Zdjęcie: Pixabay

Od miesiąca są w izolacji, mają co chwilę robione testy na obecność koronawirusa. Raz wyniki są pozytywne, raz negatywne. Bezradność sanepidu poraża. 

Epidemia koronawirusa skomplikowała wielu życie. Mimo że zasady sanitarne zostały mocno rozluźnione, to jednak wciąż surowym rygorem bezwzględnego opuszczania domu objęci są ci, którzy mają objawy zakażenia.

37-letni Piotr i jego 34-letnia partnerka, Ewa, mieszkają w Rzeszowie. Mają 8-letniego syna, Szymona. Od miesiąca są zamknięci w domu. W lipcu para źle się poczuła. Miała objawy koronawirusa. 

– U mojej partnerki jedyny objaw to zanik smaku i węchu, u mnie stan podgorączkowy, ale taki, jak przy zwykłej grypie – opowiada Piotr. Syn nie miał żadnych objawów zakażenia, ale cała trójka postanowiła się przebadać. 

Regułka… 

Aby zrobiono im bezpłatne testy, musieli jechać do Jarosławia (!). Badanie z 29 lipca potwierdziło, że wszyscy są chorzy.

– Sanepid nakłada na nas izolację domową, za dwa tygodnie pierwsze badanie. Pani z sanepidu wyklepuje regułkę, że zostajemy objęci specjalnym nadzorem itp. W razie pogorszenia stanu zdrowia skierowanie do oddziału zakaźnego – opowiada dalej Piotr. 

Po 14 dniach wszyscy 13 sierpnia mają powtórzony test. Piotr i Ewa nadal mają koronawirusa, Szymon ma wynik negatywny. Para się cieszy, że chociaż dziecko jest zdrowe. Piotr i Ewa przyjmują, że jeszcze tydzień muszą siedzieć w domu. 

17 sierpnia od Szymona pobrane są kolejne wymazy. Powtórzony test znów daje wynik negatywny. Szymon jedzie do dziadków, żeby mógł jeszcze skorzystać z resztek wakacji. 20 sierpnia Piotr i Ewa mają kolejne testy. W tym czasie nadal są zamknięci w domu. 

Cierpliwości… 

Para czeka na wyniki. Tym razem są negatywne. Uff. Ale to nie koniec. Trzy dni później, 23 sierpnia, test powtarzają. Oboje mają koronawirusa! Znów są zamknięci w domu na kolejny tydzień. Piotrowi i Ewie ręce opadają. 

– Zaczynamy odnosić wrażenie, że bawimy się w jakąś loterie: wyjdziemy albo nie wyjdziemy, a z strony sanepidu żadnej pomocy i wyjaśnienia, czemu tak jest – mówi Piotr.

Dzwonią do znajomych z innych miast, radzą się, co mają robić. Piotr i Ewa słyszą, że testy muszą zrobić na własną rękę, zapłacić za nie, bo te, które ma sanepid, są kompletnie niewiarygodne. 

Para nie traci nadziei, dzwoni do sanepidu, prosi o pomoc w uzyskaniu dostępu do płatnych testów. – Cierpliwości – słyszą w sanepidzie. Piotr i Ewa dostają kolejne numery telefonów. Dzwonią… – Nikt nie jest w stanie przyjechać i pobrać od nas wymazów – mówi Piotr.

Loteria… 

Wreszcie dowiadują się, że testy mogą zrobić w rzeszowskim „Medyku” na alei Rejtana. Mają podjechać do punktu tzw. drive-thru. Ale jest warunek – muszą mieć zgodę sanepidu, bo od 30 lipca cały czas są w izolacji. Dzwonią znów do sanepidu.

– Sanepid już stanowczo odmawia i mówi nam, że jesteśmy zdani tylko na nich i musimy czekać na „loterię” z kolejnych testów – opowiada dalej Piotr. 

I stawia pytania: na ile testy sanepidu są wiarygodne, dlaczego wychodzą raz tak, raz tak, dlaczego po dwóch różnych wynikach testów nie jest robiony kolejny, weryfikacyjny, dlaczego zgodnie z zaleceniami WHO nie zmieniono zasad izolacji osób zakażonych?

Piotr i Ewa wyliczyli, że jak dobrze pójdzie, to dom będą mogli opuścić dopiero 2 września, czyli po 35 dniach (!) zamknięcia w czterech ścianach. On jest kucharzem, ona prowadzi własną firmę. Nie mają żadnego ruchu. Nie mogą pracować, pieniądze na życie się kończą.

W teorii… 

Kontaktujemy się z Wojewódzką Stacją Sanitarno-Epidemiologiczną w Rzeszowie. Jego rzecznik Dorota Gibała nie widzi problemu. Przekonuje, że sposób pobierania i badania wymazów jest zgodny z rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia i jest wiarygodny.

– Wynik pozytywny świadczy o tym, że w organizmie są obecne geny wirusa SARS-CoV-2 – tłumaczy nam Dorota Gibała. Twierdzi, że testy do badań kupiło Ministerstwo Zdrowia, a w więc w teorii powinny być wiarygodne, mają bowiem odpowiednie certyfikaty jakości.

W sanepidzie dowiadujemy się też, że laboratoria, w których wykonuje się testy na COVID-19, są regularnie kontrolowane pod kątem prawidłowego przebiegu badań. Słyszymy, że laboratoria systematycznie są pod lupą Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego.

– Otrzymywane wyniki badań porównawczych są prawidłowe, co świadczy o wiarygodności wyników uzyskiwanych w laboratorium – przekonuje urzędniczym językiem Dorota Gibała. 

Czekać… 

To dlaczego wyniki testów raz wychodzą pozytywnie, raz negatywnie? Sanepid na to też ma wytłumaczenie. To zależy od samego pobrania wymazu – należy go pobrać jak najwięcej. Ważny jest też czas i temperatura transportu próbki przywiezionej do laboratorium.

To nie wszystko. Na wynik badania ma wpływ również indywidualny przebieg choroby każdego pacjenta, a szczególnie etap jego zdrowienia.

– Wynik pozytywny zawsze świadczy, że w organizmie człowieka znajdują się jeszcze geny wirusa SARS-CoV-2. Uzyskanie dwóch kolejnych wyników ujemnych świadczy dopiero o wyzdrowieniu osoby – wyjaśnia Dorota Gibała. 

Powtarzać… 

Dlaczego więc po dwóch testach z różnymi wynikami nie jest robiony trzeci, weryfikacyjny? Oddajmy głos Ministerstwu Zdrowia: „W przypadku wyniku ujemnego pierwszego badania kontrolnego, wykonuje się drugie badanie kontrolne po przynajmniej 24 godzinach”.

Dorota Gibała z WSSE twierdzi, że dopiero po uzyskaniu dwukrotnego wyniku ujemnego można pacjenta zwolnić z izolacji, ale jednocześnie ma on zachować szczególną higienę rąk przynajmniej przez siedem kolejnych dni. 

– Jeśli którykolwiek z wyników badania kontrolnego jest dodatni, należy powtarzać badania w odstępach 7-dniowych do uzyskania wyniku negatywnego – informuje nas Gibała. Przypomina, że osoby z koronawirusem nie mogą robić testów na własną rękę.

Rozsądek… 

Para z Rzeszowa jest załamana. Testy zrobiła z troski, by nie zarażać bliskich. – Odradzam komukolwiek robienie testu. Grunt to zdrowy rozsądek i samodzielna izolacja, jeśli się ma objawy, bo można wpaść w wir, z którego naprawdę ciężko się wydostać – mówi Piotr. 

Imiona bohaterów zostały zmienione 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama