Zdjęcie: Materiały Urzędu Miasta Rzeszowa

Jedna z pracownic Urzędu Miasta Rzeszowa miała kontakt z personelem medycznym, który był u rzeszowskich Dominikanów, zarażonych koronawirusem. W ratuszu panika. – Jesteśmy przerażeni – alarmują pracownicy. 

W środę klasztor rzeszowskich Dominikanów poinformował, że u pięciu duchownych potwierdzono koronawirusa. Ta informacja nieoczekiwanie wywoła strach wśród rzeszowskich urzędników. Okazało się, że mąż jednej z pracownic Urzędu Miasta jest ratownikiem medycznym, który miał kontakt z zakażonymi Dominikanami. 

Polecenie dla urzędników – mają milczeć

Z informacji, jakie w piątek dotarły do Rzeszów News, wynika, że ratownik medyczny jest mężem pracownicy jednego z wydziałów rzeszowskiego magistratu. Kobieta jeszcze w czwartek podobno była w pracy. Jej mąż został poddany testom na obecność koronawirusa, zaś całą rodzinę skierowano na przymusową kwarantannę domową.  

– Nie wiemy do dziś, jaki jest wynik testu, ani czy testy przeprowadzono również u rodziny. Nikt z urzędu nie poinformował sanepidu o zaistniałej sytuacji, a my zostaliśmy zobowiązani w rozmowach z przełożonymi do zachowania milczenia. W urzędzie nie dokonano żadnej dezynfekcji pokoju, w którym pracowała ta osoba – twierdzi nasz rozmówca z magistratu.

– Od przełożonych pracownicy usłyszeli, żeby przestali dramatyzować i histeryzować, a jeśli informacja wyjdzie na zewnątrz to, dosłowny cytat: „nogi Wam z dupy powyrywam” – opowiada pracownik urzędu. – Jesteśmy przerażeni całą sytuacją, która rozgrywa się pod okiem samej głównej księgowej urzędu miasta – dodaje. 

Nie było potrzeby informowania sanepidu

Bądź na bieżąco.

Rzeszów News - InstagramObserwuj nas na Instagramie!

Miasto potwierdza, że mąż jednej z pracownic magistratu jest ratownikiem medycznym, który miał bezpośredni kontakt z zakażonymi Dominikanami. Ratusz twierdzi jednak, że ryzyko zakażenia koronawirusem zredukowano wówczas do minimum. 

– Personel medyczny podejrzewał, że będzie miał do czynienia z osobami zakażonymi koronawirusem, dlatego ratownicy byli w specjalnych skafandrach. Nasza pracownica po zdarzeniu nie miała żadnego kontaktu z urzędem – od 13 marca była na urlopie związanym z opieką nad dzieckiem – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. 

– Informowanie o tym fakcie sanepidu nie było potrzebne – przekonuje Chłodnicki.  

Urzędniczka, podobnie jak jej rodzina, do momentu podania wyników na obecność koronawirusa u jej męża, jest objęta kwarantanną. Urząd Miasta nie zdradza, w jakim wydziale kobieta pracuje. Wiadomo tylko, że w budynku przy ul. Ofiar Getta 7, gdzie są m.in. wydziały komunikacji i edukacji oraz Urząd Stanu Cywilnego.

(jg)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama