdy o wartości ok. 250 tys. zł, a także dziesięciu Land Roverów Range Rover Vouge, każdy o wartości ok. 400-500 tys. zł, oraz jedno Porsche Panamera o wartości ok. 400 tys. zł – wylicza Rafał Teluk, szef podkarpackiego oddziału Prokuratury Krajowej. 

Wśród osób, którym skradziono samochód, jest m.in. Patrik Falghren. To reprezentant Szwecji w piłce ręcznej, grający w niemieckiej Bundeslidze – w MT Melsungen. Falghrenowi skradziono Land Rovera w Göteborgu. Auto namierzono pod koniec 2015 roku przed Allianz Arena w Monachium, na którym swoje mecze rozgrywa Bayern Roberta Lewandowskiego. 

500 dolarów i auta nie sprawdzali

Gang samochodowych paserów rozbito przy okazji rozpracowywania grupy przestępczej, która w latach 2013-2014 przemyciła z Ukrainy do Polski ok. 200 tysięcy „lewych” paczek papierosów, na czym Skarb Państwa stracił ok. 3,7 mln zł. Prokuratura wpadła na trop, że przemytnicy zajmują się legalizowaniem w Polsce skradzionych za granicą luksusowych aut.

Do gangu Yaroslava K. należało 17 osób, w tym dwóch byłych już funkcjonariuszy Straży Granicznej z Medyki: Daniel C. i Witold W. To oni – według prokuratury – pozwolili na to, by skradzione auta na fikcyjnych papierach wywożono na Ukrainę. B. pogranicznicy za łapówki (po 500 dolarów) nie sprawdzali samochodów, brali też łapówki za przemyt papierosów. 

Cały proceder legalizowania skradzionych aut był bardzo dobrze zorganizowany. Złodzieje (oni nie są objęci aktem oskarżenia) kradli „świeże” samochody, czyli takie, który były tuż po rejestracji z niewielkim przebiegiem kilometrów. Gdy auta trafiły do Polski, przebijano w nich znaki identyfikacyjne. 

– W tym celu wykorzystywano numery VIN z legalnie zarejestrowanych, głównie w Rosji  i na Ukrainie, pojazdów tych samych marek i modeli – opowiada prokurator Rafał Teluk. Zdobyte numery paserzy przekazywali fałszerzom, którzy tworzyli samochód na tzw. bliźniaka. Skradzione auta kupował Yaroslav K., transakcje „dopinał” najczęściej k. Gniezna.

„Lewe” dokumenty i „słupy” 

Auta przerobione na „bliźniaki” rejestrowano w wydziałach komunikacji, głównie w Gnieźnie Bielsku-Białej i Poznaniu. Urzędnikom pod nos podstawiano wypełnione blankiety dowodów rejestracyjnych, które wcześniej skradziono we Włoszech (w Wenecji i Weronie), oraz akty własności, a także skradzione w Niemczech tymczasowe dowody rejestracyjne. 

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - InstagramObserwuj nas na Instagramie!

Do wniosku o rejestrację dołączano również sfałszowane dokumenty, m.in. faktury VAT, umowy kupna-sprzedaży i dowody rejestracyjne. Na nowych właścicieli samochodów szukano tzw. słupów. Ci, którzy się zgodzili, dostawali za to od 500 do 1500 zł. Każde auto, które wywieziono na Ukrainę, miało innego właściciela.

Były też dwa przypadki, że BMW X6 zarejestrowano na osoby, które nawet o tym nie wiedziały. Prokuraturze nie udało się ustalić, skąd paserzy mieli dane tych osób. W kilku przypadkach luksusowe samochody zostawały w Polsce, pozostałe odsprzedawano już zza wschodnią granicą – w okolicy Lwowa. Komu? Tutaj ślad się już urywa. 

Do rejestracji aut „słupom” dawano przetłumaczone na język polski komplety sfałszowanych dokumentów – włoskie certyfikaty własności, niemieckie dowody rejestracyjne, faktury, dowody opłat recyklingowych, oświadczenia o zdaniu zagranicznych tablic, zaświadczenia z przeglądów technicznych, czy dowody ubezpieczenia pojazdów. 

50 tysięcy zł za kradzież auta

Yarosłav K. – jak wynika z ustaleń śledczych – za kradzież samochodu płacił złodziejom po 50 tys. zł, kolejne 10 tys. zł wykładał na zarejestrowanie auta w Polsce i 1500 zł na paliwo, by potem je wywozić na Ukrainę. Auta, zanim opuściły polską granicę, były odbierane m.in. na stacji benzynowej w Radymnie przez Marcina P., jednego z 32 oskarżonych w śledztwie. 

Prokuratura twierdzi, że Yaroslav K. „pilotował” cały proces transportu aut przez przejścia graniczne w Korczowej, Medyce i Hrebennem. Wykorzystał do tego znajomości z byłym celnikiem Sebastianem Z., a ten z kolei znajomości z pogranicznikami z Medyki: Danielem C. i Witoldem W. To oni za łapówki umożliwiali wywóz samochodów na Ukrainę. 

Yaroslav K. przed sądem odpowie za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze międzynarodowym i umyślne paserstwo, 17 osób (15 Polaków i dwóch Ukraińców, wśród nich są byli już pogranicznicy) oskarżono o udział w grupie przestępczej, umyślne paserstwo, przemyt papierosów z Ukrainy do Polski oraz przestępstwo korupcji.

Pozostałym 14 osobom zarzucono przestępstwa umyślnego paserstwa samochodów, fałszerstwa dokumentów, podstępne wyłudzanie poświadczenia nieprawdy w licznych urzędach komunikacji, w których rejestrowano kradzione auta. Zdecydowana większość oskarżonych przyznała się do winy i potwierdziło ustalenia prokuratury. 

4 zł za karton papierosów 

Yaroslavowi K., członkom jego grupy, w tym b. pogranicznikom, grozi do 10 lat więzienia. Prokuratura twierdzi, że funkcjonariusze SG zarabiali także na przemycie papierosów. Za każdy przemycony karton dostawali 4 zł. Przemytnicy „rozliczali” się z pogranicznikami w rejonie cmentarza w Medyce i na parkingach sklepów Tesco i Castorama w Przemyślu. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama