Kolejna pisma, nagłaśnianie sprawy, spotkania z urzędnikami, a ostatnio pozew do sądu. Mieszkańcy rzeszowskiego osiedla 1000-lecia robią, co mogą, by skończył się ich koszmar związany z działalnością zakładów Res-Drob.
Mieszkańcy os. 1000-lecia od ponad dwóch lat czarno na białym pokazują, że mają dość życia w smrodzie, który wydobywa się z zakładów drobiarskich Res-Drob przy ul. Konopnickiej. O tym, jak wygląda ich życie pisaliśmy wielokrotnie. A było o czym. Wielu mieszkańców regularnie robi zdjęcia i nagrywa filmy, by pokazać, jak wygląda ich życie.
W ub. r. mieszkańcy osiedla poszli o krok dalej – urządzili przed zakładem pikietę przeciwko uciążliwej działalności firmy i zaczęli zbierać podpisy do pozwu sądowego przeciwko zakładowi. Uzbierano ich 1050, pozew leży w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie. Termin rozprawy przeciwko Res-Drobowi nie został jeszcze wyznaczony.
Propozycja porozumienia odrzucona
Być może sprawa nie zaszłaby aż tak daleko, gdyby mieszkańcy mieli gwarancję, że firma wyprowadzi się z centrum Rzeszowa do Sieniawy koło Przeworska, jak zresztą sama wielokrotnie obiecywała. Mieszkańcy są na tyle zdesperowani, że potrafią zakłócić miejskie uroczystości, jak np. w czerwcu br. otwarcie nowych basenów ROSiR-u.
– Zaproponowaliśmy zakładowi i prezydentowi podpisanie porozumienia trójstronnego, aby mieszkańcy wiedzieli, że do 2020 roku zakład wyprowadzi się z centrum Rzeszowa. Te dwa lata jakoś przecierpielibyśmy. Miasto i zakład byli tą propozycją zdziwieni – twierdzi Kazimierz Rochecki, przewodniczący Rady Osiedla Śródmieście Południe.
Zanim jednak sprawa trafiła do sądu, mieszkańcy os. 1000-lecia, którzy zawiązali stowarzyszanie „Nasz Czysty i Zdrowy Rzeszów”, próbowali działać inaczej. Kilkukrotnie pojawiali się na sesji Rady Miasta, spotykali się z prezydentem Tadeuszem Ferencem, czy wojewodą podkarpackim Ewą Leniart (PiS) oraz składali setki pism do różnych instytucji kontrolujących, informując o nieprawidłowościach w Res-Drobie. Póki co, nikt sensownie nie był w stanie im pomóc.
„Brak kompetencji urzędników”
Jednym z ostatnich działań, które w walce o życie bez smrodu wykonało stowarzyszenie, był złożony w miniony piątek wniosek do prezydenta Rzeszowa o cofnięcie pozwolenia zintegrowanego na mocy, którego zakład Res-Drob działa. Zawiera on 17 stron i obejmuje wszystkie udokumentowane przez mieszkańców nieprawidłowości w zakładzie w latach 2010-2018, choć sam problem ze smrodem pojawił się już 2003 roku.
Brak pozwolenia wodno-prawnego, nieprawidłowości związane z podczyszalnią ścieków, samowola budowlana, brak raportu oddziaływania na środowisko – to tylko część zarzutów, które znalazły się w piśmie do ratusza.
Nie obeszło się także od punktowania, w jaki sposób Res-Drob narusza wydane przez miasto pozwolenie zintegrowane – prowadzenie uboju w godzinach nocnych, choć powinno się to odbywać między 6:00 a 22:00, przekraczanie dopuszczalnych norm hałasu, emisja zanieczyszczeń do powietrza, nocny rozładunek TIR-ów z drobiem, awarie podczyszczalni ścieków – to tylko część uchybień wykrytych przez mieszkańców.
Danuta Pelc, jedna z mieszkanek osiedla, twierdzi, że to, co się dzieje w zakładzie Res-Drob to łamanie ustawy o prawie wodnym, budowlanym i o ochronie środowiska, którego nikt w Rzeszowie nie chce zauważyć. – Brak kompetencji urzędników i obawa przed wykonaniem jakiejkolwiek decyzji – tak Pelc ocenia prace urzędników różnych szczebli ws. Res-Drobu.
Bądź na bieżąco.
Obserwuj nas na Instagramie!– Nie mamy żadnej pomocy ze strony urzędników. Nikt nas nie chroni, abyśmy mogli normalnie funkcjonować. Nie ma żadnej współpracy ze strony władz, aby nam pomóc – twierdzi z kolei Małgorzata Grzywa, prezes stowarzyszenia.
Kolejny krokiem stowarzyszenia w walce ze smrodem będzie zorganizowanie debaty publicznej z udziałem polityków, instytucji kontrolujących i Res-Drobem, aby wyjaśnić, dlaczego jest, tak jak jest i dlaczego nie można tego zmienić.
Walka ze smrodem i biurokracją
A co na to ratusz? Wie, że jest problem i należy go możliwie szybko rozwiązać, choć sprawa nie jest łatwa, bo z jednej strony są mieszkańcy, którzy żyją w smrodzie, a z drugiej ludzie – około 200-300 – którzy pracując w Res-Drobie i nierzadko są jedynym i źródłami utrzymania rodziny.
Miasto zapewnia, że urzędnicy nie siedzą z założonymi rękami, skarżą się na biurokrację. Tak jest chociażby przy pozwoleniu wodno-prawnym. Ratusz wydał je na 5 lat i wiedział, że jego ważność skończyła się w ubiegłym roku.
Zanim jednak miasto złożyło doniesienie na policję o tym, że zakład prowadzi działalność bez pozwolenia, urzędnicy musieli najpierw poprzerzucać się papierami z Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska i „Wodami Polskimi”. Te ostatnie od 1 stycznia 2018 roku są odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń wodno-prawnych.
To wszystko spowodowało, że zawiadomienie na policji złożono dopiero 24 lipca. A dlaczego ratusz nie przedłużył pozwolenia sam w ramach pozwolenia zintegrowanego? – Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji nie wydało pozwolenia, bo miejska kanalizacja nie byłaby w stanie przyjąć zakładowych ścieków – wyjaśnia Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
Podobnie jest z podczyszczalnią ścieków, która zdaniem stowarzyszenia, jest samowolą budowlaną. – To musi wykazać nadzór budowlany. Ekspertyza ma być gotowa na 29 września – tłumaczy Chłodnicki.
Ponadto, 5 lipca ratusz wydał decyzję o zmniejszeniu dziennego uboju z 500 do 231 ton. – Res-Drob odwołał się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Decyzja ma być w październiku – wyjaśnia rzecznik prezydenta.
Nadzieją dla mieszkańców os. 1000-lecia na szybkie załatwienie ich problemu wydaje się kontrola, którą ostatnio przeprowadził WIOŚ. Wstępnie wyniki pokazują, że zostały przekroczone normy hałasu. – Jeśli to się potwierdzi, to na ten moment jest to jedyna podstawa, aby wycofać zakładowi pozwolenie zintegrowane – mówi Maciej Chłodnicki.
Czy tak się stanie? Nie wiadomo.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl